Znakomita, pełna grozy, jump scare’ów, suspensu i odważnego na swe czasy erotyzmu (tak, był nawet skandal!) powieść gotycka, stanowiąca odpowiednik ówczesnego horroru ekstremalnego; owszem, nie tak „mocna” jak powstające w tym samym czasie powieści markiza de Sade, ale za to zdecydowanie bardziej od nich popularna i powszechnie czytana.
+
Ambrozjo to młody, 30-letni opat madryckiego zakonu kapucynów. Cieszy się w mieście rosnącą sławą z uwagi na swe płomienne, natchnione kazania. Jego fanatyczna wiara jest surowa, twarda i bezlitosna. Kiedy, wizytując sąsiedni klasztor klarysek, przypadkiem odnajduje liścik miłosny do jednej z mniszek, bez śladu współczucia czy zrozumienia wydaje ją w ręce przełożonej na okrutną, ignorując rozpaczliwe błagania o litość.
Wkrótce okazuje się jednak, że sam Ambrozjo, wystawiony na pokusę, łatwo ulega podszeptowi grzechu. Uwielbiający opata młody mnich Rosario okazuje się przy bliższym poznaniu…kobietą ! Piękna Matylda wyznaje mnichowi dozgonną miłość i, po drobnych ceregielach (takie tam - ratuje życie opatowi ukąszonemu przez węża wysysając jad z rany…) zaciąga go do łóżka.
No, cud, miód i maliny ! Ambrozjo odnajduje w dzikim seksie sens życia, ubolewa, że stracił 30 lat na życie w cnocie i wykorzystuje każdą chwilę na oraz bardziej wyuzdane zbliżenia z Matyldą. Wkrótce lubieżna mniszka traci jednak dla niego powab świeżości, napalony mnich potrzebuje nowych podniet. Jego uwagę przyciąga piękna, niewinna Antonia, która przybyła do kościoła prosząc o odwiedziny u chorej matki.
O dziwo, Matylda godnie znosi odtrącenie, mało tego, w miejsce erotycznych uniesień oferuje opatowi swą przyjaźń i pomoc w uwiedzeniu Antonii. Poważną przeszkodą bowiem okazuje się matka dziewczyny, która, nakrywszy mnicha na niezbyt przystojnym wobec córki zachowaniu, przejrzała jego motywy i zdecydowanie wyprosiła z domostwa.
W drugim, niezależnym wątku fabularnym kochanek zdradzonej przez Ambrozja nieszczęsnej mniszki opowiada jej bratu całą burzliwą, pełną przygód, nawiedzeń przez duchy a w końcu spotkania samego Żyda Wiecznego Tułacza historię romansu, którego końcowym efektem jest…błogosławiony stan dziewczyny (tak, więziona w klasztorze Agnes jest w ciąży).
Mężczyźni postanawiają uwolnić dziewczynę. Dzięki swym arystokratycznym koneksjom uzyskują dla niej papieskie zwolnienie ze ślubów zakonnych, jednak próba wydobycia mniszki z klasztoru kończy się niepowodzeniem. Jak się dowiadują, Agnes umarła i została pochowana w kryptach klasztornych.
Gdy jedna z mniszek przekazuje informację, że dziewczyna została tak naprawdę zamordowana przez przeoryszę, rozwścieczony brat postanawia się zemścić. Uzyskuje u inkwizytora nakaz aresztowania przełożonej i wraz ze zbrojnymi pojawia się w klasztorze w trakcie uroczystej procesji…
+
„Mnich” to najbardziej „nowoczesna”, najmniej zwietrzała z klasycznych XVIIIwiecznych opowieści gotyckich. Owszem, jest tu nieco zakurzonego smędzenia, momentami mimo kolejnych przygód i nieoczekiwanych zwrotów akcji współczesny czytelnik się będzie męczył drętwym stylem i sposobem narracji. Ale ogólna ocena musi być wysoka - duża dawka makabry, grozy, seksu, przemocy i suspensu zapewnia „Mnichowi” należną sławę do dziś.
„Mnich” czyni zadość wszelkim wymaganiom konwencji powieści gotyckiej - są tu zbójcy, duchy, ponure lochy i krypty, światło księżyca na cmentarzach, gnijące zwłoki złożone w katakumbach, magiczne rytuały i czary; wszystko, co niezbędne. Jest też obowiązkowa „uciśniona dziewica” i dybiący na jej szczęście (oraz cnotę) „gotycki łotr”.
Właśnie - ten łotr. Postaci w „Mnichu” są co do zasady sztampowe i banalne. Wyróżniają się jednak świetną kreacją przewrotna, kusicielska Matylda, sewrski model sukkuba, no i przede wszystkim sam Ambrozjo ! Obłudny i zakłamany klecha, na początku chłodny i bezduszny, później zaś, po odkryciu frajdy płynącej z seksu, pogrążający się za sprawą swej nieokiełznanej do granic absurdu żądzy w odmętach występku i zbrodni.
Co ciekawe, Ambrozjo, mimo wszelkich okropieństw, których się na przestrzeni powieści dopuszcza, nie do końca traci sympatię (a przynajmniej jakieś zrozumienie) czytelnika. To nie jest demoniczny typ „zły z urodzenia”, to po prostu słaby, ulegający pokusie Piekieł, człowiek - dość symboliczny obraz upadku ludzkiego wobec mocy Szatana.
Wielkim fanem powieści był sam markiz de Sade. I nic dziwnego, w sumie „Mnich” to taki trochę „Sade-light” budzący skojarzenia z nie/sławną Sade’owską „Justyną”. Bez markizowej pornografii, bez jadowitych tyrad antychrześcijańskich i powszechnej pochwały zła, ale równie pełen makabry, przemocy, seksu, gwałtów i morderstw.
Jeżeli by uznać markiz za protoplastę twórczości, powiedzmy Jacka Ketchuma czy Eda Lee, to powieść można porównać do gotyckiego Mastertona czy Eversona.
Inny literacki trop przychodzący na myśl podczas lektury „Mnicha” to „Rękopis Znaleziony W Saragossie” naszego Jana Potockiego. Prawdopodobnie Potocki również zaliczał się do grona fanów święcącej wówczas triumfy popularności powieści Lewisa - w „Saragossie” pojawi się zbliżony do „Mnicha” hiszpański klimat, gotyckie lochy i labirynty, spiski, zwroty akcji, pojawi się nawet Żyd Wieczny Tułacz a w końcu nawet szkatułkowa narracja (w „Mnichu” występująca jeszcze w powijakach).
Sam Lewis nic więcej godnego uwagi nie napisał. Owszem, całe, niezbyt długie życie (zmarł nieco po czterdziestce, na żółtą febrę, wracając z własnych plantacji z Jamajki) tworzył i pisał, ale głównie dramaty i poezję, zupełnie dziś zapomniane. To właśnie „Mnich” zapewnił mu nieśmiertelność.
Powieść dla dociekliwych fanów gatunku, trochę wysiłku w jej lekturę trzeba dziś włożyć, ale jest to wysiłek wart poniesienia. KANON.
PS.
„Mnich” był kilkakrotnie ekranizowany. Najświeższa próba pochodzi z roku 2011, z Vincentem Casselem w roli głównej, pozostałe pochodzą z roku 1990 oraz 1972 (tutaj w rolę Ambrozja wcielił się Franco Nero).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz