Zainspirowany prawdziwą historią „Negro Motorist Green Book” (rozsławioną później przez multioscarowy film „Green Book”), łącząc ją z pomysłami rodem z pulpowej literatury fantastycznej Matt Ruff napisał „Krainę Lovecrafta” - pełną akcji przygodową powieść fantastyczną, poza zgrabną fabułą ukazującą i piętnującą paskudny fiftiesowy rasizm amerykański.
+
W USA lat pięćdziesiątych XX wieku konkurują między sobą tajne stowarzyszenia, loże czarnoksięskie, zrzeszające parających się magią i demonologią „filozofów naturalnych”. Jedna z takich lóż, Zakon Prastarego Świtu, zamierza zdobyć przewagę nad pozostałymi. W tym celu potrzebna jest krew założyciela Zakonu, żyjącego jeszcze w XVIII wieku arcymaga, Tytusa Braithwhite’a. Trzeba trafu, że jedynym potomkiem Braithwhite’a w linii prostej jest….czarnoskóry Atticus Turner, były żołnierz, który właśnie wrócił z wojny koreańskiej (prababka Atticusa była niewolnicą, zgwałconą przez czarownika).
Loża, w celu ściągnięcia Turnera do swej siedziby, porywa jego ojca, zostawiając młodzieńcowi adres - miejscowość Ardham (fani Lovecrafta, wink, wink!).
Wuj Atticusa, George prowadzi agencję turystyczną, która publikuje coroczne przewodniki po miejscach, w których czarnoskórzy mogą bezpiecznie zjeść i wypocząć. Decyduje się wyruszyć wspólnie z bratankiem (i jeszcze jedną żądną przygód kuzynką) na misję ratunkową (po drodze będzie można zaktualizować dane z przewodników).
Po wielu przygodach, głownie o rasistowskim charakterze (choć i spotkanie z quasi-shoggothami się trafi), bohaterowie docierają do siedziby Zakonu. Tutaj staje się jasne, że kultyści w planowanym rytuale będą chcieli złożyć Atticusa w ofierze, czerpiąc moc z przelewania jego krwi, w efektownym jednak twiście wszyscy magowie, zebrani w sali ofiarnej, giną w magicznej eksplozji. W taki sposób syn Samuela, Caleb Braithwhite przejął pełną władzę nad lożą! Korzystając z zamieszania nasi bohaterowie, wraz z uwolnionym z okowów ojcem Atticusa, umykają do Chicago.
Zakon Prastarego Świtu to tylko początek zdobyczy ambitnego młodego maga. Caleb Braithwhite zamierza podbić wszystkie loże działające w Stanach, zostać takim magicznym „capo di tutti cappi”. W tym celu będzie mu potrzebna różnoraka pomoc, do której postanowi wykorzystać….rodzinę Atticusa. Współpracę zdobywa on różnymi metodami; by zdobyć magiczne księgi zlokalizowane w domostwie innego czarnoksiężnika pomoże kuzynce Letycji okazyjnie nabyć ten dom, kradnąc cenną rodzinną księgę pamiątkową pozyskuje pomoc ojca i wuja Atticusa, uwodzi siostrę Letycji, Ruby, do tego dając jej możliwość …zamiany koloru skóry! (czasowo, niczym eliksir dr. Jekylla, no ale zawsze).
Jednak przeciwnicy Braithwhite’a również nie zasypiają gruszek w popiele - rzucają oni klątwę na młodego Horacego, kuzyna Atticusa. Rodzina Turnerów musi opracować plan, ktĻry pomoże uratować chłopca, uwolnić Ruby od złego wpływu Caleba, pokonać „złych” magów, ale i wystrychnąć na dudka Caleba - czują oni, że za pozorami uprzejmości, za różnoraką pomocą, jaką okazuje on im podczas postępujących działań nie kryje się nic dobrego; przeciwnie, zwycięstwo Caleba w tej magicznej wojnie może oznaczać prawdziwe Nieszczęście dla Świata…
+
Pomysł Ruffa na powieść jest znakomity i jest dobrze, konsekwentnie prowadzony przez całą powieść. Oto chytry, ambitny czarnoksiężnik chce rękoma czarnych pomocników zdobyć władzę w tajnych lożach, władzę, która może doprowadzić do - klasycznie - otwarcia Bram i sprowadzenia na Ziemię rozlicznych nieszczęść (pewnie z Wielkimi Przedwiecznymi na czele).
Ale sprytni i mądrzy czarnoskórzy nie chcą dać się wodzić za nos, wykorzystywać, traktować jak, za przeproszeniem, niewolnicy, i podejmą próbę przechytrzenia maga.
I to jest gut genug! Sprawna fabuła, lekkie pióro, energiczna akcja wypełniona przygodami, nieco pulpowej grozy i nieco humoru, a do tego galeria sympatycznych, wzbudzających zainteresowanie bohaterów. Nie trzeba nic więcej.
Ruff głównym tematem namysłu w „Krainie Lovecrafta” czyni fiftiesowy rasizm i udanie gra tym tematem - łącznie ze złośliwością schowaną w tytule (jak wszyscy wiemy wielki Lovecraft w życiu prywatnym był, niestety, przykrym a zajadłym rasistą). Autor nie zapomina jednak, by „słuszny” przekaz powieści wpleciony był w zgrabną, intrygującą czytelnika fabułę i czyni to bardzo efektownie. „Kraina” to jakby zbiór opowiadań, opisujących przygody poszczególnych członków rodziny Atticusa - po początkowych scenach młody żołnierz schodzi na drugi plan, a bohaterami kolejnych historii są kuzynki Letycja i Ruby, tata Montrose i wujek George, ciotka Hippolita i kuzyn Horacy. W tle rozgrywa się łącząca je w całość ramowa opowieść o walce czarującego i demonicznego Caleba Braithwhite’a o władzę i dominację nad magicznymi lożami USA.
Na nieszczęście (dla zgrabnej i udanej powieści) HBO zdecydowało się na ekranizację - w efekcie powstał Bardzo Słuszny Serial…
Czegóż tu nie ma! Zmiennopłciowy mag, tajne kluby LGBT+ dla czarnych, ojciec Atticusa okazuje się gejem (z trans kochanką), dochodzi koreańska wojenna kochanka Atticusa (żeby ukazać, że również azjaci byli ofiarami rasizmu), a do tego, zamiast powieściowego finału kpiarskiego i triumfalnego mamy tandetne „męczeństwo” Atticusa. Naprawdę, wydaje się, że nie ma takiego grzyba, jakiego twórcy serialu w swym postępowym zapale nie byliby skłonni wrzucić do tego barszczu.
Jak mawia stare przysłowie - „Kuba, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze”. A serial napisany jest źle. Nie wystarczy „mieć rację”, trzeba to jeszcze dobrze napisać! A serial robi to źle, psując większość frajdy, jaką niesie lektura powieści Ruffa. Jak jestem postępowy i wspierające wszelkie postulaty równościowe, tak ekranizację niespecjalnie lubię i nie bardzo polecam.
Podsumowanie :
Lepiej „Krainę Lovecrafta” przeczytać, niż obejrzeć. Książka to niekoniecznie arcydzieło, ale jest bardzo sprawnie napisana, żywa, a poprzez ciekawe ujęcie słusznego tematu rasizmu, już poniekąd modern classic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz