piątek, 16 kwietnia 2021

Ray Bradbury Jakiś Potwór Tu Nadchodzi 8/10

U źródeł popularnego serialu „Stranger Things” upatruje się zazwyczaj Stephena Kinga i jego pomnikowej powieści „To”. W sumie racja, ale warto pamiętać, że King działa trochę jak koncern Apple, często przerabia, adaptuje na sprzedażowe megahity wcześniej już istniejące rozwiązania. Wydana w 1962 roku powieść Raya Bradbury „Jakiś Potwór Tu Nadchodzi” (jeszcze wrócę do tego tytułu) I właśnie archetypem opowieści łączącej w jedno nostalgię, koniec dzieciństwa, fantasy i horror  była właśnie.

+

Do Green Town (odpowiednik prawdziwego Waukegan w Illinois, w którym dorastał Bradbury) na tydzień przed Halloween przybywa wędrowny lunapark. To przybycie pełne jest jednak zagadek. Po pierwsze, tego typu atrakcje zazwyczaj pojawiają się w słoneczne dni lata a nie pod koniec października. Po drugie zaś, cyrk przybywa w otoczony tajemnicą w środku nocy i bezszelestnie, wręcz „magicznie”, rozstawia swe namioty i urządzenia pod miastem. 

Dwójka miejscowych chłopaków, Will Halloway i Jim Nightshade, postanawia zbadać sekrety otaczające lunapark. Zakradłszy się nocą na jego teren są świadkami fascynującego i zarazem przerażającego pokazu magii - karuzela będąca centrum rozrywki, kręcąc się wstecz odejmuje lat jednemu z przybyłych cyrkowców, złowrogiemu panu Coogerowi.

Jako nastolatek Cooger wkrada się w łaski lokalnej nauczycielki, panny Foley, nie zważającej na ostrzeżenia swoich dwu uczniów. Kobieta najwyraźniej znajduje się pod złym wpływem przybyszów i  prawdopodobnie również marzy o odmładzającej przejażdżce.

 

W trakcie kolejnego nocnego wypadu na terytorium lunaparku chłopcy przypadkowo uszkadzają karuzelę, na której Cooger właśnie „wracał” do swego wieku. Mężczyzna, nie potrafiąc zatrzymać maszyny dramatycznie się starzeje, gdy jednak przerażeni sprawcy wzywają lekarza i policję, drugi z właścicieli, wytatuowany pan Dark, zaprzecza ich opowieści. Przedstawia trzęsącego się staruszka jako „Pana Electrico”, jedną z atrakcji lunaparku.

Po odejściu władz sytuacja się zmienia. Demoniczne siły wędrownego miasteczka wyruszają na poszukiwanie swych „wrogów”. Gdy nocą nad miastem pojawia się balon, kierowany przez upiorną Pyłową Wiedźmę, Willowi udaje się go zestrzelić z łuku, jednak cały lunapark wraca za dnia, przechodząc przez miasto barwnym korowodem dziwolągów. Wśród nich ślepa Wiedźma węszy w poszukiwaniu swych ofiar. 

Chłopcy chronią się w bibliotece, gdzie pracuje Charles Holloway, ojciec Willa. Muszą przekonać dorosłego o zagrożeniu, muszą uzyskać jego pomoc. Ale czy przygnieciony ciężarem swych lat, zakompleksiony mężczyzna będzie w stanie przeciwstawić się ziłom Zła?


+


„Something Wicked This Way Comes” szturmem wkradło się na listy „best horrors” i do dziś tam, słusznie, pozostaje. To wzorzec z sevres, ojciec założyciel podgatunku młodzieżowej grozy, gdzie znajdziemy takie pomnikowe dzieła jak przywołane już kingowskie „To”, „Letnią Noc” Simmonsa, „Magiczne Lata” McCammona czy „Krainę Cieni” Strauba, a z krajowego podwórka, „Czarny Staw” Roberta Ziębińskiego. Tematyka „zła nadciągającego nad miasteczko” przywoła też skojarzenia z innymi klasykami - „Miasteczkiem Salem” czy „Upiorną Opowieścią”.


Bradbury to wspaniały, obdarzony wielkim talentem, pisarz; wszystko czego się w powieści dotknął zamienił  w szczere złoto. Książka jest w równej mierze wzruszająca, zachwycająca i przerażająca. Wzrusza nostalgia za przemijającym dzieciństwem, chłopięca szczera przyjaźń a najbardziej, cudownie opisana miłość ojca i syna (to najważniejszy temat opowieści Bradbury’ego).

Z kolei wszechobecna w „Potworze” magia w zależności od sytuacji albo budzi zachwyt albo autentyczną grozę. Bo w „Potworze” cudowność dzieli od niesamowitości cienka linia. Lunapark potrafi być kolorowy, magiczny, fascynujący (w pewnym momencie aż za mocno przyciąga on Jima Nightshade’a), by za chwilę naprawdę mocno i skutecznie straszyć .


Tak, mimo generalnie ciepłego tonu i raczej pastelowych barw scen pełnych grozy jest w powieści dużo. Kolejne odmiany Coogera, upiorny balon znaczący ślimaczym śladem dachy domów, poszukiwania chłopców w mieście, wizyta pana Darka w bibliotece - w tych momentach suspens można kroić nożem a ciary przebiegają po plecach. 

Pomaga w tym galeria znakomitych, demonicznych villainów. Już sam pan Dark by wystarczył (kingowski Randall Flagg z „Bastionu” pewnie się na niego mocno zapatrywał), a jest przecież jeszcze przerażająca Pyłowa Wiedźma z zaszytymi oczami, trzęsący się zewłok Pana Electrico, Człowiek Szkielet, Krasnal i inne straszliwie zniekształcone, magicznie przetworzone, przerażające ofiary wędrownego cyrku.

Równie znakomicie wykreowane są postaci pozytywne, obaj chłopcy i tata Willa (prawdziwy bohater powieści). 

Na uwagę zasługuje również styl, w jakim napisana jest powieść. Eteryczny, poetycki, trochę zmuszający czytelnika do wysiłku ale  w pełni go wynagradzający pięknem frazy, barwnością opisu, swoistym romantyzmem. Powieść jest niewielka, a akcja tak wciągająca, że i tak lektura jest z tych na jedno popołudnie.


Jeszcze zdanie na temat tytułu. „Something Wicked This Way Comes” należałoby tłumaczyć raczej jako „coś paskudnego”, wtedy lepiej by on oddawał niejednoznaczność Zła nadciągającego nad amerykańskie miasteczko. Przyczyną pojawienia się tutaj „potwora” jest jednak William Szekspir a dokładniej jego tłumacz Józef Paszkowski. „By the pricking of my thumbs, something wicked this way comes” to klasyczny cytat z Makbeta, przywołany w powieści przez Bradbury’ego. 

Przez Paszkowskiego „something wicked” przetłumaczone zostało właśnie jako „jakiś potwór”. Trochę szkoda, bo inne tłumaczenia, mniej od Paszkowskiego „kanoniczne” zgrabniej przekładają tę frazę jako : „coś złego się szykuje”, „złego coś się skrada” czy „ktoś zły zbliża się”.


Kończąc - lektura obowiązkowa, kanon literackiej grozy. Koniecznie! 


PS.

„Jakiś Potwór Tu Nadchodzi” wchodzi w ramy szerszego cyklu „Green Town” - i pod tym tytułem wydane zostało przez MAGa. 

Całość to zbiór niezależnych od siebie fabularnie opowieści osadzonych w tytułowym mieście; z punktu widzenia literatury grozy znaczenie ma tylko część ostatnia. Za to jakie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andrzej Zahorski - Stanisław August Polityk 6/10

Zgrabnie napisana biografia ostatniego króla Polski. Dowiadujemy się o jego młodzieńczych latach, o romansie z (przyszłą) carycą Katarzyną (...