piątek, 9 października 2020

Jaroslaw Grzedowicz Pan Lodowego Ogrodu 4 6/10

Zakończenie sagi Midgaardu, wciąż porządna mieszanka fantasy i sci-fi, choć nie tak dobra jak poprzednie części, rozczarowująca głównie nadmiernym pośpiechem fabularnym.


+


Co jak co, ale w cliffhangery Grzędowicz umie. Tak zakończył „trójkę” cyklu, że oczy same się rwały do części czwartej. No i początek nie zawodzi. Dowiadujemy się, w jaki sposób wyprawa po Naszą Matkę Bolesną, przerwana w poprzednim tomie w najbardziej dramatycznym momencie (z jednej strony atakuje Ślepy Wąż, z drugiej wysłannicy Van Aakena), kończy się sukcesem (drużynnicy wraz z Czyniącą docierają do Lodowego Ogrodu).

Potem jest gęsta akcja szpiegowska w samym Lodowym Ogrodzie, rozgrywka naszych bohaterów z demonicznym Szkarłatem. Fabuła jest dość wartka i zajmująca, do tego stopnia, że rozpędzony czytelnik nie zwraca uwagi na pomniejsze błędy logiczne tu i ówdzie.

Następnie następuje etap Gromadzenia Wojsk : Filar  ściąga swoich Kirenenów przy pomocy turbo-robaka, Vuko odnajduje i ratuje Klan Ognia, wypędzony przez atakujące Węże w górskie ostępy.

No i finał - Bitwa Magów. Połączone siły Van Aaakena i pustynnej Bogini atakują Lodowy Ogród, Drakkainen i Fjolsfinn wraz ze swymi wojskami bronią wyspy. W tych fragmentach fabuła chwilami uderzająco przypomina Bitwę O Winterfell ze serialu Gra O Tron (oczywiście pamiętamy, że powieść Grzędowicza jest dekadą starsza!).

+

Sagi fantasy bardzo często kończą się grubo poniżej poziomu, od którego startowały. Na tle średniej zakończenie Pana Lodowego Ogrodu i tak wypada zadowalająco. Gdyby nie to, chwilami aż zaskakujące, nadmierne „poganianie” akcji, byłoby ono naprawdę dobre. Owszem, bohaterom nagle wszystko zaczyna przychodzić za łatwo - każdy ich wyrafinowany i trudny plan spełnia się co do joty; na się wrażenie, że Grzędowicz mógłby z tego jednego dobre trzy tomy jeszcze zrobić. Ale koniec końców wszystko przynajmniej jakoś sprawnie i w dosyć zwarty sposób się kończy.

Z dwu bohaterów zdecydowanie lepiej wypada Filar - i chyba wiem, dlaczego. Drakkainen za bardzo pozycjonowany jest na alter ego autora, rzuca wątpliwymi bon motami i żarcikami, chwilami irytuje kwadratowymi przemyśleniami. W rezultacie czytając o jego przygodach ma się chwilami wrażenie uczestniczenia w wersji RPG z mało poważnym Mistrzem Gry, takim, co pomiędzy jednym a drugim atakiem na Smoka zacznie żarciochy o pizzy hawajskiej. Może i śmieszne, ale czas nieco pryska.

Jeszcze raz respect, że Grzędowicz powstrzymuje co większe szarże światopoglądowe. Będąc w jednym „grajdołku” z Ziemkiewiczem, Pilipiukiem czy Piekarą, publikując w Gazecie Polskiej, łatwo byłoby mi stracić kontrolę i pojechać jakimiś naszystowskimi jeremiadami. Tymczasem oprócz lekkiego pierdoleto o Wredniakach w rządzie i Antysystemowcu Drakkainenie, za bardzo nie rzuca się to w oczy.


Dobra pozycja, warta lektury - szczególnie biorąc pod uwagę cały, świetny cykl, którego jest zwieńczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andrzej Zahorski - Stanisław August Polityk 6/10

Zgrabnie napisana biografia ostatniego króla Polski. Dowiadujemy się o jego młodzieńczych latach, o romansie z (przyszłą) carycą Katarzyną (...