Trzeba brawurowej bezczelności Palahniuka, żeby wziąć na warsztat jeden z najbardziej znanych skeczów Monty Pythona (“Zabójczy Żart”) i zamienić go w pulsujący nerwową energią, weirdowy groteskowy horror. A jednak się udało!
+
Pewien dziennikarz bada sprawę serii niemowlęcych śmierci łóżeczkowych Na miejscu każdej tragedii znajduje książkę z dziecięcymi rymowankami, otwartą na tej samej stronie, na której zapisana jest pewna dziwna kołysanka.
Nie jest trudno dodać dwa do dwóch i wkrótce dziennikarz rozumie, że znalazł przerażające zaklęcie, które zabija (dokładnie - usypia na zawsze) każdego człowieka, któremu zostanie odczytane. Co gorsza, zaklęcie wchodzi mu tak mocno do głowy, że wystarczy przypadkowo o nim pomyśleć, patrząc na inną osobę, by ta natychmiast “zasnęła na wieki”.
W ramach kolejnych “prób” bohater zabija kilkoro zupełnie przygodnie spotkanych ludzi, a zrozumiawszy, jak straszną mocą dysponuje, chcąc ją jednocześnie okiełznać, rozpoczyna własne śledztwo dotyczące upiornej rymowanki. Doprowadza go ono do ekscentrycznej właścicielki biura pośrednictwa nieruchomości…
Biuro pośrednictwa jest równie ekscentryczne, jak sama właścicielka. Przedmiotem obrotu w nim są bowiem….nawiedzone nieruchomości (!!!). Biznes polega na tym, by PRZED sprzedażą nie nagłaśniać niepokojących okoliczności i informacji - niech fakt nawiedzenia wyjdzie na jaw po transakcji (i po zainkasowaniu przez biuro stosownej prowizji!). A wtedy, gdy zdesperowany, przestraszony właściciel dzwoni po pomoc, biuro oferuje pomoc w….sprzedaży przeklętego domu - oczywiście za KOLEJNĄ prowizją!
Kiedy jeden z tak wkręconych klientów zamiast sprzedaży decyduje się na wyburzenie swej posiadłości, oburzona szefowa, ratując “cenny zabytek” zabija go za pomocą Kołysanki. Właśnie to naprowadza dziennikarza na jej trop.
Pierwsze spotkanie pary jest pełne napięcia, ale po początkowym klinczu obydwoje decydują, że tak złowroga siła jak Kołysanka nie może się dostać w niepowołane ręce, a przecież książeczek z klątwą wyszło kilkaset i każdy przypadkowy czytelnik może się dowiedzieć o Kołysance - jak np. pewien pielęgniarz, który zdobył tajemnicę od naszego dziennikarza i przy jej pomocy uśmierca kolejne supermodelki po to, by później uprawiać nekrofilię (sic!) z ich zwłokami. Wspólnie zatem z asystentką pośredniczki, praktykującą nowoczesną magię wiccanką i jej zbuntowanym, anarchistycznym chłopakiem ruszają w podróż po Ameryce, by wykupić i zniszczyć wszystkie pozostałe egzemplarze Kołysanki….
Bohaterowie skrywają jednak różne motywacje. Dziennikarz przerażony swym darem - wystarczy, że źle o kimś pomyśli, i osoba ta natychmiast zasypia na wieki - chce tylko zlikwidować zagrożenie, kobieta zaś (wykorzystywała ona moc Kołysanki również jako wynajmowany przez różne agencje rządowe morderca), pragnie zdobyć nieograniczoną moc i władzę. W trakcie podróży wychodzi również na jaw, że każde z nich dawno, dawno temu miało już tragiczny kontakt z Kołysanką.
+
Nazwanie prozy Palahniuka “horrorem” jest oczywiście pewnym nadużyciem i sporym spłyceniem tematu. Palahniuk to chodząca petarda - jego szalona i intensywna twórczość wymyka się definicjom i ograniczeniom gatunkowym. Nie inaczej jest z brawurową Kołysanką - duch punkowej rebelii, przewrotny humor, magia, groza i groteska mieszają się w tyglu, by zaskoczyć i oczarować czytelnika. Niemniej od strony stricte formalnej to powieść chyba najbliższa klasycznie rozumianej grozie. Mordercze zaklęcie, wiedźmy, grymuar oprawny w ludzką skórę, seryjny “kołysankowy” morderca - jest się czym cieszyć.
Wszystko jest obficie podlane czarnym, sarkastycznym humorem i duchem antysystemowej rebelii, również typowymi dla Palahniuka (pamiętacie Fight Club?). Coraz bardziej groteskowe ogłoszenia prasowe “antysystemowego” buntownika, w których, rzucając fałszywe oskarżenia pod adresem luksusowych sklepów i instytucji zbiera “pozwy zbiorowe pokrzywdzonych”, grand guignolowy wątek pielęgniarza-nekrofila są jednocześnie zabawne i gniewne.
Postaci początkowo są raczej groteskowe, to nie tyle realni ludzie co aktorzy na scenie makabrycznej komedii, ale stopniowo pojawia się cała masa kontekstów i znaczeń. Przede wszystkim ciekawie rozwija się relacja dwójki dwójki głównych bohaterów - od, bez mała, pary rewolwerowców, ścigających się kto pierwszy “zastrzeli” drugiego Kołysanką do głębokiego, potężnego uczucia. Z kolei towarzysząca im dwójka młodzieży zaczyna pełnić rolę substytutu utraconych niegdyś dzieci - w efekcie w pewnym momencie powieść zmienia się w pokręconą historię “rodzinną”.
“Kołysanka” nie jest pozbawiona wad. Wraz z upływem lektury zaczyna się robić nużąco, za dużo jest tych samych zagrywek i już zużytych żarciochów. Ale dokładnie wtedy, kiedy czytelnik zaczyna z obawą zastanawiać się, czy powieść w ogóle dokądkolwiek zmierza, zaczyna sarkać na brak przekonującego kierunku i celu opowieści, znakomity, intrygujący finał ratuje sprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz