środa, 20 listopada 2024

Edward Lee - "Ludzie Z Bagien" 7/10

Wczesna powieść Edwarda Lee, z roku 1994 kiedy to dzisiejszy władca bezkompromisowego horroru ekstremalnego rozmyślał chyba jeszcze o karierze w grozowym mainstreamie, przez co “Ludzie Z Bagien”, mimo iż pełna przemocy i zwyrodniałego seksu była jeszcze nieco “kompromisowa” w efekcie sytuując się bliżej, powiedzmy, Mastertona (ale z górnej półki!) niż ekscesów nie/sławnego Bigheada. No i okazuje się, że Ed Lee potrafi zbudować staranną, trochę w duchu mocnych ejtisowych horrorów VHS,  opowieść.


+


Philip Straker robił szybką karierę w wielkomiejskiej policji, kiedy nieszczęśliwy przebieg nieudanej akcji (oraz spisek zazdrosnego kolegi) spowodowały, że z planów zostały nici, a bezrobotny Straker musi wracać do miejsca swego urodzenia, zapadłej południowej mieściny Crick City i podjąć tam kiepską posadę ochroniarza w lokalnej fabryce. 


Tam odnajduje go miejscowy szeryf, który, znając Strakera osobiście, oferuje mu, mimo zabagnionej dokumentacji, posadę  na lokalnym posterunku. Szeryf skarży się, że brak mu personelu; poprzedni zastępcy rzucili robotę i zniknęli bez śladu, a problem stanowi okoliczny bar ze striptizem, tak naprawdę przykrywka do rozprowadzania twardych narkotyków. Szeryf podejrzewa, że za wszystkim stoi niejaki Cody Natter, wywodzący się z mieszkającej na bagnach komuny “ludzi z bagien” (zamkniętej społeczności, w której chów wsobny i rozpowszechnione kazirodztwo spowodowało szereg odrażających mutacji fizycznych). Na dodatek okolicy odnajdywane są obdarte ze skóry ciała dealerów narkotykowych;  policja podejrzewa, że to Natter wykańcza konkurencję.


Straker jako “przykrywkowiec” zaczyna odwiedzać bar. Spotyka tam kumpla ze szkolnych lat, który wprowadza go w tajniki klubu, a także dowiaduje się, że jego dawna miłość jest teraz : a. striptizerką w klubie, b żoną Nattera i c. narkomanką. Sprawa robi się osobista, choć, na pocieszenie, Pjhilip wdaje się  romans z uroczą Susan, dyspozytorką posterunku.


Strakera prześladuje upiorne wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to, błądząc w lesie razem z kumplem natrafił na przerażającą Chatę bagiennych a tam, jakieś Niewymowne Okropności. Im bardziej jego śledztwo wiedzie w głąb bagiennego lasu, tym silniejsze staje się wspomnienie…..


+


Hicksploitation oznacza szczególny gatunek popkultury bazujący na eksploatacji stereotypów dotyczących ludzi i kultury Południa USA. To taki szczególny rodzaj southern gothic, nastawiony na krzykliwe opisy zwyrodnień, głupoty, brudu, ograniczenia i innych deficjencji. “Deliverance”, “Teksaska Masakra”, “Wzgórza Mają Oczy” - te sprawy. W klimat hicksploitatibn często wpisują się powieści mistrza ekstremę horroru, Edwarda Lee, a wśród nich niepoślednie miejsce zajmują “Ludzie Z Bagien”.


Wydani w 1994 roku “Ludzie Z Bagien” trochę obiegają od tego, co Lee oferuje czytelnikom obecnie. Po pierwsze, to jest całkiem długa, regularna, dobrze skonstruowana i starannie napisana powieść. Po drugie zaś,  jak już pisałem, mniej jest tutaj elementów ekstremalnych, drastycznych opisów przemocy czy zwyrodniałego seksu. Oczywiście “Ludzie” to nie jest historia dla “faint hearted”, tutaj przemocy jest pod dostatkiem, ale ona jeszcze się mieści w plain-horrorowym spektrum późnej “Złotej Ery”. Najbardziej szokujące w powieści są rozliczne i szczegółowe opisy przerażających deformacji Bagiennych Ludzi.


W ogóle “Ludzie Z Bagien” to jest bardziej powieść sensacyjna niż pełnowymiarowy horror. Akcent jest położony na działania policyjne i zmierzające do ujęcia gangu producentów narkotyków śledztwo Strakera, nadnaturalna groza pojawia się dopiero w samym finale (ale jak już, to bardzo efektownie, z fajnym mrugnięciem oka w kierunku “Widma Nad Innsmouth”); wcześniej tylko makabryczne opisy kolejnych zmasakrowanych ofiar przypominają o gatunku.


Styl Lee jest, nazwijmy to, użytkowy, czyta się dość przyjemnie, ale chwilami bywa sztywno, do przysłowiowego Kinga tu sporo brakuje. Zdarzające się tu i ówdzie powtórzenia, błędy fabularne można wybaczyć, po powieść ma energię, drajw i dobry klimat. A skoro już o Kingu, warto zwrócić uwagę na podobieństwo głównego wątku powieści  do początku “Instytutu” - zwolniony dyscyplinarnie policjant trafia na prowincję, podejmuje upokarzającą robotę ochroniarza i zostaje zatrudniony przez lokalnego szeryfa. Nie wykluczam, że Stephen kiedyś “Ludzi Z Bagien” sobie zapodał i wątek mu z tyłu głowy pozostał. 


Postaci są  drewniane i nierealne, żadna nie przyciąga uwagi w swej papierowości (co ciekawe, główny bohater to trochę aktor ego samego Edwarda - Philip Straker to jeden z jego pseudonimów literackich) ale też nie dla psychologii postaci się horror ekstremalny. Za to kilka zaszytych w fabule twistów jest efektowne i dobrze wymyślone.


To nie jest jakaś wybitna powieść, nie jest nawet “wybitna” w cudzysłowie (no bo tylko tak można określić słynnego Bigheada) ale czyta się bardzo dobrze, ma fajną pełną przygód i emocji fabułę, kilka jump scare’ów i sporo grossowych obrzydliwości, głównie obejmujących binarne deformacje Bagiennych. Fani horroru chętnie powinni sięgnąć, dla fanów horroru ekstremalnego - lektura obowiązkowa. 


PS.

Dwa zbrodnicze bumpy, ganiające po bezdrożach stanu w zdezelowanej półciężarówce, dla własnej głupiej uciechy gwałcący, torturujący i mordujący kolejne ofiary wrócą, jako wątek fabularny, w   późniejszym “Bigheadzie”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andrzej Zahorski - Stanisław August Polityk 6/10

Zgrabnie napisana biografia ostatniego króla Polski. Dowiadujemy się o jego młodzieńczych latach, o romansie z (przyszłą) carycą Katarzyną (...