Gotyckie zamczysko, złowrogi „wampir”, nazi zombie, a w tle wszystkiego odwieczna walka sił Dobra i Zła w klimatach znanych z filmu „Nieśmiertelny” (późniejszego od „Twierdzy”) - to przepis na wielki przebój. I faktycznie, „Twierdza” jest jedną z najlepszych, najsławniejszych i do dziś znakomicie się prezentującą powieścią, prawdziwym kamieniem milowym Złotej Ery Horroru.
+
Rok 1941. Do położonego na górskiej przełęczy gotyckiego zamku przybywa jednostka Wehrmachtu. Uwagę przybyłych zwracają wszechobecne w twierdzy, osadzone w murach i ścianach krzyże dziwnego kształtu. Już pierwszej nocy dochodzi jednak do tragedii. Dwu chciwych żołnierzy, grzebiąc przy jednym z krzyży odkrywa tajne pomieszczenie - niestety, jeden z nich w nieznanych okolicznościach traci (dosłownie!) głowę, drugi zaś wpada w obłęd.
Od tego czasu każdej nocy jakaś nieznana, chowająca się w ciemnościach, siła, pozbawia krwi i zabija kolejnych żołnierzy. Przybyła na wezwanie doborowa jednostka SS również nic nie zmienia, nocny horror trwa nadal. Na domiar złego między dowódcami obu formacji narasta niechęć - kulturalny oficer Wehrmachtu z niesmakiem obserwuje agresję, prostactwo i tępą brutalność esesmana.
Szukając wyjaśnienia horroru w przeszłości zamku, Niemcy sprowadzają z Budapesztu specjalizującego się w tej tematyce profesora Theodora Cuzę. Naukowiec jest ciężko chory, praktycznie sparaliżowany i porusza się tylko na wózku inwalidzkim, dlatego wraz z nim przybywa jego córka, Magda.
Nocą w komnacie profesora materializuje się złowrogi demon. Przedstawia się jako wołoski…wampir - Molasar, przyboczny samego Vlada Dracula i z radością uznaje Cuzę za swego rodaka (nieważne, że Żyd, ważne, że wołoski). Reaguje z oburzeniem na wiadomość, że germańscy „barbarzyńcy” panoszą się na „wołoszczyźnie” i, dowiedziawszy się o planowanym podboju świata i holocauście obiecuje wyniszczenie najeźdźców oraz zabicie samego Hitlera. Potrzebuje do tego pomocy profesora.
Obecność Cuzy wiąże się z dwoma problemami. Pal sześć, że profesor jest Żydem, można go zastraszaniem i groźbami zmusić do współpracy, jednak młoda, atrakcyjna kobieta w zamku pełnym żołnierzy to tykająca bomba zegarowa. Po próbie gwałtu oficer Wehrmachtu odsyła dziewczynę do gospody w położonej w pobliżu zamku wiosce.
Magda poznaje w gospodzie tajemniczego Glenna, niedawno przybyłego zza granicy mężczyznę, który wykazuje ogromne zainteresowanie zamkiem i mającymi w nim miejsce wydarzeniami. Między obojgiem bohaterów pojawia się płomień rodzącego się uczucia. Sympatii córki nie podziela jednak profesor Cuza. Irytuje go brak wiary Glenna w dobre intencje Molasara, irytuje zauroczenie przybyszem córki, do tej pory oddanej opiekunki chorego ojca. Donosi on Niemcom o obecności Glenna, sugerując, że mężczyzna zna tajemnice drzemiącej w zamku grozy.
Próba aresztowania kończy się katastrofą, Glenn rozstrzelany przez esesmanów spada w przepaść. Jednocześnie Molasar prosi Cuzę o pomoc w wyniesieniu z zamczyska „tajemnego symbolu mocy”. W tym celu przywraca mężczyźnie zdrowie. Od tej chwili nie ma wierniejszego sojusznika…
+
„Twierdza” to jeden z najbardziej „czaderskich” tytułów „złotej ery horroru”, powieść wypełniona pełną rozmachu akcją, pełna grozy i jump scare’ów, znakomicie napisana trzymająca w napięciu od początku do końca. Powieść będąca z jednej strony czystą, żywą rozrywką, z drugiej jednak dotykająca poważnych, godnych namysłu i zastanowienia, zagadnień - przede wszystkim problemu „mniejszego zła” - tego, czy w imię „wyższych celów”, można zaakceptować działania złe, niemoralne, zbrodnicze. No a czyta się to wszystko obłędnie, to jeden z lepszych „page-turnerów” w historii gatunku, pod względem tzw. „frajdy czytelniczej” nie ustępujący pola najlepszym pozycjom Stephena Kinga.
Ale od początku - samo połączenie nazistów i horroru jest już ultra- jazzy a „Twierdza” to jeden z najbardziej dobitnych tego przykładów. Nawet na poziomie czysto scenograficznym - mroczne, gotyckie zamczysko pełne tajemniczych symboli, oddziały nazioli, kolejne ofiary pozbawione krwi - no mniam.
Wyborna jest też gra konwencją. Powieść zaczyna sią jak „Dracula” w czasie II WŚ (fanom pulpy przypomni się również „Nekroskop” - również późniejszy (!) od „Twierdzy”), potem dochodzą nazi zombie (temat namiętnie eksploatowany przez europejskie kino grozy lat 70tych i 80tych), a w finale całość przechodzi w kosmicznych rozmiarów dark fantasy, z walczącymi poprzez wieki Siłami Światła I Ciemności.
Ale największą siłą „Twierdzy” jest właśnie siła ukrytych w niej znaczeń. Przede wszystkim to już przywołane zagadnienie „Mniejszego zła”. Prof. Cuza godzi się na współpracę z wampirem, z siłą mroku, wrogą ludzkości, w nadziei, że wampir przeciwstawi się koszmarowi nazizmu, że zabije Hitlera, zakończy wojnę i powstrzyma koszmar Holocaustu. „Twierdza” udziela odpowiedzi - ze Złem nie można „pertraktować”, Zło ma własną agendę i naiwnością jest wiara, że uda się je zaprzęgnąć do czynienia „dobra”.
I jeszcze jeden, ciekawy a często pomijany w kontekście „Twierdzy” wątek - to zaborcza miłość ojcowska. Prof. Cuza reaguje na Glenna z narastającą wrogością tyle, z przyczyn odmiennych ocen moralnych (Glenn od początku świadom jest zła tkwiącego w Molasarze) ile z uwagi na rosnącą zazdrość wobec faktu, że przybysz kradnie serce ukochanej i oddanej opiece nad ojcem córki.
Prze szarpiące nim dylematy Theodore Cuza staje się jednym z ciekawszych bohaterów komercyjnych horrorów „złotej ery”. Również obydwaj niemieccy oficerowie są znakomicie wykreowani, no a już potęga postaci Molasara…Nic dziwnego, że zafascynowany tą postacią Wilson rozbudował „Twierdzę” do rozmiarów całego cyklu. Kolejne tomy („Odwet”, „Odrodzony” i „Świat Mroku” skręciły bardziej w stronę filmowego „Omena”, nadal jednak utrzymały wysoki poziom).
Świetna, energetyczna akcja i świeże pomysły pomagają przejść do porządku dziennego nawet nad drobnymi wadami fabularnymi - wątek romansowy jest całkowicie niewiarygodny (co niby w postaci Magdy mogło do tego stopnia zauroczyć Glenna? Miał chłop dość czasu - że tak oględnie napiszę - się na urok niewieści napatrzeć) i po prostu słaby, również finałowe starcie Dobra i Zła jest, wobec intensywności całej powieści, dość wątłe, ale te słabości nie są w stanie obniżyć najwyższej oceny, na jaką „Twierdza” zasługuje. To jest po prostu rock and roll (and I like it).
PS.
„Twierdza” została prawie natychmiast przeniesiona na wielki ekran. Mimo gwiazdorskiej obsady - Prochnow, Byrne, McKellen, Glenn (w roli Glenna - zabawne), mimo Michaela Manna na stołku reżyserskim wyszedł bardzo pretensjonalny badziew - latami raczej śmieszący niż budzący uznanie (te idiotyczne slo-mo, ta niedopasowana muzyka Tangerine Dream, te napuszone ujęcia i pocieszne efekty specjalne), ale ostatnimi laty otoczony - podobno - swoistym kultem. Nie podzielam tej fascynacji, magia powieści w filmie bowiem zostaje całkowicie utracona, ale lojalnie informuję o zjawisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz