piątek, 18 kwietnia 2025

Stefan Grabiński - "Z Wyjątków. W Pomrokach Wiary" 6/10

Ojej… Ciężko się zbierał Wielki Stefan do lotu wysokiego. Tak pretensjonalnie, że aż oczy bolą od czytania. Debiutancki tomik “Z Wyjątków. W Pomrokach Wiary” jest tego dobitnym przykładem. Niemniej — fani klasycznej grozy powinni dać szansę „Stefanowi Żalnemu” (pod takim pseudonimem Grabiński wydał swój debiut), bo jeśli tylko otrząsnąć opowiadania z upiornej młodopolszczyzny i nawiedzonego, balansującego na granicy grafomanii poetyzowania języka — zostaje na dnie szlachetny diament, zalążki wspaniałych pomysłów, przebłyski tego, co nadejdzie.


+


Pewnym zaskoczeniem dla fanów znających dojrzałego Grabińskiego będzie fakt, że w tych jego pierwocinach rzadziej mamy do czynienia z rasowym, gatunkowym  horrorem, że bliżej tu do, powiedzmy, weird fiction, gdzie groza płynie nie tyle z terytorium fantastyki, z  duchów czy upiorów, a jest raczej efektem fatalizmu istnienia, dziwności, mrocznej tajemnicy istnienia świata. 


I tak - w “Puszczyku” narrator okazuje się niezamierzonym zwiastunem tragedii - jego obecność przynosi nieszczęścia i śmierć. Tymczasem burza złączyła go pod dachem opuszczonej cegielni z przypadkowym leśnym wędrowcem …


W wyjątkowo ponurej “Klątwie” pojawia się układ niemal rodem z pism markiza de Sade : wina spada wyłącznie na słabych i wątpiących. Oto dwu braci, jeden zły i zepsuty do szpiku kości romansuje z macochą, drugi, słaby, grzeszy tylko pomagając mu ukryć ten fakt przed ojcem.  Ale tytułowa klątwa zdradzonego przez synów starca dopada tylko jego,  słabego, targanego wyrzutami sumienia, podczas gdy “zły” brat uchodzi bez szwanku.


Ponura jest też “Pomsta Ziemi”. Stara wioskowa szeptucha zazdrości młodemu “czyniącemu” który lepiej i z sercem pomaga ludziom.Ale wiedźma ma ukrytego asa (albo raczej damę) w rękawie - piękną córkę. A czarownik młody to prawiczek, Złą Kobiecością nie zepsuty. I wpadnie niewinny w sidła krasawicy, i  odda się wyuzdaniu, i zapłaci za to cenę najwyższą…. Budka Suflera śpiewała w mojej młodości “Nie wierz nigdy kobiecie, dobrą radę ci dam, nic gorszego na świecie, nie przytrafia się nam”…no właśnie.


Na miano najważniejszego tekstu zbioru zasługuje jednak “Szalona Zagroda” - najbardziej rasowy horror, którego założenia fabularne przywodzą na myśl….”Lśnienie” (sic). Wdowiec z dwójką dzieci wprowadza się do opuszczonego, zaniedbanego domostwa. Dom wywiera na nim bardzo zły wpływ, który wiedzie do Bardzo Złych Rzeczy…. Brrrr!!!! Absolutne 10/10, pierwszy błysk geniuszu Grabińskiego - i to mimo paroksyzmów pseudoliterackiego bełkotu. Nic dziwnego, że autor powtórzył to opowiadanie z swym “drugim” dekadę późniejszym i nieporównanie dojrzalszym bardziej dojrzałym “Na Wzgórzu Róż”.


Nieco słabszy okazuje się mocno inspirowany Poem (Ligeia, Zagłada Rodu Usherów) “Wampir” - szlachcic hiszpański odmawia “zgody na śmierć” i w efekcie śpi snem nieumarłych w swej trumnie rodowej, a jego brat nasłuchuje w zamczysku odgłosów z krypty… Ale dla jasności - krwi tam nie znajdziecie - żadnego wysysania. Klimat panuje raczej nekro-melancholijny.


Najdziwniejszy tekst zbioru to bez wątpienia “Podzwonne”,  coś na kształt …. romansu homoseksualnego (sic!), choć zbudowane na platonicznym tle egzaltacji religijnej a nie cielesnych uniesień.  Między księdzem a jego wrażliwym, uduchowionym przyjacielem rodzi się Wielka, Czysta Miłość, prowadząca do Adoracji Absolutu. Ale krew nie woda - i świeckiego ostatecznie kuszą kobiece kształty. Kiedy zakochani planują wspólny wyjazd, przypadkiem w gospodzie nakrywa ich księżulo….


+


Od strony pomysłów -  jest wspaniale. Czuć przeogromny talent, gotowy do startu na wyżyny. Jest jadowicie ponuro, mrocznie, “weirdowo” - stężenie fatalizmu i grozy bije na głowę pluszowe angielskie ghost stories z epoki. Poza “Szaloną Zagrodą” reszta oscyluje na krawędzi gatunku - fatum, Straszliwa Kobiecość, emocje prowadzące do tragedii. Nie duchy i upiory, tylko człowiek w sieci własnych demonów. 


Ale niestety… ten fatalny  styl.


Egzaltacja do granic groteski. Nieznośnie rozpoetyzowany język, udziwniony, przesycony neologizmami, regionalizmami, stylizacjami. Czasem wręcz ma się wrażenie, że nie jest już język polski, że jakiś spieprzony generator AI wydaje z siebie  przypadkowe zbitki liter imitujące “słowiański” język. Próg wejścia jest przez to naprawdę wysoki - to rarytas głównie dla szalikowców klasycznej grozy a w szczególności fanów Wielkiego Stefana. Miłośnicy współczesnego weirdu po przedarciu się przez kaskady tych stylizacji również znajdą tu wiele dobra. 


Ale w sumie polecanki nie mają większego sensu. “Z Wyjątków” ukazało się bowiem  w przepięknej, starannie przygotowanej edycji dzieł wszystkich Grabińskiego od Wydawnictwo IX, zatem jako część zbioru i tak będzie kupowane głównie z przyczyn kolekcjonerskich.

niedziela, 6 kwietnia 2025

Graham Masterton - Zwierciadło Piekieł 7/10

Graham Masterton – Zwierciadło Piekieł    7/10


“Omen” spotyka “Alicję po drugiej stronie lustra”

Zwierciadło Piekieł to podręcznikowy przykład „złotej ery horroru” – mocno creepy, z fabułą skrojoną pod potrzeby wczesnych VHS-owych straszaków. Mimo (tradycyjnie u Mastertona) koncertowo schrzanionego finału, całość wypada zaskakująco dobrze: bardzo dobry pomysł wyjściowy, sporo grozy, kilka gore’owo-paskudnych momentów i przede wszystkim znakomity villain.

+

Boofuls: dziecięca gwiazda z piekła rodem

Martin Williams, aspirujący scenarzysta, klepie dialogi do telewizyjnych tasiemców, ale marzy o czymś większym. Jego autorski projekt to musical Boofuls – historia dziecięcej gwiazdy kina lat 30., śpiewającego aniołka, który zginął tragicznie. Podczas pracy nad kolejnym filmem został rozrąbany na 211 kawałków (sic! kocham Grahama za takie wstawki) przez własną babcię, która zaraz po zbrodni popełniła samobójstwo. No, morbid story to say the least – nikt nie chce tego dotykać.

Na otarcie łez Martin nabywa w zaprzyjaźnionym lombardzie ozdobne lustro, które niegdyś wisiało w apartamencie Boofulsa i było świadkiem jego makabrycznej śmierci. Lustro, jak nietrudno się domyślić, okazuje się magiczną bramą – a z jej wnętrza wychodzi… żywy Boofuls, który zamienia się miejscami z małym Emilio, wnukiem właściciela domu, w którym Martin wynajmuje mieszkanie.

Boofuls to z jednej strony słodki cherubinek z klasycznych musicali, z drugiej – demoniczny szantażysta. Żąda, by Martin skontaktował go z hollywoodzkimi producentami i pozwolił dokończyć przerwany musical. W zamian – Emilio będzie mógł wrócić.


Z Hollywood wprost do piekła

Boofuls błyskawicznie zdobywa uznanie – po pierwszym pokazie mogulowie Fabryki Snów są zachwyceni, a musical rusza z produkcją. Budżet: 35 milionów dolarów.

Martin, coraz bardziej zaniepokojony – no bo jak to tak, porąbany dzieciak pomyka po świecie? – zaczyna prowadzić śledztwo. Gdzie jest Emilio? Co naprawdę wydarzyło się w przeszłości? Trop prowadzi do okultystycznych rytuałów z udziałem dziecięcych gwiazd Hollywood, odprawianych w dziś zrujnowanym, niegdyś luksusowym hotelu.

Duchowni, którym Martin próbuje się zwierzyć, giną jeden po drugim, a premiera musicalu Boofulsa zbliża się nieubłaganie….

+


Boofuls: diabelskie dziecko z krainy czarów

Bardzo udany pomysł, świetnie grający motywem satanicznego kultu i upiornego dziecka, a do tego zręcznie podkręcony nawiązaniami do Alicji. Jasne, całość dosyć niewolniczo powtarza schemat Omena, ale baśniowy twist nadaje historii świeżego oddechu. Jest energia, są ciekawe postacie, ale najważniejsze: jest Boofuls.

Znakomita kreacja – ośmielam się stwierdzić, że bardziej złowroga i przerażająca niż Damien Thorn. Złotowłosy cherubinek, perliście się śmiejący, śpiewający i tańczący – a zarazem Syn Szatana, arcykapłan kultystów, demoniczny morderca. Znakomite.

Mamy cały szereg makabrycznych zbrodni, jak żywcem wyjętych z Omena, mamy śledztwo, które odsłania kulisy tragicznej śmierci dziecięcej gwiazdy. Są kultyści, są czarne msze, jest demoniczna panna Redd (red – you got it?). Co ciekawe, Masterton tym razem odpuszcza seksualne rytuały i romansowe przerywniki – i robi to z wdziękiem, wręcz ironizując z oczekiwań czytelnika w scenie finałowej.






Na wielki minus – finał. Znów mamy „wejście w świat demona” (tu: na Drugą Stronę Lustra), głupkowatego szatana – tępego jak krowa w oborze, a nie żadnego „pana Zła”. Znowu totalny, infantylny deus ex machina, tyle że tym razem bez uroku absurdu, który miał chociaż manitou komputera białych ludzi. Ze wspaniale budowanej grozy i dziesiątek trupów zostaje tylko mały, żenujący deszczyk.

A mimo to – o dziwo – nie rujnuje to ogólnej oceny. To nadal nastrojowy, świetnie pomyślany i przyzwoicie napisany horror z ery VHS. Fani Omena, satanic panic i okultystycznych jazd będą zadowoleni.


PS.
Film? Wydaje się, że chętnie bym obejrzał, ale jak się zastanowić, to niekoniecznie. Fabularnie to kalka wybitnego przecież  Omena, z dodanym apokaliptycznym, nieudanym finałem. Czas takich filmów minął razem z ejtisowymi taśmami. Ale książka? Nadal czyta się znakomicie.


piątek, 4 kwietnia 2025

Henryk Samsonowicz - "Hanza - Władczyni Mórz" 9/10

Rewelacyjnie napisana krótka historia powstania, rozwoju i zmierzchu Hanzy - ponadpaństowowego związku gospodarczego miast kupieckich Europy. Henryk Samsonowicz ma świetne pióro i dziesiątki fascynujących anegdot do opowiedzenia. W rezultacie książeczkę czyta się jak powieść historyczno-przygodową a nie nudną monografię naukową. 

Szczególnie pasjonujące są losy piratów i buntowników sprzeciwiających się wszechwładzy Hanzy - ten rozdział aż się prosi o współczesny serial przygodowy, bo dzieje się tam co niemiara.

Mimo daty powstania - 1958,  autor bardzo unika wszechobecnej wtedy propagandy - są minimalne ukłony w kierunku "wyzyskiwanego chłopstwa polskiego" (pod koniec), i "plebsu miejskiego" (na początku), jest oczywiście opisanie Gdańska jako miasta "polskiego", są też nietypowe dzisiaj, a wtedy obowiązujące reguły dotyczące nazewnictwa miast niemieckich. Rostock jest "Roztoką", Stralsund "Strzałowem" a Greifswald "Gryfią". Za kto Brugia cały czas nazywana jest "Bruges".

Ale to tylko taka ciekawostka. W przeciwieństwie do wielu innych tytułów serii Światowid "Hanza" nie straciła ani na aktualności Absolutna topka serii Światowid!

Adam Deka - "Mondo Sepultura" 6/10

Adam Deka – “Mondo Sepultura” 6/10 “ Mondo Sepultura” to kolejne twarde sci-fi z elementami grozy od Adama Deki, nieodrodny brat innych tytu...