W rok po przebojowej „Upiornej Opowieści” Peter Straub postanowił nawiązując do „Jakiś Potwór Tu Nadchodzi” Raya Bradbury’ego napisać własną powieść opowieść o chłopięcej przyjaźni w krainie magii i nadnaturalnej grozy. Wyszło tak sobie, momentami genialnie, momentami raczej słabo. Ale po kolei :
+
Internat surowej szkoły Carson. Dwaj przyjaciele, Tom i Del w chwilach wolnych od nauki fascynują się sztuką iluzji, trickami karcianymi i scenicznymi popisami magicznymi. Del chwali się wujkiem, samotnie żyjącym iluzjonistą, u którego spędza corocznie wakacje. Z entuzjazmem opowiada o swym krewnym, jego umiejętnościach magicznych, o posiadłości zwanej „Krainą Cieni”, o mieszkającej tam ślicznej dziewczynie, Róży Armstrong.
Tom przyjmuje zaproszenie Dela na wspólne spędzenie kolejnych wakacji. Jednak po przybyciu do Krainy Cieni nie wszystko okazuje się tak barwne, jak w opowieściach Dela. Wuj to stary, cyniczny alkoholik; nie wzbudza ani sympatii ani zaufania u Toma. Opowiada, że „zamierza się wycofać” i że „szuka następcy”, ale jego motywy i prawdziwe plany wydają się chłopcu podejrzane.
Sam dom otoczony jest tajemnicami, a pobyt chłopców ograniczają różne zakazy. Nie wolno im po zmroku wychodzić ze swych pokoi, nie wolno otwierać drzwi w mrocznym korytarzu. Del posłusznie kieruje się wolą wuja, Tom jednak nie potrafi opanować młodzieńczej ciekawości. W momentach nieposłuszeństwa staje oko w oko z Magią. Nocne wyjście na zewnątrz, w trakcie którego jest świadkiem, jak iluzjonista wraz z grupą mieszkających w sąsiedztwie brutali okrutnie dręczy ściganego borsuka, kończy się szalonymi magicznymi wizjami u boku wuja. Za zakazanymi drzwiami znajduje zaś pracownię w której przebywają… bracia Grimm!
W ciągu letnich dni wuj wprowadza obu chłopców w arkana magii, otacza ich różnego rodzaju magicznymi sztukami, w trakcie długich potkań opowiada historię swego życia. Dowiadują się, że był lekarzem wojskowym na froncie I wojny światowej, jak fascynował się magią, jak sam spotkał swego mistrza.
Tom coraz silniej wyczuwa jednak zagrożenie płynące ze strony Maga. Ten okazuje się okrutny, podstępny i żądny magicznej mocy, którą, jak się okazało, Tom posiada. Chłopiec usiłuje zorganizować ucieczkę z Krainy CIeni. Musi jednak namówić do niej Dela, który, zazdrosny o uwagę wuja, zrywa więzy przyjaźni i śliczną Różę Armstrong, w której się zakochuje.
Co się stanie, gdy stary mag pozna ich plany?
+
„Kraina Cieni” to powieść, która dużo obiecuje, ale niestety, nie wszystkie z tych obietnic dotrzymuje.
Pierwsza część, tocząca się w szkole, może czytelnika spragnionego mocniejszych wrażeń nieco znudzić. Przez 150 stron niewiele się dzieje, z gatunkowego punktu widzenia, horroru praktycznie nie ma a i magii tyle, co kot napłakał. Dominuje schemat fabularny - sadystyczny chuligan terroryzujący uczniów, wredny dyrektor, szkolni koledzy i szkolne przygody.
Sytuacja ulega zmianie po przybyciu bohaterów do Krainy Cieni. Pojawiają się tajemnice, pojawia się magia, dużo magii, poczucie narastającego zagrożenia, w końcu parę scen grozy.
Niestety, tu z kolei powieść zaczyna czasami zawodzić konstrukcyjnie. Przede wszystkim przemiana kochanego wuja w demonicznego zbrodniarza jest zbyt nagła i słabo umotywowana. W sumie nie bardzo wiadomo, dlaczego Tom tak bardzo zaczyna się obawiać starego magika.
Pomysł łączący wydarzenia toczące się w Krainie Cieni ze szkołą, jest nieprzekonujący, również „flash forwardy”, fragmenty z przyszłości pozostają w bardzo słabym z fabułą. Niektóre wątki w ogóle nie znalazły satysfakcjonującego zakończenia.
Nawet technika zdaje się momentami zawodzić Strauba, tak jakby nie do końca panuje nad piórem przy niektórych rozbuchanych opisach magicznych. W rezultacie czyta się te opisy ciężko, a czasami nie bardzo wiadomo, co się dzieje.
Ale też prawda, że chwilami „Kraina Cieni” ociera się o doskonałość. Są momenty czystej, wspaniałej grozy („Kolekcjoner”!), są elementy pełne napięcia, są nagłe przyspieszania akcji (pojedynek Toma z bandziorami ze stylizowanym cytatem z „Django”). Również na uznanie zasługuje postać Róży Armstrong, której wątek jest dobrze poprowadzony, choć absolutnie przewidywalny (dalekie echa sięgające wręcz do „Piaskuna” E.T.A. Hoffmana).
Ciężko jednoznacznie ocenić „Krainę Cieni”. Nie jest to sentymentalna opowieść o chłopięcej przyjaźni - na to jest w niej zdecydowanie za mało nostalgii i ciepła, obecnego w „Jakiś Potwór Tu Nadchodzi” Bradbury’ego, „Tym” Stephena Kinga, „Letniej Nocy” Dana Simmonsa czy w końcu w „Stranger Things”. Nie jest to też czysty gatunkowo horror, mimo faktu, że sięga on korzeniami aż do „Tajemnic Zamku Udolpho” z archetypem ponurego więzienia i władającego nim Podstępnego Drania. Cudowność magii zdecydowanie przeważa nad tutaj nad nielicznymi (choć efektownymi z zgrabnie poprowadzonymi) elementami grozy. W efekcie czytelnik pozostaje z chwilami efektowną, ale dość chłodną w tonacji opowieścią magiczną.
Mimo zastrzeżeń dla fana gatunku, pozycja obowiązkowa (#KANON), ale raczej z szacunku, niż z uwielbienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz