W ramach projektu “Polska Groza XXI” dziś Jacek Piekiełko i jego powieść z 2020 roku “Biały Słoń”… no niestety, nie zawsze uda się trafić ukrytą perełkę; niektóre książki słusznie zostaną szybko zapomniane; w mojej ocenie los taki spotka “Białego Słonia”, ambitną, ale jednak porażkę, powieść grozy łączącą horror z modnymi obecnie (szczególnie w streamingowych serialach sensacyjnych) thrillerowymi strategiami narracyjnymi.
+
W leśnym domku myśliwskim pod Katowicami zamordowany zostaje obywatel Ukrainy; jego ciało zostaje ułożone w makabryczną rekonstrukcję obrazu Rembrandta. Zwłoki drugiego Ukraińca pływają w pobliskim stawie. Obaj mężczyźni pochodzą z jednej miejscowości położonej na ukraińskiej Huculszczyźnie.
Wredny policjant (z wynikami, choć przy bliższym poznaniu odpychający socjopata pierwszej wody) z katowickiej dochodzeniówki dostaje zlecenie wyjazdu na Huculszczyznę i zbadania sprawy na miejscu. W tym samym czasie dziennikarka śledcza trafia na interesujący temat, dotyczący działającego w czasach II RP w ukraińskich Czarnohorach (tak, na huculszyźnie) obserwatorium meteorologicznego Biały Słoń. Dziewczyna odnajduje ostatniego żyjącego pracownika obserwatorium, starca mieszkającego w Bielsku Białej; ten wręcza jej teczkę z wycinkami dotyczącymi serii tajemniczych zaginięć w tamtej okolicy; ma też pamiętnik, ale zanim zdąży go przekazać, umiera, a sam pamiętnik znika bez śladu.
Detektyw i dziewczyna spotkają się już w Ukrainie, gdzie, badając sprawę zamordowanych Ukraińców oraz historię Białego Słonia dotrą do tajemnicy otaczającej żyjącą w okolicy nie-całkiem-ludzką społeczność… (bedo wilkołki…)
+
Często w popkulturze jest tak, że streszczenie pomysłu, treatment, brzmi zachęcająco; ciekawe pomysły, intrygujący bohaterowie, żywa akcja, same zalety. Ale żeby obiecane dowieźć to trzeba mieć warsztat, a jeżeli warsztat jest niewystarczający, wtedy te pozornie efektowne pomysły rozbijają się na kawałki i potem jest klapa… Taki właśnie przypadek ma miejsce z Białym Słoniem. Gdyby ten draft fabularny wpadł w ręce autora pokroju Stephena Kinga (no dobra, niech będzie Dana Simmonsa czy Roberta McCammona, King jest jeden jedyny i nieosiągalny), wyszedłby opętańczo dobry bestseller, mikstura dramatu sensacyjnego i horroru przygodowego. No ale Jacek Piekiełko takiego talentu, przynajmniej pisząc Słonia, jeszcze nie miał, stąd efekt końcowy jest bardzo rozczarowujący.
Najbardziej męczący jest chyba sam styl, jakim napisana jest powieść. Niby każde zdanie z osobna jest poprawne, ale kiedy te zdanie się łączą w akapity, w strony, lektura robi się ciężka, chwilami wręcz nieznośna; coś wyraźnie w tej prozie, na poziomie technicznym, szwankuje.
Słabo jest również na froncie kreacji postaci. Bohaterowie są niesympatyczni, nie budzący krztyny zainteresowania u czytelnika, często zachowujący się zupełnie nieracjonalnie ot, niech tylko fabułę naprzód popędzają - a ten rodzaj opowieści wymaga pełnokrwistych postaci (nawet jeśli niesympatycznych to przynajmniej wyrazistych).
Last but not least - książka nie potrafi ani razu poważniej “odpalić”, zaintrygować, przebieg tej fabuły jest nieciekawy i raczej nużący; pojedyczne, całkiem udane sceny nie tworzą ciekawej, wciągającej opowieści, mimo bardzo intrygującego punktu wyjścia - wilkołaczej konspiracji, której pogrobowcy zaczynają teraz jakieś późne wzajemne dorzynki (spodobało mi się to “słowo” ;-)).
Żeby jakiś promyk słońca wyszedł zza chmur mojego mękolenia - oczywiście strasznie narzekam, no bo ciężko się mi powieść czytało, ale jednak nie sposób nie zauważyć, że Piekiełko dobrze się czuje w realiach współczesnego thrillera, że jego pomysły są obiecujące, i że praca nad poprawieniem warsztatu może w jego wypadku przynieść dobre rezultaty. Całkiem możliwe, że tak się stało, autor bowiem regularnie wydaje swe powieści sensacyjne, już, jak rozumiem, bez gatunkowych wątków grozowych w Warszawskiej Skarpie. “Biały Słoń” to ciekawostka przeznaczona głównie dla badaczy zjawiska jakim jest “polska groza XXI”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz