„Pacjent Zero” literackiej grozy, powieść powszechnie uznawana za pierwszy „horror” w historii, ucieszna ramotka, która, co prawda, dziś nie przestraszy nawet przedszkolaka (prędzej zdrowo rozbawi), niemniej warta jest poznania przez co bardziej poszukujących miłośników gatunku.
+
Książę Manfred z Otranto zamierza ożenić swego syna z księżniczką Izabelą z Vicenzy, licząc, że ślub ten uporządkuje sprawy sukcesji w jego księstwie (jest coś namieszane z jego prawami do tytułu). Jednak w dniu ślubu syn, zmierzający do kościoła na ceremonię, tragicznie ginie, przywalony gigantycznym, uwaga, uwaga …szyszakiem !!!(naprawdę, takim hełmem ! sic!), który ni stąd ni zowąd spada na niego z białego nieba ! Cassida ex machina :-)
W związku ze śmiercią syna Manfred zmienia plany i… sam postanawia poślubić Izabelę (!) Jest tylko problem taki, że książę ma jak najbardziej żywą żonę, kochającą go niezmiernie niejaką Hipolitę. Docelowo konieczny będzie rozwód, niemniej póki co, książę, działając metodą faktów dokonanych postanawia siłą wziąć „kwiat dziewictwa” niedoszłej synowej - pisząc wprost, rwie się do zgwałcenia dzieweczki. Powstrzymuje go przed tym (uwaga, będzie straszyło…) portret przodka, schodzący z ram obrazu (Scooby Doo by się uśmiał).
Wykorzystując konsternację Manfreda ofiara umyka w mroczne podziemia zamkowe, gdzie ukryty jest tunel, wiodący do pobliskiego kościoła, w którym zamierza się ona skryć korzystając z prawa azylu.
W międzyczasie na scenie pojawiają się : przystojny, uderzająco podobny do poprzedniego (prawowitego) władcy, młodzieniec, w którym z miejsca zakochują się i Izabela i córka Manfreda, Matylda i wracający z wyprawy krzyżowej ojciec Izabeli (z wielkim, dopasowanym rozmiarami do „szyszaka”, mieczem, wiezionym na ramionach swych przybocznych).
Złowrogi Manfred wciąż knuje nowe bezeceństwa i intrygi, dziewczęta kochają się w młodzieńcu, a w zamku straszy Duch Olbrzymiego Rycerza - a to kawałek gigantycznej nogi się pojawi, a to ręka w zbroi…
+
No, nie wiem… Znaczy tak, zabawa w trakcie lektury jest naprawdę przednia. Akcja pędzi na łeb, na szyję, czytając nie sposób się ani chwili nudzić. Format książeczki jest niewielki, w przeciwieństwie do innych powieści gotyckich, zalewających czytelnika tysiącami zbędnych słów, zdań, akapitów i rozdziałów. Jeżeli ktoś chce jak najmniej boleśnie zapoznać się z pierwocinami gatunkowej grozy literackiej, „Zamczysko W Otranto” ma jeden z najłatwiejszych i najprzyjemniejszych progów wejścia.
Niemniej, no pls, strachu nie ma tu wcale a wcale. Na samym początku powieści pojawia się nieco nadnaturalnych zdarzeń, ale bliżej im do groteskowego bizarro (naprawdę - can you imagine ? „gdzie Panicz ? Zabił go gigantyczny SZYSZAK, który spadł na niego z nieba” buchachacha) niż horroru.
Powieść łapie przez chwilę miły gotycki klimat, kiedy Dziewica W Opałach snuje się po ponurych zamkowych lochach, uciekając przed prześladowcami, później jednak element fantastyczny praktycznie zanika. Mamy zagrywki romansowe - Nieznajomego Pięknego Młodziana, pełnego Cnót i Honoru, paskudnego „gotyckiego” łajdaka, któremu tylko majątek, władza i cnota dziewic w głowie, gęste koligacje rodzinne i tajemnice dziedziczenia, mamy przygody - ucieczki, pojedynki, zwroty akcji, ale nic a nic grozy.
Zwracają uwagę naprawdę ucieszne dialogi, a dodając do nich co bardziej absurdalne pomysły fabularne (Szyszak !) czasami przychodzi na myśl klimat rodem z …Monty Pythona.
Jeszcze zdanie na temat najciekawszego, ze współczesnego punktu widzenia, wątku fabularnego „Zamczyska”. Chodzi mianowicie o rozwód. Zbrodzień Manfred po śmierci syna zamierza zalegalizować swą władzę ślubem z Izabelą, a, zważywszy na fakt, że jest już żonaty, planuje rozwód ze swą dotychczasową małżonką (na plus należy mu policzyć, że nie postanowił rozwiązać tematu w najprostszy sposób - zostając wdowcem…). Zwraca tutaj uwagę zdecydowana odmowa mnicha, powołującego się na nierozerwalność świętych więzów małżeńskich, jakże różna od stanowiska obecnych możnych Kościoła w Polsce (że przypomnę drugi kościelny ślub prezesa TVPiS).
Podsumowując - lektura całkiem przyjemna, sporo przygód i twistów fabularnych, ani grama grozy, nieco śmiechu, w atmosferze poznawania zabytku literackiego. Dla dociekliwych fanów grozy, chcących poznać pierwszy „legitny” horror w historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz