Debiutancka powieść Pawła Matei, który dał się poznać fanom grozy znakomitym zbiorem opowiadań „Nocne” (2021) - nieco, niestety, rozczarowująca, przynajmniej tych czytelników, którzy grozy właśnie są spragnieni i grozy szukając sięgną po tę książkę, bo to bardziej wakacyjna opowieść przygodowa z tajemnicą w tle niż „regularny” horror.
+
Dwie dziewczyny wyjeżdżają na weekend w Bieszczady, pochodzić po górach. Jednak sezon w pełni i miejsc noclegowych generalnie brak - jedynym wyjściem okazuje się udział w „Festiwalu UFO”, gdzie jeszcze można przenocować. Zatem, mimo że temat wydaje się im mało ciekawy, przybywają na teren wydarzenia i rozbijają swój namiot. Wita ich szefowa kampingu oraz jej mrukliwy pomocnik.
Dni spędzają na górskich wędrówkach, wieczorami zaś z piwerkiem w ręku uczestniczą w konwentowych wydarzeniach i wysłuchują kolejnych prelekcji i wystąpień fascynatów. (m.in. efektownie przedstawiona prawdziwa historia sekty Antrowis). Zapoznają się bliżej z trójką uczestników - jak się okazuje to nie szury ufockie a naukowcy badający temat od strony socjologicznej.
Coś delikatnie niepokojącego dzieje się w tle konwentu, wszyscy czekają na jakieś niesłychane wydarzenie. A do tego wszystkiego okazuje się, że “polscy kultyści UFO” pojawiają się w przeszłości jednej z bohaterek.
W noc zamykającą festiwal dochodzi do dramatu…
+
„Plama Światła” to bardzo dobrze napisana powieść, świetnie się czytająca, interesująca w części realistycznej (wielbiciele wędrówek mogą wręcz poczuć smak górskiej przygody), ciekawie pomyślana od strony fantastycznej, ale w niektórych aspektach nieco rozczarowująca.
Przede wszystkim - wakacyjna przygoda plus okazjonalne erupcje pociesznych teorii ufockich to za mało. Przede wszystkim ZA MAŁO TU HORRORU (w ogóle był jakiś?). Ta powieść w ogóle nie straszy, przez 2/3 jej długości nie dzieje się nic nadprzyrodzonego, a nawet jak już w końcu zaczyna się coś dziać, to nadal z horrorem ma to niewiele wspólnego. Szkoda, że Autor nie wykorzystał potencjału, który drzemał w niektórych opowieściach konwentowiczów. A było tak blisko! Wystarczyło “pociągnąć” temat Antrovisu i jeszcze go podmroczyć jakimiś rytualnymi morderstwami, których zwieńczeniem miałby być Festiwal!
Wiadomo, tak sobie autor powieść wymyślił, ale z perspektywy fana horroru wygląda to trochę tak, jakby Lewandowski wystawionej piłki do pustej bramki nie wbił.
Idziemy dalej - “Plama Światła” nie ma żadnego “villaina”, szwarccharakteru, wroga, przeciwnika, demona - whatever, czegoś, co dodałoby pikanterii tej dość lekkiej przygodzie wakacyjnej. Jest raczej cudownie niż strasznie, a finałowy twist przypomina niebezpiecznie suchara o tym, jak to sadysta goni masochistkę, a kiedy ją w końcu łapie w ciemnym rogu i ta omdlewając szepcze „zrób ze mną co chcesz”, ten pokazuje jej figę i odchodzi w dal. Wiem, że wizja „spisku polegającego na wymordowaniu zebranych ku chwale Ufoków” jest banalna, ale moje proste poczucie grozowej energii wiele by na tym zyskało.
No i odrębnego omówienia wymagają postaci bohaterek. Z jednej strony są one ciekawe i wzbudzają sympatię czytelnika, z drugiej jednak są w pewnym aspekcie mocno …niedopracowane. Już wyłuszczam.
Element, nazwijmy to, romantyczny to ważny składnik życia człowieka. Tymczasem dziewczyny z Plamy Światła to takie, za przeproszeniem, dziewice konsekrowane. Żadna nie jest w związku, nie są też ze sobą w związku (a przecież energia wzajemnego uczucia bohaterek napędza znakomitą „Ćmę” Bielawskiego), żadna też nie szuka choćby chwilowego romansu biwakowego, nikt też nie usiłuje się do nich przystawiać (wiem, że sporo czasu minęło, ale przecież jeszcze pamiętam - człowiek bez zobowiązań romantycznych to, na polu namiotowym, człowiek „polujący”). Mało - to samo dotyczy trójki naukowców!
Wiem, że opracowanie mapy uczuciowej bohaterów to dodatkowe wyzwanie, może z punktu widzenia głównego wątku fabuły niepotrzebne, ale bardzo ożywiłoby powieść, pomogło jej się unieść nawet ponad braki fabularne. Przy braku żywszych uczuć między bohaterkami cieżko zrozumieć końcową determinację grupy poszukiwawczej.
To sum up :
Na plus - żywe tempo, dobry, pewny styl, przyjemna atmosfera wakacyjnej przygody z nutką “dreszczyku”, umiejętnie oddany nastrój “tajemnicy”.
Na minus - niedopracowane relacje interpersonalne głównych postaci, za mało “horroru w horrorze”, brak villaina z prawdziwej postaci i efekt “mokrego kapiszona” - rozwiązanie głównej tajemnicy raczej zawodzi niż zachwyca.
W ostateczności - więcej obietnic złożonych (“Nocne”!) niż dotrzymanych, choć sprawność narracyjna i wyobraźnia autora dają nadzieję na przyszłość. Czas spędzony przy lekturze jest absolutnie udany (jak ktoś lubi chodzić po górach, to podwójnie), a i wspomnienia się odezwą… :
PS.
Skoro o wspomnieniach mowa :
Za młodu byłem na wakacyjnym obozie. Pewnego wieczoru uznaliśmy, że świetnie byłoby odwiedzić nocą z dziewczynami miejscowy cmentarz. Dla większego efektu jeden z nas miał wyskoczyć zza grobu i „wystraszyć laski”. Losowaliśmy - dumny wygrałem - uznałem, że mą odwagą łatwiej zaimponuję pewnej ślicznej pannie i być może tak zdobędę jej serce (QED).
Przed północą, jak przyszło mi samemu iść n ten cmentarz, (a droga była samotna, na skraju lasu) to mina mi nieco zrzedła. Ale nic to - trzeba ruszać przed siebie.
W chwilę po wyruszeniu na nocnym niebie pojawiła się…jaskrawa Plama Światła. Coraz bardziej narastająca kula, utworzona przez mniejsze światełka do niej dołączające. Zupełnie zapomniałem o “realnym” strachu, o cmentarzu, duchach i upiorach, przecież wyraźnie widziałem, że właśnie teraz Ufoki postanowiły zaatakować Ziemię!
Dopiero po dłuższej chwili światła zaczęły stopniowo odpadać od jaśniejącej kuli i ostatecznie wszystko pogrążyło się w przytulnym mroku. Uffff! Jak się następnego dnia okazało, nie było żadnej “plamy światła” - to lokalna jednostka wojskowa miała nocne ćwiczenia i zestrzeliwali sobie flary w jedno miejsce! Wciórności!
No a na tym cmentarzu, jak koniec końców zrealizowaliśmy nasz scenariusz, kiedy wyskoczyłem zza grobu z upiornym wyciem, „moja” dziewczyna pisnęła ze strachu i….wtuliła się w stojącego obok niej kumpla! I tyle przyszło z „zaimponowania”. Wciórności…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz