czwartek, 3 sierpnia 2023

Joe Abercrombie Nim Zawisną 10/10

Drugi tom rewelacyjnej sagi “Pierwsze Prawo” pióra Joe Abercrombiego, nic nie ustępująca zapierającej dech w piersiach pierwszej części (“Ostrze”) dzika jazda po gatunkowych schematach fantasy, ani na chwilę nie tracąca obłędnego tempa, łobuzerskiego uroku, i cynicznego, ciętego humoru.


+


W Unii źle się dzieje. Wojna wybucha na dwu frontach, a na żadnym sytuacja nie przedstawia się dobrze. 


Na Północy wojna z Bethodem idzie więcej niż marnie. Sprytny manewr  “Króla na Północy” rozbił w strzępy korpus dowodzony przez księcia Ladislę. Wśród niewielu ocalałych znaleźli się pułkownik West i oddany pod jego komendę oddział północnych renegatów - niegdysiejszych kompanionów sławnego Logena Dziewięciopalcego, zmuszonych do ucieczki z ojczyzny przed siepaczami Bethoda.

Główna bitwa, do której udało się wojskom Unii zapędzić siły “wikingów” nie dała rezultatu - w decydującej bowiem chwili na pomoc północnym przybywają oddziały krwiożerczych szanków (tutejszych orków).


Nie lepiej wygląda sprawa na Południu. Ogromna armia imperatora Gurkhulu oblega fortecę Dagoska - gdzie wysłany został inkwizytor Sand dan Glokta. Zadaniem Glokty jest wyjaśnienie przyczyny zniknięcia poprzedniego inkwizytora (tak jest, był zdradziecki spisek wśród Rady Miejskiej) i, w miarę możliwości, zorganizowanie skutecznej obrony miasta przed zbliżającą się armią. Dzięki dyskretnej (acz wydatnej) pomocy finansowej banku Valint&Balk Glokta pozyskuje środki pozwalające na naprawę fortyfikacji, uzupełnienie zapasów i powołanie nowych sił zbrojnych, co pozwala na długotrwały opór wobec przeważających sił wroga.

Koniec końców jednak nec Hercules contra plures, ten Kamieniec Podolski skazany jest na upadek - w ostatniej chwili zmyślny inkwizytor odwołany zostaje jednak przez Arcylektora Sulta do stolicy. 

Tutaj jednak wkrótce dochodzi do makabrycznego mordu, który otwiera polityczna walkę poszczególnych stronnictw o władzę. Inkwizycja jest jednym z głównych graczy, Sand dan Glokta zaczyna jednak  podejrzewać Wieki Spisek, szczególnie po tym, jak przedstawiciel banku V&B składa mu propozycję nie do odrzucenia, by nie zagłębiać się w tajemnicę moderstwa…


Tymczasem Drużyna (no przecież! To jest Saga Fantasy!) podąża na Kraniec Świata z misją odnalezienia Potężnego Magicznego Artefaktu (bodaj Nasienia Mocy, czy jakoś tak), który pomoże magowi Bayazowi w walce z jego magicznym przeciwnikiem, prorokiem Khalulem (stojącym za Imperium Gurkhulu).


Na śmiałków czeka wiele niebezpieczeństw. Spotkają się z Przeważającymi Siłami Wroga (wspaniała scena walki na wzgórzu - wyraźny hommage dla  filmu “Conan Barbarzyńca”), czeka przejście przez upiorne, wymarłe miasto Aulcus, zasiedlone przez hordy morderczych szanków (wyraźna hommage dla podróży przez kopalnie Morii z “Władcy Pierścieni”), a na koniec, gdy już, mimo przeciwności, dotrą na Kraniec Świata, skille poszczególnych bohaterów doprowadzą do realizacji misji. No, żebyście się nie zdziwili…


+


Środkowe części sag fantasy mają trochę pod górkę. O ile pierwszy tom to przedstawienie świata, bohaterów, zawiązanie akcji, o ile ostatni to finałowe rozstrzygnięcia, o tyle w środku czeka czasami ciężka orka (kto czytał “Pamięć, Smutek I Cierń” Williamsa, a i - blast me -  naszego “Wiedźmina”, ten wie, o co kaman).

Nic podobnego jednak nie ma miejsca u Abercrombiego. Tu nadal wszystko iskrzy się, gna przed siebie na turbodopalaniu, bez chwili oddechu, bez chwili znudzenia. To naprawdę rzadkie i w sumie aż sprzeczne z regułami klasycznego storytellingu. 

No bo wiadomo, trzeba stosować płodozmian, światłocień, chiaroscuro. Po fragmentach pełnych akcji i energii następują fragmenty uspokojenia i wyciszenia. Po Nazgulach Rivendell, po  Morii Lothlorien, takie sprawy. 

Mhm, ale nie w trylogii Pierwszego Prawa. Tutaj ani sekundy wskazówka licznika nie spada poniżej setki, tutaj strach mrugnąć oczami, herbaty se zaparzyć, tyle się dzieje. Nawet jak następuje pozornie spokojniejszy moment (powiedzmy, że drużyna liże rany po kolejnej walce) to i tak autor albo dokłada do pieca emocjonalnie (będą “romanse”!), albo wciąga w mroczne opowieści o początku świata i walkach półboskich sił. 


Ruchliwa kamera wciąż skacze pomiędzy trzema lokacjami (Północ, Dagoska/Adua, Kraniec Świata), zawsze pokazując moment najżywszej akcji. W każdej chwili lektury czuć, że autor zawodowo trudnił się montażem filmowym, narracja bowiem aż iskry się od sztuczek montażowych, tricków,  kątów i perspektyw maksymalizujących tempo opowieści.


Ba, Abercrombie bawi się jeszcze bardziej, przeskakując wciąż narracyjnie pomiędzy kolejnymi bohaterami, ukazując wydarzenia z ich perspektywy, umiejętnie oddając cechy osobowe poszczególnych postaci - wściekłość Ferro, naiwną buconadę Jezala, morderczy spokój Logena. Aczkolwiek, żeby być szczerym, to mimo zróżnicowania emocjonalnego i tak wszyscy oni na koniec i tak, zgodnie z zasadami “grimdark fantasy” pełni będą cynizmu i goryczy. 

Tak, przypomnieć bowiem trzeba, że “Nim Zawisną” to czołowy reprezentant  nurtu grimdark fantasy, którego cechą charakterystycznę jest (za Wikipedią) “pervasively gritty, bleak, pessimistic, or nihilistic view of the world”,  gdzie postaci są do bólu niejednoznaczne moralnie, a wszystko wcale nie musi się “dobrze skończyć”.

Abercrobmie wchodzi wręcz na nowy poziom “grimdarkowania”. O ile w pierwszej części sagi ukazał genetyczne stereotypowe postaci z fantasy i dokonał ich totalnej dekonstrukcji, to teraz zaczyna jeszcze wszystko podkręcać. Okazuje się, że bufon i tchórz potrafi być porządnym kompanem i człowiekiem, że demoniczny Bayaz bywa porządnym starym magiem, a  przeszłość pragnącego w miarę możliwości unikać przemocy  Logena ukazuje go jako  budzącego grozę, psychopatycznym mordercę ( pamiętacie finał “Unforgiven” ? “Przyjdę i zamorduję was, wasze kobiety i dzieci! Nikt nie pozostanie żywy!”).


Czytanie Abercrombiego to jest absolutna radość dla oczu., zachwyt nad sprawnością storytellingu dosłownie oszałamia. Nie tylko każdy rozdział, tu każdy akapit, każde praktycznie zdanie żyje własnym życiem, pełne błyskotliwej inteligencji, przekornego humoru i nihilistycznego cynizmu.

 

Dla fana fantasy (w tym zwłaszcza dla fanów Gry O Tron - bo to ukochany młodszy brat sagi - jeszcze szybszy i jeszcze bardziej grimdark), dla każdego czytelnika lubiącego świetną (ok, trochę chłopakową) zabawę i znakomitą technikę literacką  - jazda obowiązkowa. 


PS.

Jak to by się oglądało! Ja się pytam - GDZIE JEST SERIAL ???? Wiesiek bokami robi, lepiej jakby producenci przerzucić się na Pierwsze Prawo!  Byle nie Hissrich i Baginski, pls… 


PPS.

Zdanie na temat tytułu. To fragment z motta powieści, cytatu z Heinricha Heinego - “Powinniśmy wybaczać naszym wrogom, nie wcześniej jednak, nim zawisną”. Grimdark jego mać…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graham Masterton - "Czarny Anioł" 5/10

Zaczyna się zgodnie z recepturą hitchcockowską, od trzęsienia ziemi. Scena brutalnego zamordowania całej rodziny jest jedną z mocniejszych j...