Zaczyna się druga trylogia w świecie Pierwszego Prawa, trochę jakby kontynuacja cyklu (dużo nawiązań do poprzednich części), z drugiej jednak w pełni samodzielna, ogromna opowieść, którą można z radością czytać bez znajomości już znanych fanom serii wydarzeń. Co najważniejsze - Abercrombie wciąż TO ma, wciąż jego opowieści czyta się z zapartym tchem, z oszołomieniem wywołanym dziką pędzącą przed siebie akcją i niespodziewanymi woltami fabularnymi.
+
Druga trylogia zbudowana jest wokół losów czwórki głównych bohaterów; to dwie pary - następca tronu, książę Orso (syn Jezala - to dla #kumatych) i jego kochanka, Savine dan Glokta (córka Arcylektora) oraz Leo dan Brock (syn pułkownika dan Brocka i Finree), i jego kochanka, Rikke (córka Wilczarza). Jej akcja toczy się mniej więcej 25 lat po wydarzeniach znanych z sagi.
I tak - na Północy jak zwykle w serii Pierwszego Prawa trwa wojna Unii z Północnymi. "Wikingowie", kierowani przez nieokiełznanego Stoura Zmierzchuna atakują wierną Unii prowincję Angland. Wojska, kierowane roztropnie przez owdowiałą Finree dan Brock, unikają bezpośredniego starcia, mając świadomość własnej słabości. Wszystkiemu ma zaradzić korpus ekspedycyjny przysłany z Unii, kierowany przez księcia Orso.
No ale jest problem...w przemysłowym mieście Valbeck wybucha rewolucja kierowana przez zbuntowanych brutalnym wyzyskiem robotników (Ci tworzą własne organizacje bojowe - Destruktorów i Podpalaczy). Trzeba pecha, że na chwilę przed rebelią do miasta przybywa Savine dan Glokta, wizytując jedną ze swych rozlicznych fabryk (Savine jest obrzydliwie bogatą bizneswoman, wyciętą wprost z kart Ziemi Obiecanej - wiecie, ten vibe Bucholza - "niech się cieszo, od mnie majo hobota, verfluchte Hunde). Młoda piękna arystokratkac cudem unika samosądu i chroni się, ukrywana przez jedną z robotniczych rodzin, tymczasem wojska Orso zamiast na północ muszą uderzyć na zbuntowany Valbeck.
Północ jakoś sobie daje radę - udaje się sprowokować Stoura Zmierzchuna do pojedynku jeden na jeden z bohaterskim Leo dan Brockiem i ku zaskoczeniu wszystkich wikiński zbój przegrywa (nie bez znaczenia była pomoc Rikke, dysponującej mocą prekognicji - nb. jedyny (!!!) element, powiedzmy, fantastyczny, w sadze (sic!) - a bohater przybywa do stolicy na wielką paradę. Nieco rozczarowany konstatuje tu, że będzie tylko cieniem wielkiego księcia Orso, który bez strat własnych opanował i uśmierzył rewoltę robotniczą (no, z niemałą pomocą Inkwizycji...)...
+
Pierwszy tom rozstawia figury na planszy - przede wszystkim czwórkę głównych bohaterów (znakomicie rozegrał Abercrombie temat obu par - kto doczyta, ten się dowie), ale i kilkoro pomniejszych a ciekawych postaci, zgorzkniałego wikińskiego byłego czempiona, który teraz specjalizuje się w unikaniu zagrożenia, byłego żołnierza-komandosa, który pragnie (bezskutecznie, it's Joe Abecrombie Novel) zapomnieć o przemocy wypełniającej jego wojenne lata, czy lodowatą, ponurą, cyniczną agentkę Inkwizycji, rozbijającą antypaństwowe spiski od środka.
Dwa główne wydarzenia - wojna na Północy i rewolucja w Walbecku, są opisane z rozmachem i charakterystyczną dla Abercrombiego werwą. Akcja ponownie będzie pędziła na łeb na szyje, ponownie będą nas zaskakiwały niespodziewane zwroty akcji, ponownie dominować będą wszechobecny cynizm, amoralność, zmieszane z przemocą, okrucieństwem, i (it's Joe Abercrombie novel...) czarnym humorem, a dialogi skrzyć się będą od ciętych one-linerów.
O ile dotychczasowe tomy cyklu Pierwszego Prawa można nazwać "low fantasy" (z uwagi na małą ilość elementu naqprzyrodzonego) o tyle nowa trylogia to już jest "no fantasy". W powieści praktycznie BRAK jakichkolwiek elementów fantastycznych, jak już pisałem od biedy można za taki uznać nieświadomą i niekontrolowaną prekognicję córki Wilczarza, Rikke. Nic to przygodzie nie szkodzi, ale faktycznie, aż człowiek czeka, kiedy Abrcrombie zupełnie odpuści gatunek i napisze serię thrillerów historycznych.
Klimat fantasy pryska tym bardziej, że świat Pierwszego Prawa porzuca już typowe dla poprzednich części gatunkowe getto średniowiecza/renesansu. Teraz jesteśmy na przełomie XVIII/XIX wieku - w epoce przemysłowej. Są smrodzące fabryki, eksploatowani do granic życia robotnicy (w tym dzieci!), dzielnice biedy, pełne tanich czynszówek i cuchnących ścieków, są wreszcie socjalistyczne, rewolucyjne ugrupowania.
Klimatu fantasy trochę może i serii brakuje, ale to nadal bodaj najlepsze czytadło, jakie można spotkać na rynku. Trzeba podczas lektury mocno trzymać się oparcia fotela, tak gnamy przed siebie, zafascyniwani i porwani kolejnymi przygodami.
Can't wait next one. To było świetne!
Komentarze
Prześlij komentarz