sobota, 2 stycznia 2021

Lionel Shriver Musimy Porozmawiać O Kevinie 7/10

Pewnie sama pani Shriver (męskie imię Lionel to pseudonim,  pani naprawdę nazywa się Margaret Ann) mogłaby się obruszyć na nazwanie jej powieści „horrorem”, niemniej jednak od chwili wydania w 2003 „Musimy Porozmawiać O Kevinie” okupuje rożnego rodzaju listy „best horror” czy „scairiest Books”. Zasłużenie, bo to książka absolutnie przerażająca i porażająca, pomimo braku w niej elementów grozy „nadprzyrodzonej”.


+


Eva Kchatchadourian (co za nazwisko!) to kobieta sukcesu, znana podróżniczka, autorka bestsellerowych przewodników i właścicielka świetnie prosperującego wydawnictwa. Udane jest również jej życie prywatne, jest w szczęśliwym związku małżeńskim z kochającym ją marketingowcem.

Pewnego dnia, gdy mąż dłużej nie wraca do domu, a Evę opanowują nieracjonalne lęki o jego życie, postanawia ona „mieć coś z niego” - mieć dziecko, które mogłoby zastąpić pustkę w razie nieobecności męża (ta dziwaczna „motywacja” ma istotne znaczenie dla sensu powieści). Kiedy jednak  po 9 miesiącach w bólach (będąc w ciąży naczytała się o zbawiennym wpływie porodu metodą naturalną bez znieczulenia) rodzi syna, zaczyna się dla niej Mroczny Czas.

Niemowlak wrzeszczy bez przerwy, na dodatek złośliwie, tyko wtedy, kiedy jest z nim sama (dziecko „milknie”, kiedy mąż wraca do domu), rezygnują z pracy kolejne wyczerpane psychicznie opiekunki.

Dynamiczna, wyzwolona matka jest uwięziona w domu z ryczącym, brudzącym, nieznośnym i złośliwym bachorem. Nie może wrócić do swego „normalnego” życia, do pracy, którą kocha, do zwykłych relacji z mężem.

Z biegiem lat sytuacja się pogarsza. Kevin jest coraz bardziej świadomy i w tej świadomości coraz bardziej wrogi i złośliwy - wobec całego otaczającego go świata, a w szczególności wobec matki. Udając dziecinną zabawę niszczy jej ukochaną pracownię; do szóstego roku życia uparcie, „na złość matce” załatwia się do pieluchy.

Kiedy pewnego dnia kilkakrotni, celowo, zmusza ją do zmiany kolejnych pieluch, dochodzi do katastrofy. W przypływie ślepej wściekłości matka łamie Kevinowi rękę. Maluch nie zdradza jej ani przed lekarzem na pogotowiu, ani przed mężem, ma jednak od teraz matkę w garści i kontynuuje swą sadystyczną grę.

Kevin rośnie a wraz z nim rośnie jego złośliwość i drzemiąca w nim wściekłość. Przez rozmaite zachowania dokucza innym dzieciom, powodując rozmaite przykrości i nieszczęścia jest, jak to spostrzega Eva, nielubiany w sąsiedztwie i szkole. Prowadzi z matką zimną wojnę podjazdową, sprzeciwia jej na każdym kroku, lekceważy jej wartości i ideały. Co gorsza, tylko ona widzi tkwiące w nim i narastające z dnia na dzień zło; zakochany ojciec nie przyjmuje żadnych słów krytyki ani ostrzeżeń.

Kiedy w małżeństwie pojawia się drugie dziecko, córka, sytuacja nie ulega żadnej poprawie, przeciwnie, Kevin, wchodząc w wiek nastoletni, staje się coraz gorszy. Powoduje szereg konfliktowych sytuacji w szkole - wpędza koleżankę w anoreksję, oskarża nauczycielkę o molestowanie seksualne. Matkę prowokuje ostentacyjnie  się masturbując. Najgorsze, oddana jego opiece młodsza siostra na skutek poparzenia żrącym środkiem traci oko. Eva jest przekonana, że to celowe działanie syna …


+


Lęk przez buntem swych dzieci, przed ich nastoletnim gniewem i sprzeciwem wobec zastanego porządku rzeczy jest powszechny i doskonale znany wszystkim rodzicom. W latach siedemdziesiątych horror rozpoczął eksplorować te obawy tworząc opowieści o demonach i złych mocach (że przypomnimy sobie „Egzorcystę” czy „Omena”), za sprawą których słodkie maluchy zmieniały się w opętane monstra.

XXI wiek porzucił ten komiksowy element „demoniczny”. Źródłem przerażenia w końcu nie jest ani Pazuzu, ani nawet sam Pan Ciemności, rodziców straszy sam gniew i bunt drzemiące w ich pociechach.

„Musimy Porozmawiać O Kevinie” to chyba najbardziej znany i przerażający opis takiego konfliktu - drobiazgowa, bolesna w lekturze, analiza wzrastania i wychowania socjopaty, wiodąca do iście Grand Guignolowego finału.

Groza zawarta w „Kevinie” zawarta jest w dwu (a nawet trzech) płaszczyznach. Ta pierwsza, zewnętrzna, skupia się na fizycznym koszmarze szkolnej masakry. Strach ten (w Polsce nieznany), opanował USA na początku XXI wieku, po serii tragedii, z udziałem nastoletnich szaleńców (z najsłynniejszą z nich, masakrą w Columbine).

Druga płaszczyzna to ten już omawiany lęk przed gniewem i buntem własnych dzieci. Ale najbardziej niepokojąca, przerażająca, jest ta trzecia, pozornie ukryta, płaszczyzna. To strach przed nieudanym rodzicielstwem, obawa przed nieudaną miłością, krzywdzącą dziecko i mogącą doprowadzić do katastrofy. To jest moment największej chwały i grozy „Kevina” !

Eva nie kocha swego syna, ona cały czas tylko udaje miłość. Zachowuje się zgodnie z podręcznikami „prawidłowego macierzyństwa”, jest wyrozumiała, opiekuńcza, poświęcająca uwagę, ale tak naprawdę ma do Kevina wieczny żal. O odebrane pasje zawodowe, o miłość męża, o niespełnianie jej wydumanych oczekiwań. Usiłuje maskować swój brak uczuć, swój emocjonalny chłód  mechanicznym przybieraniem pozy Dobrej Matki ale inteligentny Kevin potrafi doskonale wyczuć fałsz. 

Ale Shriver wcale nie oskarża matki o wychowanie socjopaty, no nie, to by było zbyt proste. Równie ostro ukazany jest „kumpelski” aż nadto tolerancyjny wobec Kevina ojciec. W pytaniu przyczynę zła nie ma łatwych odpowiedzi. Powieść jest w tym zakresie ambiwaletna, balansująca na linie. Czy Kevin to tylko skrzywdzone brakiem miłości dziecko ? Czy jednak jest on „born evil”, socjopatą, w którym wezbrała nad miarę ligottiańska Ciemność ? 

 

Od strony psychologicznej głębi bohaterów „Musimy Porozmawiać o Kevinie” to arcydzieło. Kreacja postaci przez Shriver jest wstrząsająca. Demoniczny, a jednocześnie nieszczęśliwy Kevin, zadowolony z wszystkiego, starający się uniknąć problemów ojciec, coraz bardziej zapiekła w sobie Eva - fenomenalna robota. Każdy dorosły czytelnik ze zgrozą nie raz rozpozna w lekturze samego siebie i swe zahowania.


Formalnie książkę tworzy seria listów, jakie po zbrodni Kevina (zwanej Czwartkiem)  pisze do męża samotna, odwiedzająca syna w więzieniu Eva. Na minus - przy całym swym ładunku emocjonalnym, przy wstrząsającej treści, czasami do lektury wkrada się nuda. Bohaterka ględzi i ględzi i GLĘDZI, aż wytrzymać nie można. „Cut, the crap, woman”! Z tym, że jak w finale już przejdzie do konkretów, to aż człowiek poprzedniego pośpiechu pożałuje. Jest okrutnie, krwawo, z makabrycznymi szczegółami i fabularnymi twistami. Koniec w pełni godzien jest miana „horroru”


Lektura niewdzięczna, męcząca, ale naprawdę przerażająca. Modern classic.



PS.

Powieść została dobrze przeniesiona na ekran z Tildą Swinton w roli Evy Kchatchadurian. Warto obejrzeć. 




PPS.

Podobna w tonacji, choć psychologicznie łagodniejsza a bardziej gatunkowo zbliżona do regularnego horroru jest powieść Zoje Stage „Zła Krew”. Była już opisana na grupie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andrzej Zahorski - Stanisław August Polityk 6/10

Zgrabnie napisana biografia ostatniego króla Polski. Dowiadujemy się o jego młodzieńczych latach, o romansie z (przyszłą) carycą Katarzyną (...