Przerażające, z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej przygnębiające i, dosłownie, bolesne w lekturze, arcydzieło. O gatunkowej przynależności „Dziewczyny Z Sąsiedztwa” do horroru decydują jej szokująca treść i narastająca groza, lecz z równym powodzeniem powieść uznać można za fabularyzowany reportaż…
+
Dwie osierocone dziewczyny, 14-letnia Meg i jej młodsza siostra Susan, trafiają pod opiekę swej ciotki, samotnie wychowującej trójkę dorastających synów w niewielkim miasteczku. Początkowo wszystko wygląda OK; Meg nawiązuje kontakty z miejscową młodzieżą i zaprzyjaźnia się z mieszkającym po sąsiedzku Davidem.
Stopniowo jednak wychodzi na jaw fatalne, pogarszające się z dnia na dzień, traktowanie dziewcząt przez ich opiekunkę. Ciotka nienawidzi obu sierot, często je okrutnie bije, głodzi i zamyka w domu.
Próba poinformowania lokalnego policjanta przez Meg o krzywdzie kończy się katastrofą. Ciotka jest prawnym opiekunem dziewcząt, ma prawo je dyscyplinować i wychowywać, policjant zatem nie daje wiary skargom - natomiast dla Meg zaczyna się piekło.
Zostaje zamknięta w piwnicy, gdzie poddawana jest coraz większym upokorzeniom i torturom. Co najgorsze, w seansach nienawiści uczestniczy nie tylko matka razem z synami, ale również inne dzieciaki z sąsiedztwa, w tym narrator całej historii, David. Dzieci fascynuje bezkarność dręczenia, zgoda a wręcz zachęty dorosłego opiekuna, by tego się dopuszczać.
Gdy sytuacja zaczyna się zupełnie wymykać spod kontroli, a kolejne tortury zagrażają zdrowiu ofiary, Davida zaczyna pomału gryźć sumienie…
+
W trakcie lektury „Dziewczyny Z Sąsiedztwa” może dopaść czytelnika zwątpienie - nie, ta historia jest przekombinowana, za bardzo przegięta, autora poniosła wyobraźnia, coś takiego jest niemożliwe. Ale to mechanizm obronny - ta historia bowiem wydarzyła się naprawdę…
Szczegóły się różnią, ale trzon opowieści to prawdziwa, makabryczna historia Sylvii Likens, zamęczonej na śmierć przez opiekującą się nią ciotkę. Ciotkę, która w ten sposób usiłowała „ją wychować”. Ketchum znakomicie zamienił to w depresyjny egzystencjalny horror.
Właśnie - przynależność gatunkowa powieści może budzić pewne wątpliwości, w „Dziewczynie” nie ma bowiem żadnych elementów nadprzyrodzonych. O jej grozowym charakterze świadczą użyte w fabule mechanizmy charakterystyczne dla gatunkowego horroru- uwięzienie, fizyczne cierpienie, narastająca mordercza psychopatia, sceny szokujące, przerażające i makabryczne.
Nic dziwnego, że powieść powszechnie traktowana jest jako powieść grozy (bo też i budzi autentyczny strach) i słusznie okupuje wszelkie grozowe rankingi „best of”.
Stephen King, który napisał świetny wstęp do „Dziewczyny” podkreśla bardzo aspekt fałszywej moralności amerykańskiej prowincji - takie charakterystyczne „nie mów nikomu”. Krzywda Meg długo widoczna jest dla sąsiadów, ba, przecież dziewczyna udaje się nawet na skargę do policjanta, a jednak wszyscy wolą udawać, że o niczym nie wiedzą, że to nie ich sprawa. Podobnie pisał w posłowiu sam Ketchum. Tak rozumiana, powieść zbliża się do tragedii takich, jak sprawa Friztla (który latami więził w piwnicy pod domem i gwałcił swą córkę).
Można jednak wyodrębnić jeszcze jeden aspekt obecny w „Dziewczynie Z Sąsiedztwa”, jeszcze jedno jej odczytanie. Otóż „Dziewczyna” to opowieść o pierwotnym Złu, o złowrogiej, mrocznej sile mieszkającej w każdym człowieku, drzemiącej w naszych genach, komórkach, we krwi i kościach. Ta czarna magma (niczym ligottiańska Anima Mundi), która w niektórych okolicznościach potrafi nagle obudzić się w prawie każdym.
Przecież to nie jest generyczny thriller o zwyrolach, którzy porwali i zamęczyli na śmierć przygodną dziewczynę! Rodzina Meg to normalna rodzina, żadna tam „teksaska masakra”. Ciotka, siostra matki, trzech kuzynów, ich koledzy z okolicy - typowa amerykańska prowincja, mili, spokojni ludzie. Podobnie dzieciaki z sąsiedztwa, uśmiechnięte, rozbawione, na co dzień koleżeńskie wobec siebie. To „dobrzy ludzie”, w których nagle obudził się diabeł.
Szczególnym symbolem jest sam David - narrator. Lubi Meg, wręcz się w niej podkochuje, ale, skonfrontowany z upiorną sytuacją, przez długi czas dobrowolnie uczestniczy w coraz bardziej przerażających zachowaniach. Moment, w którym zawrócił on „znad rzeki”, kiedy zorientował się, że sytuacja zaszła za daleko, jest bardzo spóźniony. Słusznie ma on przez całą powieść potworne wyrzuty sumienia, zasłużył na nie w zupełności.
„Dziewczyna” to dużo więcej niż upornie sadystyczny shocker. To moralitet pokazujący, jak możliwy był nazizm i holocaust, jak rodzi się nienawiść gotowa do zbrodni. Żaden „normalny” człowiek nie chce krzywdzić drugiego człowieka, ale jeśli tego człowieka odhumanizować, nazwać go „szmatą”, „bydłem” (ideologią…) - już łatwiej.
„Dziewczyna” to również kolec w oko wszystkich tradycjonalistów wołających że „rodzina jest święta”. Ketchum, buntownik, z punkową wściekłością mówi że nie zawsze tak musi być, że czasami ta „rodzina” potrafi być źródłem przerażających nieprawości.
KANON, straszny, aż przykry w lekturze, ale absolutnie MUST READ. Choć ostrzegam - będzie bolało.
PS.
Powieść została dość wiernie i udanie zekranizowana w roku 2014, warto obejrzeć, aczkolwiek impakt książki jest nieporównanie silniejszy, a wymowa jeszcze bardziej gorzka.
PPS.
King porównał „Dziewczynę” do prozy McCarthyego. Jest coś na rzeczy, choć MacCarthy pisze dość uroczystym, chwilami jakby biblijnym stylem, podczas gdy Ketchum wali ultra-violencem w technikolorze z autentycznym gniewem i pasją.
#dziewczynazsiasiedztwa, #girlnextdoor, #jackketchum, #extreme, #KANON Przecież to nie jest standardowy thriller o zwyrolach, którzy porwali i zamęczyli na śmierć przygodną dziewczynę. To powieść o normalnych dzieciakach, uśmiechniętych, rozbawionych, na co dzień koleżeńskich wobec siebie, w których nagle obudził się diabeł. Rodzina Meg to pozornie normalna rodzina, żadna tam „teksaska masakra”. Ciotka, siostra matki, trzech kuzynów, ich koledzy z okolicy - to typowa amerykańska prowincja, mili, spokojni ludzie. Szczególnym symbolem jest sam David - narrator. Wręcz podkochuje się w Meg, lubi ją, ale, skonfrontowany z upiorną sytuacją, długi czas dobrowolnie uczestniczy w coraz bardziej przerażających zachowaniach. Moment, w którym zawrócił on „znad rzeki”, kiedy zorientował się, że sytuacja zaszła za daleko, jest bardzo spóźniony. Słusznie ma on przez całą powieść potworne wyrzuty sumienia, zasłużył na nie w zupełności
„Dziewczyna” to dużo więcej niż upornie sadystyczny shocker. To moralitet pokazujący, jak możliwy był nazizm i holocaust, jak rodzi się nienawiść gotowa do zbrodni. Żaden „normalny” człowiek nie chce krzywdzić drugiego człowieka, jeśli tego człowieka odhumanizować, nazwać go „szmatą”, „bydłem” (ideologią…) - już tak. „Dziewczyna” to również kolec w oko wszystkich tradycjonalistów wołających że „rodzina jest święta”. Ketchum, buntownik, z punkowa wściekłością mówi że nie zawsze tak musi być, że czasami ta „rodzina” potrafi być źródłem przerażających nieprawości.
KANON, straszny, aż przykry w lekturze, ale absolutnie MUST READ. Choć ostrzegam - będzie bolało.
PS.
Powieść została dość wiernie i udanie zekranizowana w roku 2014, warto obejrzeć, aczkolwiek impakt książki jest nieporównanie silniejszy, a wymowa jeszcze bardziej gorzka.
PPS.
King porównał „Dziewczynę” do prozy McCarthyego. Jest coś na rzeczy, choć MacCarthy pisze dość uroczystym, chwilami jakby biblijnym stylem, podczas gdy Ketchum wali ultra-violencem w technikolorze z autentycznym gniewem i pasją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz