Fabularnie rozczarowujące, a do tego mocno wątpliwe moralnie zwieńczenie trylogii dr. Hannibala „Kanibala” Lectera. Tym razem doktor zmierzyć się będzie musiał z opętanym żądzą zemsty byłym pacjentem, milionerem pedofilem, zmienionym przez Lectera w sparaliżowanego potwora. Przy okazji Lecter wyjaśni się los Clarice Starling, której kariera w FBI wyraźnie ugrzęzła w gąszczu toczących się w strukturach tej organizacji knowań i politycznych gierek.
+
Dr. Lecter po ucieczce z więzienia osiada we Florencji, gdzie, występując jako znawca kultury włoskiego renesansu, dr. Fell ubiega się o stanowisko kustosza słynnego lokalnego muzeum (poprzedni kustosz - dziwnym nie jest - zniknął w tajemniczych okolicznościach).
Pewnemu dociekliwemu włoskiemu policjantowi udaje się „połączyć kropki” i odkryć prawdziwą tożsamość superprzestępcy. Zamiast jednak wydać doktora amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości, chciwy makaroniarz sprzedaje informację o odnalezieniu Lectera mulitmilionerowi, Masonowi Vergerowi.
Verger to były pacjent doktora, szuj, zboczeniec i pedofil. Lecter na koniec terapii zmasakrował swego pacjenta - wyjadł (ihaa) mu mięśnie twarzy, połamał kręgosłup i sparaliżował. Teraz kaleka leży w mrocznym pokoju swej posiadłości, przez szybę ogląda bawiące się w sąsiednim pomieszczeniu dzieci i knuje zemstę na swym Arcywrogu. Planuje on on, by Lectera żywcem pożarły świnie - w tym celu wynajmuje włoskich mafijnych zakapiorów z planem porwania doktora i przewiezie gonia na sycylijską świńską farmę.
Próba ataku kończy się porażką - Lecter odkrywa plan, zabija sprzedajnego policjanta i jednego z porywaczy, a orientując się, kto wydał polecenie, decyduje się na powrót do USA, by tutaj ostatecznie rozwiązać sprawę.
Tymczasem jego starej znajomej, Clarice Starling, wiedzie się w strukturach FBI nieszczególnie. Jej przeciwnicy (wśród nich wyróżnia się obleśny wredny karierowicz Paul Krendler) wykorzystują fiasko specjalnej operacji, którą prowadziła Starling, w trakcie której doszło do krwawej strzelaniny, by podkopywać pozycję dzielnej agentki. Jej były przełożony, Jack Crawford, chwilowo ją ratuje - w związku z pojawieniem się informacji o powrocie Lectera do USA powierzone jej zostaje śledztwo w tej sprawie.
Clarice radzi sobie świetnie, odkrywa kolejne ślady i poszlaki- Krendler jest jednak nie tylko wredny, podły i obleśny (m.in .usiłuje zaciągnąć Starling do łóżka - #metoo), ale do tego jest również skorumpowany - w zamian za duże pieniądze i obietnice politycznego wsparcia sprzedaje tajemnice śledztwa Vergerowi. Ten zaś wciąż wierzy w realizację swego planu - interesuje go nie powrót Lectera do więzienia, a nakarmienie doktorem świń.
Spisek doprowadza do odebrania Starling śledztwa, tajne informacje pozwalające schwytać doktora trafiają zaś do wynajętych przez Vergera bandziorów…..
+
No niestety - meh. Zwieńczenie sagi Hannibala Lectera mocno zawodzi, jest pozbawione uroku i grozy poprzednich części, sprawia wrażenie wymuszonej, dość mechanicznie piętrzącej niezbyt przekonujące przygody i okropności.
Podobno Harris nie palił się do powrotu do postaci Lectera, podobno kontynuację wymusił na nim wydawca (a w zasadzie wytwórnia filmowa, trzepiąca grubą kasę na filmach z Lecterem). No to - podobno - Harris specjalnie tak napisał, żeby się w końcu odczepili i żeby kolejnych części na pewno już nie było*.
Coś jest na rzeczy, powieść bowiem, jak jest świetna warsztatowo, tak tchnie chłodem i brakiem szczerego zapału autora, wiary w opowiadaną historię. Chcecie okropieństw? Zaraz wam takie ohydy wymyślę, że się wam poranne latte czkawką odbije. Chcecie ciekawych bohaterów, których losy będą was trzymały w napięciu? Dam wam galerię cynicznych drani, osób skorumpowanych, zboczeńców, sadystów, zbrodniarzy, przy których sam Kanibal Lecter wyda wam się sympatyczny. Chcecie trzymającej w pamięci powieści, stawiającej z grozy włosy dęba na czole? A nie, sorka, z tej sagi już więcej nie wycisnę, znudziła mi się trochę, a nadto w sumie polubiłem tego swojego doktora (w końcu uczynił mnie milionerem)…
No i tu, przy postaci Lectera, Harris popłynął najbardziej. Po pierwsze, obdarza go rozlicznymi talentami w stopniu wręcz groteskowym. Nasz psychiatra nie tylko jest arcykoneserem muzyki, sztuki, zapachu i smaku, nie tylko brutalnym, nadludzko silnym i sprawnym zabójcą (furda mu tam mafijne osiłki, rach ciach i po krzyku) - Lecter Włochów oczy mówić po włosku, naukowców uczy historii sztuki a w wolnych chwilach wygrywa sobie dla rozrywki Wariacje Godbergowskie. Momentami robi się to niezamierzenie śmieszne.
Ale furda supermoce i talenty. Harris tak się bowiem zapamiętał w dobrym doktorze, że zaczyna go…usprawiedliwiać! Sic !!! OK, może i jest on kanibalem mordercą, ale przecież kanibalem został przez….no jaha, traumatyczne wspomnienia ruskich (?) Sołdatów, którzy zeżarli na jego oczach ukochaną siostrzyczkę.
Owszem, morduje ludzi, gotów jest nadal ich zjadać, ale wszystkie przestępstwa i makabryczne zabójstwa dokonywane są wobec osobników moralnie opisanych niżej niż sam Lecter. Cyniczny milioner to degenerat i psychopata, winny pedofilii, gwałtów, tortur i morderstw, opłacane przez niego cyniczne zakapiory zasługują tylko na śmierć, a skorumpowany przemocowy dykektor FBI to szmata godna najwyższej pogardy. Jasne, niemniej Harris najwyraźniej stracił nad swym konceptem jakiekolwiek panowanie - bowiem po drugiej stronie barykady stoi SERYJNY MORDERCA - KANIBAL! No pls! Ten sam, który wystawił „Czerwonemu Aniołowi” rodzinę Willa Grahama, ten sam, który uciekając w „Milczeniu Owiec” wymordował połowę składu pilunjących go, niewinnych policjantów, ten sam, który zjadał ciała swych niewinnych ofiar, popijając je chianti! No nie, próby wybielania Lectera budzą szczerą odrazę moralną.
Na dodatek brnąc w te dziwaczne rozwiązania Harris traci swego villaina, a powieść bez dobrego „złego” traci na wyrazie. Tak naprawdę to przecież Lecter ciągnął za sobą fabułę „Milczenia Owiec” (Buffallo Bill był tylko krawcem zboczeńcem, tak naprawdę na drugim planie). No i w „Hannibalu” ta słabość jest wyraźnie odczuwalna - sparaliżowany Mason Verger mimo swych rozlicznych obrzydliwości średnio się nadaje do roli Arcywroga, podobnie liche w tym elemencie są włoskie mafijne półgłówki cuchnące zjełczałym smalcem. W rezultacie rola Głównego Przeciwnika dość przypadkowo i niezbyt przekonująco przypada na koniec oślizgłemu krawaciarzowi z FBI - co znajduje swój wyraz w bizarrowym, odrażającym finale powieści.
Ano właśnie - jeszcze jeden kamyk - naprawdę słabe, wysilone, wręcz absurdalne zakończenie. Nawet nie mowa o „ostatniej wieczerzy” - to się swoistym czarnym humorem nawet jakoś broni, ale późniejsza coda, kiedy to para „zakochanych” (???) podróżuje sobie po świecie. Zaiste, co spowodowało katatoniczny stan Clarice Starling? Co zmieniło ją w somnambuliczkę niczym z doktora Caligariego? Chyba głównie dojmująca chęć zakillowania serii przez jej autora.
Sama sprawność narracyjna nie wystarczy. Przeciętna i odpychająca moralnie fabuła, nieciekawi bohaterowie, bardzo słabe zakończenie - pecunia może nie olet, ale czasami jednak nieświeżo trąci. Tylko dla fanów sagi.
PS.
O ile „Czerwony Smok” i „Milczenie Owiec” wyznaczały kierunki nowych trendów w literaturze „niepokoju”, łącząc policyjne procedury, sensacyjne śledztwa z mrokiem, klimatem i scenami wprost z powieści grozy, tak tym razem zawartość horroru w horrorze jest homeopatyczna. „Hannibal” to „normalny” brutalny thriller.
PPS.
Oczywiście Hollywood u szczytu powodzenia franczyzy „Lecterowej” nie odpuściło i powstał głośny blockbuster kinowy. Anthony Hopkins powrócił do roli Hannibala, dla Jodi Foster jednak było tego za dużo i w roli Clarice Starling zastąpiła ją Julianne Moore.
*
„Never say never” -Harris powrócił jednak do postaci doktora pisząc „Hannibal Po Drugiej Stronie Lustra” - prequel całej sagi. Pecunia faktycznie nie olet, ale aż się boję sięgnąć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz