Rzadko wychodzę ze swej strefy komfortu i czytam coś innego niż horror, ale czasami warto. I faktycznie, tym razem przeczucie mnie nie zawiodło - “Diabeł” to doskonała powieść sensacyjna, z jednej strony oddająca hołd VHSowym akcyjniakom lat osiemdziesiątych (Rambo, Commando), sięgając wręcz do schematów westernowych (ktoś jeszcze w ogóle pamięta “schematy westernowe” ?:-), z drugiej oddająca hołd naszym żołnierzom jednostek specjalnych, z przejęciem i oddaniem opisująca ich często trudną sytuację i los po zakończeniu służby.
Tytułowy “Diabeł” to Max, były żołnierz służb specjalnych, który po odejściu ze służby (tak, są Mroczne Powody tegoż odejścia) znika trochę z radarów świata (z angielska się mówi “low profile”), ot, mieszkający samotnie w leśnej pustelni, tylko z ukochanym owczarkiem belgijskim ( Suką), part time ochroniarz, takie sprawy.
Diabeł, otrzymawszy wiadomość o śmierci ojca, wraca do rodzinnych Tarnowskich Gór na pogrzeb. Na miejscu (ofkors) natrafia na splot lokalnych interesów i brudnych sprawek, w szczególności zaś na konflikt, który rozgorzał między lokalnym gangusem a równie mocno miejscowo usytuowanym krewnym Diabła , “ujkiem”.
Komandos (ofkors), chcąc nie chcąc zostaje wplątany w sprawę; im więcej jednak odkrywa tajemnic, tym bardziej wszystko staje się nieoczywiste… Okazuje się, że w okolicy Tarnowskich Gór mają miejsce naprawdę Paskudne Sprawy, takie z tych najgorszych, i Max, chcąc nie chcąc musi z całą swą sprawnością (a jest ona na Najwyższym Poziomie) zaangażować się w Zwalczanie Zła, czekając jednocześnie na przybycie odsieczy - dawnych kompanów z jednostki.
W finałowej rozgrywce trup słać będzie się gęsto a grzechot broni maszynowej nieść się będzie echem po tarnogórskich lasach…
+
Z powieścią Ziębińskiego (a wkrótce i powstałym na jej podstawie filmem) jest jak ze Stephenem Kingiem - rzecz nie w oryginalności pomysłu a w zręczności jego opowiedzenia.
Powrót Weterana do miejsc rodzinnych i walka z napotkanymi tam brudnymi układami to klasyczne, wiele razy sprawdzone rozwiązanie, to w zasadzie archetyp gatunkowy, zatem głównym zadaniem stojącym przed autorem jest przedstawić tę historię tak, by przyciągnęła uwagę czytelnika. Robertowi Ziębińskiemu udaje się to wybornie. Są dwa tego powody - po pierwsze znakomita i znakomicie opowiedziana historia, po drugie, ukryty w powieści pod tą efektowną fabułą poważny namysł na temat losów byłych żołnierzy, komandosów, którzy oddają ojczyźnie swe zdrowie i życie, nie zawsze spotykając się z odpowiednim uhonorowaniem swego poświęcenia.
Powieść ma znakomite, typowe dla kina sensacyjnego tempo i ciekawie, przejmująco zarysowaną postać głównego bohatera. Owszem, reszta postaci jest dość schematyczna, ale to nie szkodzi, tak raczej miało być, żeby nie odciągać uwagi czytelnika, skoncentrowanej na Maxie, jego przeszłości i teraźniejszości. Tutaj jedyny mój “zarzut” - trochę brakuje mocniejszego przybrudzenia postaci Maksa, czegoś, co uwiarygadniałoby jego późniejszy kryzys mentalny - ja wiem, jakiejś wojennej zbrodni, gwałtu; sam spór z przełożonym to wydaje się trochę za mało. No ale też prawda, że Maks ma być bohaterem pozytywnym, a nie nawróconym księdzem Robakiem, ma od początku generować ciepłe uczucia i sympatię czytelników - trudno, by miał to robić były zbrodniarz wojenny, tak, że może przesadzam.
Fajny jest dominujący przez większość powieści duszny klimat rodem z “Chinatown” - wszyscy są umoczeni a Złole są naprawdę ArcyZłolscy. Musiało być tak na czarno, żeby rzeź miała znaczenie. Łącznie z “too łatę” kawalerią.
Pewnym zaskoczeniem jest skala “akcyjności” i tzw. “body count” finału. Czytelnik spodziewałby się raczej nacisku na klimat i suspens, jak to ma miejsce przez większość książki, tymczasem nad zakończeniem niesie się huk kanonady karabinów maszynowych a trupy Złoli ścielą się równie gęsto, jak w przywołanym już wcześniej filmie “Commando” (z westernów najbardziej na myśl przychodzi genialny “Unforgiven”). Tutaj tym bardziej można podziwiać warsztatową sprawność Ziębińskiego - sceny akcji wymagają zegarmistrzowskiej precyzji narracyjnej i bardzo zręcznego pióra, a autor radzi sobie z nimi znakomicie - super tempo i filmowe sceny (łącznie z przybywającą “too late” kawalerią powietrzną).
Doskonała lektura, świetna powieść sensacyjna, nie mogę się doczekać seansu kinowego. (trochę też ze strachem, bo film akcji wymagają od reżysera mnóstwa warsztatowych umiejętności).
PS.
W bonusie do powieści jest opowiadanie “Dziewczyna” (kapitalne!), trochę w komiksowym klimacie “Sin City”.
PPS.
Jest na Netflixie serial “Nobel” - bardziej w formule thrillera niż akcyjniaka utrzymany, ale zajmujący się podobną sytuacją - były komandos wciągnięty w polityczne brudy. Mało znany, a też warto.
PPPS.
Kudosy za urocze kameo z metalowym koncertem Dragona w Tarnowskich Górach :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz