Maks “Diabeł” Achtelik powraca! Tym razem, trochę przypadkiem odwiedzając Teatr Wielki Opery Narodowej wpada w sam środek zamachu terrorystycznego gdzie głównymi ofiarami mają być….Prezydent i Premier Rzeczypospolitej Polskiej! Grubo!
+
Maks po wydarzeniach z “Diabła” (uwaga SPOJLER! - nie zginął w finale!) utrzymuje tzw. low profile; mieszka na warszawskim blokowisku i czeka, aż jego sprawy zostaną rozpatrzone przez Ważne Czynniki.
Była szefowa z GROMu (tak, znana nam dobrze Łabędź) rzuca ideą, że dobrze, jakby Ważne Czynniki Maxa sobie zobaczyły na żywo, żeby im się jakoś gdzieś przypomniał, pokazał, a nuż to jego sprawom dopomoże. No a że akurat w Teatrze Narodowym zaplanowana jest uroczysta premiera opery Medea, którą swą obecnością mają zaszczycić najwyższe władze państwowe, w tym Prezydent i Premier RP, no to dla Maxa znalazła się wejściówka jedna - niech pochodzi po korytarzach, pouśmiecha się do oficjeli, przypomni o swym istnieniu.
W dniu premiery Max ubiera się w elegancki garnitur i razem z Suką (a jakże!) startuje do Teatru. Trzeba trafu, że się odrobinę spóźnia, jeszcze sprzeczka z portierem, który sprzeciwia się stanowczo wejściu Suki na salę (no czyżby…) i drzwi na salę zostają zamknięte. Jak się jednak okazuje, spóźnienie wyszło na dobre, i dla Maxa, i dla całej sytuacji i w sumie dla państwa polskiego…Na sali bowiem wybucha terror; nieznani sprawcy wdzierają się na scenę, mordują kilka osób, opanowują całe pomieszczenie i Stawiają Żądania, w tym najdziwniejsze…żeby władze kraju “przyznały się do winy i przeprosiły”. Jakiej winy? O co kaman? Owa….
Służby specjalne opanowuje amok; stawiane są różne hipotezy (za najbardziej prawdopodobny przyjmuje się oczywisty trop islamski), różne frakcje rozpoczynają wzajemne podchody i przepychanki; rozważane są najdrastyczniejsze rozwiązania a telewizja publiczna (biedna, bo przecież bez dotacji) sprzedaje prawa do transmisji aktu terrorystycznego na cały świat… Tymczasem wewnątrz Teatru Diabeł (wraz z Suką) rozpoczynają swój taniec śmierci. Jo ho ho (że zacytuję “Die Hard”, nieprzypadkiem).
+
Robert Ziębiński uwielbia się bawić schematami pop-kulturowymi, tym razem, w drugiej części przygód byłego komandosa Maksa Achtelika pora na motyw samotnego komandosa w obliczu aktu terrorystycznego, znany tak dobrze z legendarnych akcyjniaków w rodzaju już przywołanego “Die Hard” (czyli Szklanej Pułapki, ale tłumaczenie jest tak nieszczęsne, że zawsze wolę oryginalny tytuł) czy “Liberatora”. No i ten schemat autor wykorzystuje z charakterystyczną dla siebie zręcznością i sprawnością narracyjną do budowania zapierającej dech w piersiach fabuły wypełnionej scenami akcji i gęstej od napięcia. “Medeę” czyta się tak, jak oglądałoby się Bonda albo inny action flick na streamingu
Ale jak się już tak człowiek tym popcornem naje, zabawi przygodową fabułą, uśmieje ze złośliwości pod adresem klasy politycznej, to nagle zaczyna do niego docierać, że tu nie wszystko jest takie śmieszne i rozrywkowe, że tutaj, za tą efektowną fabułą, jest schowany poważniejszy problem, problem sygnalizowany już w “Diable” i tutaj ponownie się pojawiający. To kwestia tego, jak państwo polskie odnosi się do swych bohaterów, do ludzi, którzy dla kraju ryzykują życie, to brud polityki która dla tanich gierek gotowa jest dowolnego złamać człowieka. To dłużej zostaje w głowie niż akcyjne hopsztosy i strzelaniny.
Początkowo pewne wątpliwości budzi gigantyczna skala wydarzeń powieści. Prezydent? Premier? No grubiej się nie da! Ale wbrew obawom wypada to bardzo dobrze, przypominając w tym elemencie inny hit sensacyjny - serial “24 Godziny”; przy okazji daje to Ziębińskiemu duże możliwości złośliwych zabaw fabularnych, z których ten chętnie korzysta (bezwzględnie najlepiej wypadają relacje pary prezydenckiej i rozbuchana romansowa natura Pierwszej Damy ;-).
Główne postaci dramatu znamy, Max i Łabędź (jak również Suka) wracają tacy sami, jakich ich zostawiliśmy w Diable, pojawia się całe mnóstwo drugoplanowych bohaterów, różnej maści pieczeniarzy, karierowiczów czy to w służbach czy prasie, a już najlepsi się znakomici (choć ofkors komiksowo przerysowani) politycy, Prezydent, Pierwsza Dama, Premier (a i były Premier się trafił w wybornym kameo) - a że Prezydent i Premier są z przeciwnych opcji politycznych (hehehe) i na dodatek nienawidzą się śmiertelnie, to dodaje niezliczonych smaczków całej sytuacji (a i powieści). Czytelnik będzie miał mnóstwo frajdy i zabawy z tej lektury.
Jako psiarz nie mogę ani słowem skarżyć się na postać Suki, która jest fabularnie jeszcze bardziej znacząca niż w Diable, aczkolwiek wewnętrzny cynik co jakiś czas przypomina sobie złośliwie o “Komisarzu Aleksie” a nawet “Psie Cywilu” (to dla seniorów :-D). Taki jest efekt wykorzystania psiaka jako głównego bohatera opowiadanej historii, a Suka długimi fragmentami tę rolę przejmuje.
Z zastrzeżeń - finałowe rozstrzygnięcia dzieją się jakoś tak zbyt nagle; trudno, szybko czytając (a z kolei ciężko wolno czytać, tak bardzo powieść wciąga) się zorientować, w którym momencie tak naprawdę zamach się załamuje, trudno też przyjąć rozumem, że sterroryzowani, mordowani artyści wciąż grają (fakt, że pod lufami, no ale jednak!) przedstawienie; intuicyjnie taki rodzaj siły woli wydaje się trudny do wyobrażenia.
Po lekturze/seansie “Diabła” koniecznie - “Medea” dostarcza mnóstwo adrenalinowej przygody, znakomitą zabawę i niejeden moment gorzkiej refleksji na temat wad i słabości państwa polskiego a także osób nim władających (jasne, wyłącznie tych z powieści, to oczywiste! no ale zawsze…). WARTO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz