Debiutancki zeszyt serii „Dylan Dog”, wydany w 1986 roku, w Polsce pojawił się na początku XXI wieku za sprawą wydawnictwa Egmont. Po wydaniu kilkunastu numerów seria znikła; pojawiła się ponownie kilka lat temu, jeszcze raz się urwała, a od bodajże zeszłego roku wydawnictwo Tore podjęło jeszcze jedną próbę przedstawienia włoskiego bohatera polskiemu czytelnikowi. Jako, że od strony gatunkowej cały „Dylan Dog” to czystej wody horror, a komiks też jest też „literaturą”, stąd warto poświęcić mu nieco uwagi na naszej grupie.
Jako że od pierwszego wydania w Polsce pierwszego numeru Dylana płynęło morze lat, a wznowień nie było, to DD 1 - „Świt Żywych Trupów”, osiąga na Allegro zawrotne ceny (jak ostatnio sprawdzałem, to bez 100 zł nie było co podchodzić). Mimo całego mego uwielbienia dla tej serii wydaje mi się, że to stanowczo za dużo jak za - powiedzmy - godzinkę dobrej zabawy, więc tym, którzy takich kwot wydawać nie chcą, przybliżę postać Dylana i zarys fabuły tego odcinka.
+
Dylan Dog jest tzw. „detektywem mroku”. Trudni się on zawodowo wyjaśnianiem różnych zjawisk nadprzyrodzonych i niesamowitych (trochę niczym sam nie/sławny Mark Sabat!). Pewnego dnia do Dylana zgłasza się młoda kobieta oskarżona o zamordowanie swego męża. Nie zaprzecza ona, że faktycznie wbiła mu w oko nożyczki, niemniej utrzymuje, że w chwili śmierci mężczyzna był już…martwy (!), a tak w ogóle to działała w obronie własnej, gdyż mąż zamierzał ją….spożyć!
No ihaaa…
Dylan wraz z kobietą i swym wiernym asystentem Groucho wyjeżdża do Szkocji, do miasteczka Undead (ihaha) koło Inverness, gdzie zmarły mąż, wybitny biolog prowadził badania z niejakim doktorem Xabarasem. Na miejscu czeka na naszych bohaterów (i czytelników) klasyka pulpowego horroru - zainfekowana przez zombie upiorna wieś, i nawiedzony dwór, w którym eksperymenty przeprowadza demoniczny doktor. Po chwili rozmowy z Xabarasem okazuje się, że ma on zadawnione rachunki z rodziną Dylana, od pokoleń zajmującą się walką z koszmarami i demonami….
+
Chyba każda prezentacja „Dylana Doga” musi rozpocząć się od cytatu z samego Umberto Eco - „całymi dniami mogę czytać Biblię, Homera i Dylana Doga”. Trudno o lepszą rekomendację, oder? Ta ukazująca się nieprzerwanie od 1986 roku seria komiksowa cieszy się w Europie (zwłaszcza w basenie morza śródziemnego) dużą i zasłużoną popularnością. Co miesiąc nowy zeszyt z przygodami pojawia się w kioskach, a do tego wychodzą jeszcze różne wydania specjalne…No, jest co czytać i poznawać.
Istotą Dylana jest postmodernistyczna zabawa cytatami i nawiązaniami do pop-kultury (u nas podobne gry z czytelnikami lubi prowadzić Robert Ziębiński). Przede wszystkim - „Świt Żywych Trupów” stanowi mieszankę horroru z… komedią. Co ciekawe, nie mamy tu do czynienia z „komedią grozy”, w Dylanie oba światy - grozy i śmiechu, pozostają od siebie niezależne, nie mieszają się, są jak popularna we Włoszech whisky Black&White, jak straciatella, jak w końcu chiaroscuro - światłocień, obok siebie. Kiedy czytamy kolejne erupcje żartów Groucho, kiedy bawi nas chłodny humor Dylana, to jest śmiesznie jak w komedii braci Marx, kiedy jednak przychodzi pora na strach - jesteśmy w środku najbardziej makabrycznych filmów Lucio Fulciego.
Ale to dopiero początek zabawy w cytaty. Postać Dylana Doga (nb. o rysach twarzy angielskiego aktora Ruperta Everetta) łączy w sobie egzorcystę, detektywa w typie Philipa Marlowe, Jamesa Bonda („nazywam się Dog, Dylan Dog”) i Sherlocka Holmesa (skupienie osiąga grając na klarnecie). Asystent Groucho jest aż nadto oczywisty (każdy pamięta najbardziej przemądrzałego z braci Marx), a wnikliwy czytelnik może w postaci pięknej żony dopatrzeć się podobieństwa do Sigourney Weaver (w roku 1986 oczywiście…. nb. ten rodzaj żartu - nadawanie postaciom z komiksów twarzy znanych celebrytów to w ogóle była cecha charakterystyczna nie tylko samego Dylana, ale wszystkich komiksów z wydawnictwa Bonelli). Do tego dochodzi cała masa kliszy i cytatów fabularnych, które czytelnik może sam odkodowywać. Filmy noir, „Noc Żywych Trupów”, „Lśnienie”…zabawie nie ma końca.
Niekoniecznie za 100 zł za tomik - ale naprawdę warto poznać Dylana Doga; w sumie dowolny zeszyt (bo formuła się zasadniczo nie zmienia). Fani grozy będą w siódmym niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz