Cykl opowiadań R.W. Chambersa „Król W Żółci” sławny dziś głównie poprzez liczne odwołania w twórczości H.P. Lovecrafta (a i popularny serial „True Detective”), równie wiele frajdy w czytaniu przyniesie chyba wielbicielom Thomasa Ligottiego, częściej bowiem porusza się on w klimacie dusznych weirdowych koszmarów niż kosmicznej grozy Mistrza Z Providence.
Tytułowy cykl stanowią cztery opowiadania. Nie są one ze sobą powiązane fabularnie, łączy je jedynie obecność w ich treści tajemniczej księgi pt. „Król W Żółci”. Księga ta występuje jako rekwizyt w tle opowiadanych historii. To dziwny, chyba fantastyczny, dramat; lektura jego drugiego, złowrogiego aktu przynosi na nieopatrznego czytelnika depresję, przygnębienie i różne nieszczęścia. (Właśnie ten pomysł, przeklętej księgi, „podebrał” Chambersowi Lovecraft wymyślając „Necronomicon”, „De Vermis Mysteriis” i inne plugawe i demoniczne tomiszcza.)
Spójrzmy zatem na poszczególne opowiadania :
„Naprawiacz Reputacji” (8/10)
Pierwsze wrażenie jest szokujące, „Naprawiacz Reputacji” bowiem wygląda jak nieznany, przypadkiem odnaleziony tekst Ligottiego ! Rojenia o przejęciu władzy nad światem, o spiskach, mających na celu usunięcie osób stojących na przeszkodzie tym planom, upiorna atmosfera zaułków, strychów - ta sama, jak u Ligottiego logika koszmarnego snu, to samo duszne, niepokojące wrażenie niepokoju podczas lektury. Absolutna weirdowa petarda.
„Maska” (7/10)
To opowiadanie przypomina nieco fabułą (a i nastrojem) „Pieśń Utraconej Miłości” Iwana Turgieniewa. Historia miłosnego trójkąta pomiędzy narratorem, artystą rzeźbiarzem, który wynalazł szczególny środek, płyn zamieniający w piękną rzeźbę wszelaką materię ożywioną i kochanką tegoż rzeźbiarza. Narrator, rozerwany pomiędzy miłością do kobiety a wiernością przyjacielowi nosi „maskę” przyjaciela domu. Więcej w tym romansu niż grozy, ale proza piękna, momentami wręcz poetycka.
„W Smoczym Dworze” (6/10)
Najsłabszy tekst cyklu - ciekawy nastrój i fabularne możliwości opowieści o demonicznym organiście grającym podczas nabożeństwa nie zostały tutaj do końca przez Chambersa wykorzystane. No ale przyszła pora na :
„Żółty Znak” (10/10)
To głównie dla tego, absolutnie wspaniałego i absolutnie przerażającego opowiadania warto w ogóle dzisiaj zawracać sobie głowę Chambersem. Ponownie klimat nieco kojarzy się Ligottiego, w najbardziej mrocznej, pesymistycznej i podnoszącej grozą włosy na głowie, odsłonie.
Artysta malarz wraz z modelką-kochanką obserwują położony naprzeciw pracowni kościół i przygnębiającą, paskudną postać - kościelnego stróża. Otyły, chorobliwy, milczący, budzi w obserwujących go osobach nieokreślone przerażenie. Na dodatek okazuje się, że dziewczyna co noc śni koszmar, w którym tłusty obrzydliwiec powozi karawanem z ciałem malarza w trumnie…
Pewnego dnia kochanka daje artyście w prezencie dziwaczną, znalezioną na ulicy broszę. Nikt nie podejrzewa, że to jest właśnie Żółty Znak, przyciągający uwagę przerażających monstrów…
Madre mio ! To można czytać i czytać ! Rozkładać na czynniki pierwsze, podziwiać misterną, przygnębiającą fabułę. Znakomite ! Must read i horror top wszelkich topów.
Na tym kończy się cykl „Król W Żółci”. Tom uzupełniają trzy inne, nieco słabsze w wyrazie opowiadania :
„Księżycowy Starzec” (7/10)
Trójka mężczyzn przybywa niby to na polowanie w okolice kanadyjskiego jezora. W rzeczywistości to tajna misja wywiadowcza, mająca na celu wykrycie i likwidację szajki chińskich producentów …złota, których działalność może wstrząsnąć ekonomią całego kraju. Na miejscu okazuje się jednak, że w grę wchodzą Większe i Mroczniejsze Siły…
Ten tekst najbliższy jest lovecraftowskiej formule fabularnej, gdzie mamy i kultystów, i monstrum w jeziorze, a narrator oczekuje zniszczenia jakiejś przeklętej okolicy (np. „Widmo Nad Innsmouth” czy „Kolor Z Przestworzy”). Sama fabuła bliższa jest jednak pulpowemu bełkotowi Saxa Rohmera spod znaku Fu Manchu (chińskie czary knujące zniszczenie świata zachodu) niż prozie Old Genta.
„Posłaniec” (6/10)
Historia przeklętego Czarnego Księdza, powracającego z przeszłości by pomścić swe krzywdy na potomstwie swych prześladowców to ciekawie się zapowiadające, ale ostatecznie rozczarowujące w rozwoju fabularnym i nieudanej kulminacji opowiadanie.
„Miły Wieczór” (5/10)
Najmniej udana całym zbiorze opowieść miłosna, z duchem kobiety zakochanej w emigrancie francuskim oskarżonym o dezercję w trakcie wojny.
+
Biorąc pod uwagę nieustającą i ogromną popularność Lovecrafta, a z drugiej strony całkowitą niszowość takich nazwisk jak Blackwood, Machen, Hodgson czy bohater dzisiejszego raportu - Robert W. Chambers, nie mogę odżałować, że wspaniałe wydawnictwo C&T, które od lat raczy nas kolejnymi tomami klasycznej grozy nie zdecydowało się na jawną i bezpośrednią reklamę - ja wiem, stickersa z napisem „inspiracja dla LOVECRAFTa”. Jestem pewien, że to pomogłoby w poprawie wyników sprzedażowych ww. autorów.
Przy czym akurat z Chambersem sprawa nie jest taka oczywista. Z jednej strony inspiracje dla Old Genta są z tych najbardziej oczywistych. Po pierwsze - konceptem zakazanej, przeklętej księgi, której lektura przynosi nieszczęście, a po drugie - postaciami i nazwami występującymi w tejże księdze. Król w Żółci (Hastur) wszedł wręcz do panteonu bóstw lovecraftowskich, razem z jego Żółtym Znakiem i Bladą Maską. Z drugiej jednak strony - klimatem i rozwiązaniami bliżej Chambersowi do Ligottiego (momentami do Ojca Wszechrzeczy - E.A. Poego), niż do wypełnionej potworami z kosmosu turbogrozy Mistrza z Providence.
Dla fana grozy rzecz jest z tych absolutnie koniecznych (a już weirdowcy będą mieli totalne święto) - „Żółty Znak” trzeba znać obowiązkowo, cały cykl też wypada przeczytać. Inne utwory Chambersa gorzej zniosły próbę czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz