piątek, 9 lutego 2018

Damian Zdanowicz Kamienica Panny Kluk 5/10

Przyznam, że debiutancki tomik opowiadań Damiana Zdanowicza mnie nieco przerósł. Wiele osób, których gust bardzo szanuję pisało i mówiło o "Kamienicy Panny Kluk" wiele dobrego (od autora entuzjastycznego wstępu do książki - Wojtka Guni, począwszy), do mnie jednak zbiór nie przemówił tak mocno. Nie to, żebym się całkiem zraził, były naprawdę wspaniałe momenty, ale z biegiem stron emocje ustępowały konsternacji. Pisząc wprost - na moje oczekiwania było w "Kamienicy Panny Kluk" za dużo wystylizowanego weird fiction, za mało zaś "zwykłego" horroru.
W ogóle wydaje się, że w weird fiction istnieje pewien dualizm - rozdwojenie. Z jednej strony nacisk kładziony jest bardziej na egzystencjalny niepokój (Kafka czySchulz), druga strona to weird fiction będące, jednak, horrorem (Poe, Lovecraft).
Jak pisałem, w gronie "pessimisticznych" fanów współczesnego weirdu debiut Zdanowicza spotkał się z bardzo gorącym przyjęciem. Powstaje pytanie, czy Pannie Kluk udało się wychynąć z tej  niszy,  jak to ma miejsce np. z Gunią (zwłaszcza we wspaniałej "Nie Ma Wędrowca").
W mojej ocenie tam, gdzie Gunia, wciąż będąc wiernym estetyce podgatunku, potrafi nagle wkręcić czytelnika w glebę, tam Zdanowicz zbyt często odstawia nogę. A przecież wtedy, kiedy decyduje się na odrobinę fabularnego mięsa, bywa naprawdę fascynująco.
Już samo tytułowe opowiadanie - może najlepsze w całym tomie, jest naprawdę niesamowite, łączące nastrój kafkowskiego"Procesu" ze współczesnym, przez chwilę wręcz barkerowskim  horrorem - (świetna jump scena z sypialni). Kapitalnie też rozwija się, nabierając na przestrzeni dwu opowiadań grozowej mocy koncept "koszmarnych magazynów". Na granicy horroru udanie oscyluje też "Triangulacja Dr Pałysa" - sama inicjująca kolejny podcykl opowiadań - ten o "bladych horrorach". W ogóle pomysł wzajemnego przenikania się sąsiadujących ze sobą tekstów, uzupełnianie i rozwijanie w nich wspólnej historii, to doskonały pomysł.
Inne teksty wydały mi się dużo mniej efektowne. "Nawiedzenia Umarłych" to proza poetycka, niestety, nie wyłapałem dokąd zmierzała. Podobnie ulotny był dla mnie przekaz cyklu "nocnych telefonów".  Kolejne, (obowiązkowe dla estetyki) nurtu opowiadanie ze schulzowską  figurą Dominującego Ojca wydało mi się męczące. Szkoda mi też świetnie się zapowiadającego "Zbierali się w piwnicy" które nie znalazło odpowiednio fascynującego finału. Podobnie ciężko i bez satysfakcji przegryzałem się przez gęste metafory "Wzgórza".

Tak naprawdę nie bardzo czuję się uprawniony do oceniania "Panny Kluk" - to proza adresowana trochę do innego czytelnika, powinienem więc pewnie skorzystać z okazji i pomilczeć. By móc ocenić prozę tak mocno gatunkową trzeba mieć aparat pojęciowy i świadomość gatunku, której mi wyraźnie brakuje. Mam tylko "ochlokratyczne" prawo czytelnika, który po prostu kupił i przeczytał książkę.
Polecam osobom świadomym estetyki i kanonów weird fiction, oraz czytelnikom poszukującym wyzwań i przygód intelektualnych. Z perspektywy "zwykłego" fana grozy mogę ocenić "Kamienicę" jedynie na 5/10 (za więcej akcji bezpośredniej i tanich chwytów horrorowych gotów byłbym dopłacić kolejne 2 punkty).




PS.
Stefan Grabiński debiutował tomikiem opowiadań "W Pomrokach Wiary". One z jednej strony zapowiadały wielki talent, który już za chwilę miał eksplodować serią świetnych tekstów, z drugiej jednak były szczerze mówiąc, średnio udane. Autor zbyt zapamiętale szukał swego własnego sposobu pisania, siląc się na piętrowe, rokokowe przenośnie i przepoetyzowany styl. Za tymi młodopolskimi ornamentami trochę ginęły świeże pomysły i rozwiązania. Lektura "Kamienicy Panny Kluk" wzbudziła we mnie podobne skojarzenia. Być może lada chwila, może już w kolejnej książce, styl  Zdanowicza wyewoluuje i w rezultacie przyniesie mi emocje podobne tym, które przynieśli Danielewski, Saramonowicz, Gunia czy sam wielki Ligotti.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stephen King - "Instytut" 8/10

Czas płynie, kolejne dekady mijają, a Stephen King wciąż wie, jak poloneza wodzić…i, będąc już po siedemdziesiątce (nie żebym Mistrzowi w PE...