“Hrabia Monte Christo” znany jest głównie z rozlicznych adaptacji filmowych (tak było np. u mnie) kontakt z literackiem pierwowzorem stanowić będzie zatem duży szok dla przygodnego czytelnika. Powieść jest bowiem gigantyczna (ok. 1500 stron!) a bogactwo obecnych w niej wątków, historii i subplotów dosłownie oszałamia, chwilami przywołując skojarzenia wręcz z “Rękopisem Znalezionym W Saragossie” (!).
Naprawdę warto sobie w jakimś notesie rozpisać, kto, co, gdzie i z kim - będzie nieco łatwiej super-gęstą fabułę śledzić. Aczkolwiekw trakcie lektury w pewnej chwili wszystko wskakuje na swoje miejsce i staje się jasne. A powieść jest tak świetna, tak misternie zbudowana i tak trzymająca w napięciu, że pomimo blisko dwustu lat od jej powstania czyta się ją z zapartym tchem.
+
Jest rok 1815. We Francji trwa restauracja dynastii burbońskiej, Napoleon siedzi zesłany na Elbie, a kraj wre, podzielony politycznie na dwa nienawidzące się wzajemnie plemiona (skąd my to znamy…). Stronnicy obalonego Cesarza spiskują, by przywrócić go na tron, służby burbonów tropią te spiski zawzięcie.
Edmund Dantes jest młodym oficerem na statku handlowym należącym do zamożnego kupca marsylskiego - i wszystko układa mu się znakomicie, tak w życiu zawodowym jak i prywatnym. Kupiec postanawia awansować go na stanowisko kapitana (poprzednik zmarł po krótkiej chorobie podczas ostatniego rejsu), a ukochana Mercedes przyjmuje jego oświadczyny.
I nagle wszystko wali mu się na głowę - podczas przyjęcia zaręczynowego zostaje na skutek anonimowego donosu aresztowany z podejrzeniem o zdradę stanu! No cóż - jak Ci się w życiu za dobrze wiedzie, to się łatwo dorobić zawistnych wrogów…. Okazało się że donos sporządzili skłócony z Dantesem księgowy ze statku oraz odtrącony konkurent do ręki Mercedes, wykorzystując fakt, że Edmund na prośbę zmarłego kapitana doręczył pewne tajne listy z Elby (remember - Napoleon!) do Paryża.
Młody, ambitny prokurator, początkowo gotów był dać wiarę szczerym wyjaśnieniom Dantesa, ale dowiedziawszy się, że doręczone dokumenty faktycznie miały charakter spiskowy a ich adresatem był ojciec prokuratora (!), znany zwolennik Napoleona - obawiając się, że ujawnienie tego faktu podczas procesu zniszczy jego urzędniczą karierę, decyduje, by Dantesa bez wyroku osadzić w stojącym u wejścia do portu marsylskiego ponurym zamku If.
W międzyczasie Napoleon powraca z Elby, następuje chwilowa restytucja Cesarstwa i, wydaje się, młodzieniec lada chwila opuści loch, ale jak wiadomo, po 100 dniach, po bitwie pod Waterloo, bonapartyści ostatecznie ponoszą klęskę. I to pieczętuje los nieszczęsnego Dantesa…
Nieszczęśnik, kiedy jasne się stało, że nie opuści on nigdy więzienia, wpada w najczarniejszą rozpacz i zaczyna przemyśliwać o samobójstwie, od najgorszego powstrzymuje go jednak inny osadzony, siedzący w sąsiedniej celi ksiądz Faria. Więźniowie zaprzyjaźniają się, za pomocą tajnego przejścia odwiedzają wzajemnie w swoich celach, rozmawiają i życiu i swych losach. Mijają długie lata, w końcu Faria po krótkiej chorobie umiera, przed śmiercią przekazuje zaś Dantesowi tajemnicę bajecznego bogactwa - skarbu króla włoskiego, którego ksiądz był powiernikiem.
Dantes wykorzystuje śmierć Farii do ucieczki - zaszywa się, zamiast jego zwłok, w worku, który strażnicy mają wyrzucić z murów twierdzy w morze. Po ucieczce dołącza przybywa na skalistą wysepkę Monte Christo, gdzie w pieczarze odnajduje nieprzebrany skarb księdza Farii…
Mijają kolejne lata. Do Paryża przybywa tajemniczy, bajecznie bogaty hrabia Monte Christo. Do towarzystwa wprowadza go jego młody przyjaciel, wicehrabia de Morcerf, który zna Monte Christo jeszcze z Rzymu, gdzie ten uratował Morcerfa z rąk lokalnych rzezimieszków.
W gronie znajomych główne role odgrywają - bogaty bankier baron Danglars (niegdysiejszy zdradziecki księgowy), robiący polityczną karierę generał de Morcerf (niegdysiejszy zdradziecki konkurent, a dziś mąż pięknej Mercedes) oraz główny prokurator królewski de Villefort (tenże sam, który onegdaj wtrącił do lochu nieszczęsnego Dantesa!)
Monte Christo swym urokiem osobistym, olśniewającym bogactwem i otaczającą go aurą tajemnicy, robi prawdziwą furorę - uczestniczy w życiu towarzyskim Paryża, bywa na przyjęciach i sam przyjęcia wydaje, przyjaźni się z wszystkimi, ale tak naprawdę tka sieć przerażającej zemsty, która ma doprowadzić swych wrogów do ostatecznego upadku w niewysłowionych cierpieniach …
+
Często myśląc o “Monte Christo” dzisiejszy czytelnik uznaje ją za jeszcze jedną przygodową powieść płaszcza i szpady, taką jak np. “Trzej Muszkieterowie”, trudno jednak o większe nieporozumienie! Dla Dumasa “Hrabia” był powieścią jak najbardziej współczesną, sensacyjnym thrillerem politycznym, którego akcja toczy się na tych samych ulicach i w tych samych salonach Paryża, po których stąpał i sam Dumas i Balzac, i Chopin, i Liszt, i Delacroix i setki wielkich tamtej epoki.
W powieści nie ma szpad (jedyny pojedynek, który jest w niej opisany nie dochodzi do skutku), niewiele w sumie jest tzw. “akcji bezpośredniej”, dynamicznych przygód z machaniem pięściami i strzelaninami, to jest gęsty salonowy dreszczowiec, z jednej strony mający charakter “polityczny” (wciąż w tle są napięcia dzielące ówczesne społeczeństwo Francji), z drugiej zbudowany wokół wielopiętrowej, misternej intrygi hrabiego, zmierzającej do zniszczenia jego wrogów.
Doskonale odmalowane są charaktery. Z początkowej nawałnicy nazwisk szybko wyłaniają się kolorowe, wcale nie tak jednoznaczne, jakby się po konwencji oczekiwało postaci, tak żywe, tak intrygujące, że szybko zapadają w pamięć.
Przede wszystkim sam hrabia Monte Christo. Wcale nie “bohater pozytywny”. Na pewno okrutny i wręcz nieludzki w swej zemście (gotowy wręcz do mordowania niewinnych - byle tylko “doprowadzić do ostatecznego cierpienia swych wrogów”), na dodatek uważający się, w swej pysze, nie za mściciela, a za “ramię Opatrzności” (sic!) i niczym surowy bóg wymierzający swą brutalną karę.
Monte Christo m jednak to wielkie szczęście, że jego wrogowie jak byli podli na początku, tak byli i na końcu, że z biegiem lat w swej podłości tylko się utwierdzali, zatem ich ukaranie jest przez czytelnika pożądane i nie budzi większych wątpliwości moralnych (no, prawie, bo chwilami opadną one nawet samego hrabiego) co do sprawiedliwości odpłaty.
A narzędzia zemsty stosuje Monte Christo przeróżne. Najdumniejszego przeciwnika kompromituje publicznie, doprowadzając do utraty dobrego imienia, pogardy żony i syna a ostatecznie do samobójstwa, drugiego, poprzez doprowadzenie, w naprawdę makabrycznym, rodem z powieści grozy, wątku “trucicielskim” do utraty całej rodziny, wpędza w obłęd, trzeciego zaś doprowadza do bankructwa, ucieczki w niesławie i ostatecznego upokorzenia.
Jakby mało było głównej, niesłychanie gęstej i bogatej w postaci i wydarzenia, akcji, jest w powieści całe zatrzęsienie samodzielnych subplotów. Włoska eskapada księdza Farii, przygody z rzymskimi bandytami, oblężenie Janiny, korsykańskie losy młodego bandziora Benedetta, złowroga, budząca dreszcze grozy historia Caderousse’a…naprawdę mnóstwo tego (stąd to skojarzenie z Rękopisem z Saragossy). Ale choć pozornie wszystko tak od siebie odległe i niezależne, to wszystko jednak czemuś służy, dokądś prowadzi i na końcu wiąże się efektownie z główną linią fabularną. Prawdziwa maestria konstrukcji.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na zaskakująco wręcz “explicit” rozbudowany wątek LGBT (pierwsza połowa XIX wieku!). Początkowo jest jeszcze zawoalowane - ot, jedna z pań w powieści “nie przejawia żadnej inklinacji do zamążpójścia”, ale z biegiem akcji sprawa coraz bardzie przybiera na jednoznaczności (widać, że Dumasa bardzo wątek wciągnął!) by zakończyć się huraganową sceną w gospodzie, gdzie dwie panie zostają przyłapane praktycznie in flagranti “w jednym łóżku”, a po wszystkim muszą uciekać ścigane drwinami wsiowego motłochu… :-)
Kapitalna lektura, zabytek literacki, który nic się nie zestarzał - naprawdę warto czytać go nawet dziś. Żaden film nie oddał (to chyba w ogóle niemożliwe) bogactwa fabularnego tej powieści!
PS.
Najbliżej był serial francuski z Gerardem Depardieu jako Monte Christo i Ornellą Muti jako Mercedes, ale, jak pamiętam, trochę brakowało mu tempa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz