„Return” to szósty, ostatni tom cyklu przygód egzorcysty Marka Sabata stanowiący jednocześnie kontynuację wydanej w 2019 roku powieści „Reaper”. Bardzo smutne, że śmierć Guya N. Smitha przerwała dalsze prace nad kolejnymi Sabatami, szczególnie wobec informacji, że były one całkiem zaawansowane. Nadszedł więc czas pożegnań…
+
Piąty Sabat zakończył się cliffhangerem - wydawało się więc, że w kolejnym tomie Mark nadal toczył będzie walkę z demonicznym Quentinem. Nic jednak bardziej mylnego.
Sabat jak gdyby nigdy nic ratuje się z wzburzonych rzecznych odmętów, wraca do świeżo poznanej wdowy i wraz z nią wyjeżdża do Szkocji, by tam powoli szykować się do zasłużonego emeryckiego spokoju.
Brytyjska policja ma jednak dla niego jeszcze jedno zadanie - prywatny detektyw G.N.Strong (sic!) pokrzyżował onegdaj Mroczne Plany przestępcy-satanisty (ihaaa!) ukrywającego się pod pseudonimem „Reaper” i potrzebuje teraz ochrony przed zemstą, którą zbrodniarz złowrogo zapowiedział.
Nie ma nikogo lepszego do takiego zadania, jak nasz doświadczony egzorcysta. Sabat jeszcze raz zatem bierze rewolwer ze srebrnymi kulami, krucyfiks i wraz ze swą partnerką przybywa do wiejskiej posiadłości Stronga.
Sam detektyw, również w słusznym wieku (też zdrowo po sześćdziesiątce), akurat zakochuje się w opiekującej się jego domem atrakcyjnej pani (i naturalnie zaciąga ją do łóżka - GNS do końca był sobą!), po przyjeździe zatem kolejnej zakochanej starszej pary przytulne domostwo zamieni się w prawdziwe sanatorium miłości.
Niestety, ten „Żniwiarz”… Jeszcze we Francji (do której uciekł, jak rozumiem, po wydarzeniach z powieści „Reaper”) poddaje się operacji plastycznej, w efekcie której przyjmuje wygląd…zgrzybiałego, zramolałego starucha (sic! Sic!). Jako emerytowany rolnik wynajmuje gospodarstwo sąsiadujące ze Strongiem i zaczyna Knuć. Planuje zemstę na znienawidzonym detektywie oraz odnalezienie ukrytych na je posesji Skarbów z czasów Cromwella.
Międzynarodowy Syndykat Zbrodni (ihaaa!) pod nazwą „Różowa Pantera” (IHAAA!!!!) z siedzibą w Chorwacji (ihaaa??), z którym „Żniwiarz” współpracuje przysyła mu do pomocy dwu ruskich zabójców wyposażonych w… nowiczoka (ihaaa po raz już nie wiem który). Kilerzy mają tego nowiczoka rozpuszczonego w wodzie, ich uzbrojeniem okazują się zatem…pistolety na wodę! (No nie, nie wytrzymam!).
Złoczyńcy przez parę nocy będą starali się dotrzeć do gospodarstwa G.N.Stronga bo dokonać pomsty, ale jako że ich sprawność przypomina Gang Olsena, zadanie to okaże się dla nich za trudne…
+
Czasami, przy co bardziej odjechanych pomysłach fabularnych obecnych w powieściach G.N.Smitha można sobie zadać pytanie „czy on tak na poważnie?” W wypadku szóstego Sabata jednak wręcz, wydaje się, słychać śmiech Guya wymyślającego kolejne komiczne rozwiązania fabularne. Syndykat zbrodni „Różowa Pantera”, przestępca pod postacią zgrzybiałego angielskiego rolnika, dwójka ruskich killerów z pistoletami na wodę - to patenty w swej absurdalności i komiźmie niezrównane.
Właśnie poczucie humoru jest najmocniejszą stroną „Powrotu”. Grozy bowiem w powieści nie ma prawie wcale, a i akcji w rozwodnionej sensacyjnej fabule niewiele. Dominuje, podobnie jak to było w Wistman’s Wood, klimat i nastrój wiejskich wakacji, ze spokojnymi długimi spacerami po polach i łąkach i wieczornymi kolacjami czworga bohaterów. Nawet rodzące się między Guyem (Strongiem, hehe) a jego towarzyszką uczucie ma charakterystyczny, urlopowo sanatoryjny klimat.
Jak to często z powieściami Smitha bywa, autorowi zabrakło pary na wymyślenie jakiegokolwiek finału - stąd zupełnie deus ex machina zakończenie jest rozczarowujące. W ogóle za mało jest Sabata w tym Sabacie - detektyw ogranicza swą aktywność do paru spacerów i paru rozmów z ochranianym detektywem. Lwia część funu to pocieszne przestępcze trio i ich komiczna nieudolność.
Zabawny jest również fakt, że pod postaciami G.N.Stronga i Marka Sabata Guy umieścił w powieści aż dwa swoje alter ego. „G.N.S.” sam się niejako tłumaczy - wystarczy zresztą opis fizyczny detektywa, co do Sabata zaś, o tym, że egzorcysta ma w sobie niektóre cechy pisarza wspominał sam Guy w swej autobiografii. (tym którzy, znając co bardziej szalone wyczyny Sabata uznają Guya za niezłego popaprańca przypomnę, że literackim alter ego Kinga był np. Jack Torrance ze „Lśnienia”. Ihaaaa).
Podsumowując - główną zaletą finałowej części Sabata jest mnóstwo absurdalnego humoru i groteskowych scen. Do tego dochodzi naturalne i uczucie wzruszenia i nostalgii, wynikające tak z czasu pływającego dla powieściowego bohatera jak i z faktu, że to ostatni „Sabat” napisany przez Guya niewiele przed śmiercią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz