Paweł Mateja dał się poznać fanom literackiej grozy w Polsce udanymi opowiadaniami w różnych antologiach czy czasopismach, jednak dopiero zebranie jego twórczości w debiutanckim tomie „Nocne” pozwala prawidłowo docenić skalę prezentowanego talentu i wyobraźni.
Twórczość Matei przynależy generalnie do weird fiction, ale od razu trzeba podkreślić, że jest ten weird wyraźnie gatunkowy. To, pisząc po prostu, jedno w drugie, opowiadania niesamowite, opowieści grozy - owszem, z dziwacznym klimatem, czasami z dziwacznym zakończeniem (weird!) ale absolutnie czyste gatunkowo. Nie ma tutaj mrugania okiem, nadmiernego krygowania na artystyczny mainstream, horror to horror. Już za to należą się duże brawa.
No, ale zdecydowanie nie tylko „za to”, bo przede wszystkim pochwalić należy poziom literacki „Nocnego”. Mateja pisze wybornie, zaskakuje świeżymi pomysłami, zajmującą fabułą ciekawą perspektywą, nierzeczywistym klimatem i dużą dawką wysokooktanowej grozy.
Jeżeli by się w ogóle do czegokolwiek przyczepić, to może nieco do zakończeń. Opowiadanie grozy powinna kończyć wstrząsająca pointa, finałowy twist, niczym kopnięcie w szczękę zaskoczonego i przerażonego czytelnika. W „Nocnym” czasami tego brakuje, tak, jakby sam klimat, droga do celu były lepiej przemyślane i napisane od finałowych rozstrzygnięć.
Również warsztatowo zbiór zasługuje za pochwały. Styl autora jest elegancki, wyrafinowany a przy tym przyjazny dla czytelnika. Ani odrobinę nie przestylizowane. No dobra, czasami autor nadmiernie oszałamia prostego czytelnika swą elokwencją (hipnagoga, entropia) ale to tak naprawdę bez znaczenia dla radości czytania.
Można wyczuć, że teksty powstawały w dłuższym okresie czasu - nie nie jest to pełnowymiarowy „album koncepcyjny”, z łączącym wszystkie elementy wspólnym mianownikiem (jak np. „Niebo, Ptaki I Robaki” Anny Marii Wybraniec czy „Dom Wszystkich Snów” Wojtek Gunia). Owszem, niektóre z nich spaja motyw pajęczej klątwy (na podobnej zasadzie u Jakuba Bieleckiego występuje „czarna wata”) ale po pierwsze, nie jest to bardzo konsekwentne, a po drugie, nie jest to bardzo wyraźne (tak naprawdę tylko „Mało Rymów” i „Podłe Rejony” wyraźnie korzystają z tego pomysłu). Całość „Nocnego” to raczej takie debest, powstałe na zasadzie „wrzucę do jednej szkatułki wszystkie moje opowiadania”. Ale to żaden zarzut! - w taki przecież sposób również powstają wybitne zbiory („Nocna Zmiana” Stephena Kinga dyżurnym przykładem).
+
Dobra, co zatem w środku tej „szkatułki”?
Najkrócej pisząc - mnóstwo dobra. Są już wcześniej publikowane, doskonałe opowiadania. Przede wszystkim „flagowy” „Ktoś Powinien Coś Z Tym Zrobić” - duszna, znakomita nowela, znana ze Snów Umarłych 2018. Podrzędny hotel, pies wściekle ujadający w jednym z pokoi, i nocny portier, który „musi z tym coś zrobić”. Na chłopaka, który w końcu zdesperowany wyruszy do budzącego niepokój apartamentu czeka finałowa Tajemnica.
Jest też „Mało Rymów”, wydane w kolejnym roczniku Snów Umarłych (2020). To opowiadanie jest nieco nierówne - jego pierwsza część jest absolutnie rewelacyjna - coś jakby miks Kafki („Przemiana”) z „Egzorcystą”. Pojawia się naprawdę przerażający pajęczy demon (opętana siostra bohatera), pojawia się duszna atmosfera sennego horroru. Niestety (dla prostych czytelników literackiej niesamowitości) finał to gnostyczna jazda dla nielicznych wtajemniczonych, którzy rozpoznają w niej nawiązania i ukryte przez Mateję tropy. Trochę szkoda tego nastroju z początkowej części.
„Fikcja Na Ulicy Krzywej” sięga roku 2013 i wydanej wtedy antologii „Po Drugiej Stronie” (Sny Umarłych można nazwać duchowym spadkobiercą tamtego zbioru). To opowieść o tajemniczym kulcie, którego wyznawcy otaczają opieką i boską czcią dziecko, który przyszło na świat w kamienicy położonej na tytułowej ulicy Krzywej. Opowiadanie charakteryzuje gęsta atmosfera narastającej paranoi rodem z wczesnych filmów Polańskiego - „Dziecka Rosemary” czy „Wstrętu”.
No i „Wszystkie Damy Nie Są Głupie”, wcześniej publikowane w nieodżałowanej „Okolicy Strachu” - niby żart literacki (główny bohater stylizowany jest na innego polskiego autora grozy) ale merytorycznie naprawdę konkretnie strasząca (im dalej, tym lepiej i mocniej) ghost story, z mściwym, sadako-podobnym duchem z przeszłości, gotowym mordować osoby które przypadkowo poznały jego historię.
Ale główną siłą „Nocnego” są teksty premierowe - świetnie wymyślone i świetnie napisane.
„Sadystyczny Masowy Mord” (tytuł niczym płyta jakiejś szwedzkiej kapeli black metalowe), to swoiste post-apo (ze światem rozdzieranym przez fale narastającej morderczej przemocy), przechodzące w finale w klaustrofobiczny horror z pełnym napięcia finałem w oblężonym przez morderców mieszkaniu bohaterów.
„Taniec Panny Sauer” to wariacja tematu znanego z „Pająka” H.H. Ewersa. Samotny mężczyzna wieczorami wpatruje się w okna familoka naprzeciwko, w którym mieszka ekscentryczna panna Sauer, widzi, jak przygotowuje i popełnia ona samobójstwo (taniec jej nóg po tym, jak powiesiła się na sznurze), na koniec zaś pada ofiarą … jej falującej na nocnym powietrzu, suszącej się nocnej koszuli. Naprawdę creepy.
„Podłe Rejony” to wyborna opowieść niesamowita o „nawiedzonym mieszkaniu” (z kolejną pajęczą klątwą) Chyba najbardziej straszące opowiadanie zbioru (sprawdzić, czy nie „Z Otchłani”), ozdobione efektownym anturażem „dresiarskim” (bohaterami są lokalne gliwickie dresy).
Skoro już było o „Z Otchłani” - to wyjątkowo mroczne, straszące i niepokojące opowiadanie. Bohater spotyka swą dawną, wciąż niewygasłą miłość. Dziewczyna ma za sobą wyjątkowo paskudny okres - tajemniczy kult, narkotyki i mimo starań mężczyzny, nie potrafi sobie poradzić z własną przeszłością. Jego również zaczynają nawiedzać przerażajace sny (z genialnym wręcz potworem!).
No i tytułowe „Nocne”. Nocny rajd bohaterów przez miasto, w poszukiwaniu coraz to nowych knajpek przypomina chwilami nastrojem „Po Godzinach” Scorsese, z narastającym uczuciem niesamowitości i nierzeczywistości.
Dwa opowiadania - „Fałszywe Wspomnienie” i „Chrobot, Który Mnie Kocha” spodobały mi się mniej. W obu można odnieść wrażenie, że „weirdowość” staje się bardziej celem samym w sobie, niż środkiem wiodącym do opowiedzenia zajmującej historii, oba byłī zbyt artystowskie a za mało creepy - ale dolary przeciw orzechom, że znajdą się liczni fani, skłonni wyróżnić właśnie te teksty.
A na sam koniec zostawiłem sobie moją ulubioną, najdłuższą w zbiorze, opowieść. To „Epilog Do „Płomieni Śmierci” (również pomyślany jako szczególny żart literacki, tym razem z paperbackowych tandetnych horrorów wydawanych masowo w Polsce na początku lat 90-tych XX wieku). Dwójka młodych ludzi (jeszcze jeden Dodo…), wstrząśnięta tajemniczą śmiercią ich przyjaciela, spowodowaną, jak przypuszczają, obsesją na punkcie tajemniczego pulpowego horroru (Płomienie Śmierci) prowadzi śledztwo mające wyjaśnić tajemnice otaczające jej autora i wiążące się z wydaniem książki.
To opowieść prawie filmowa. Gęsta, meandrująca między różnymi planami czasowymi narracja wymaga nieco skupienia, ale wynagradza czytelnika swą misternością oraz znakomicie budowanym napięciem. Przypomni się i „Kraina Chichów” Jonathana Carolla i „Nocny Film” Marishy Pessl. Znakomite - mój faworyt w całym zbiorze (nie tylko z uwagi na „kultowe” pulpowe książczynki)
Bez dwu zdań - w artystycznej grozie „Nocne” wydają się głównym kandydatem do wszelkich laurów (ktoś jakieś rozdaje?) za 2021. Nic, tylko brać i się (podczas lektury) bać.
PS.
Wiem, że napisało mi się nieco za dużo, ale „Nocne” to zbiór tak udany, że aż prowokujący do szerszego omawiania. I tak mam wrażenie, że po łebkach.
PPS.
Grafika na okładce autorstwa Łukasza Gwiżdża - porażająca i przerażająca. Wspaniale komplementuje zawartość „Nocnego”. Brawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz