To już się stała świecka tradycja, by jak co roku zasiąść do lektury kolejnego tomu antologii Sny Umarłych, potem zaś podzielić się wrażeniami, pochwalić, co się spodobało, pokwękać, jak coś nie podeszło, posprzeczać się z odmiennymi opiniami.
Na początek WARNING - raportując nt. poszczególnych opowiadań staram się raczej zaintrygować treścią, a nie palić rozwiązań fabularnych (mimo, że, generalnie, nie dla zaskoczeń finałowych weird fiction się czyta), niemniej chcę uniknąć rozczarowań najbardziej radykalnych spojlerofobów. Tu i ówdzie może się jakiś element plotowy przedrzeć, tak, że jakby co, to be forewarned.
No, to jedziemy z koksem :
- Bartłomiej Szwajger - Sakrament 6/10
Znudzony codzienną rutyną korpo-szczur napotyka pewnego dnia na swej drodze byłego narkomana. Pod wpływem jego dziwacznych opowieści i wspomnień sam nabywa morfinę od umierającego na nowotwór starca i zaczyna ćpać. Wkrótce świat realny zaczyna się mieszać z innym, wyśnionym w narkotycznych wizjach, pełnym przygód i narastającej spirali przemocy (trochę to przypomina „American Psycho” Ellisa).
Napisane jest bardzo sprawnie, niestety, finis coronat opus, a tym razem weirdowe zakończenie było na tyle odjechane, niesatysfakcjonujące i rozczarowujące, że, pomimo znacznej przyjemności lektury ocena końcowa nieco zjechała w dół.
2. Michał Brzozowski - Smuteczkowe Promieniowanie Tła 5/10
Przyznam, że już groteskowy (to nie komplement !) tytuł ostrzega, że może być różnie…Bohater opowiadania w ramach eksperymentalnej terapii otrzymuje możliwość wizualizacji, wykreowania a na końcu fizycznej konfrontacji ze swymi złymi myślami, tzw. negatami (nb. w bankowości „negaty” to odmowne decyzje kredytowe - ciekawostka przyrodnicza taka).Dalej jest już wszystko jasne, kiedy bohater widzi takiego negata, to buch mu w ryło, i poprawia z drugiej strony. Jaka będzie jego reakcja, kiedy w tym gronie pojawi się osamotniona pozytywna myśl ?
Cóż, ponownie pochwalę formę - czyta się bardzo dobrze, ale zdecydowanie nie tego szukam w weird fiction. Kolejny w zbiorze tekst, który niedowiarkom takim, jak ja, wykazuje, że weird fiction naprawdę nie musi być literaturą grozy. Tylko, sorry, ja takiego weirdu nie szukam i potrzebuję, stąd i niższa ocena.
3. Tomasz Graczykowski - Dziennik Philipa Derckheta : Budowla 7/10 !
Pamiętając rewelacyjne lovecraftowskie opowiadanie Graczykowskiego ze Snów Umarłych 2018 liczyłem na poprawę nastroju. I się nie zawiodłem ! Tym razem mamy klimaty rodem z filmu „Cube” - bohater zostaje uwięziony w tajemniczej budowli w środku lasu. Na pozór pułapka wydaje się nie mieć żadnego wyjścia, co jakiś czas jednak w ścianach usłyszeć można dziwne szuranie, w końcu usilne poszukiwania pozwalają odnaleźć wąskie przejście…
Tym razem momentami od strony warsztatowej opowiadanie wydawało się niedorobione, ale i pomysł ogólny i świetne, rasowe zakończenie budzą wielkie uznanie. Mimo, że tym razem autor też bardziej nastawił się na „weird” niż „horror”, to i tak straszenia zostało wystarczająco dużo, żebym się ucieszył. 7/10, blisko 8/10.
4. Izabela Pogiernicka - Kolce 4/10
Zbiór króciutkich, przypominających przerośnięte drabble, weirdowo-bizarnych historyjek. Szalona wyobraźnia autorki nie raz zaskoczy, ale kolejny raz, całość nastawiona była zdecydowanie bardziej na absurd i surrealizm, niż na weirdowy niepokój, tym samym generalnie zawodząc fana grozy (aczkolwiek nie odmawiam talentu i niezwykle żywej wyobraźni). Nieco bardziej wybijają się pierwsza opowieść, rodem z najbardziej zakręconych fragmentów Lyncha i finałowa gore-teska, której w sumie nie powstydziłby się Edward Lee.
5. Mateusz Kopacz - Teatr Chemiczny 7/10 !
Mateusz Kopacz dał się poznać głównie jako niestrudzony popularyzator i wspaniały tłumacz H.P. Lovecrafta. Pisząc „na własny rachunek” nie uległ jednak pokusie pastiszowania twórczości mistrza z Providence, a wybrał bardzo oryginalną, bardzo niepokojącą własną drogę.
W kompostowniku w ogrodzie pewnej rodziny dochodzi do tajemniczej reakcji chemicznej. W oparach okropnego smrodu rodzi się dziwaczny organizm. Niektórzy sąsiedzi uważają to za trującą mutację, odpowiedzialną za śmierć okolicznych mieszkańców, niektórzy z kolei za poduszczeniem miejscowego księdza zaczynają oddawać dziwactwu religijne uwielbienie, sama kobieta zaś uważa, że to wcielenie zaginionego syna.
Mroczne, niepokojące, mimo pewnych zewnętrznych podobieństw do Lovecrafta (Kolor Z Przestworzy) czy Grabińskiego (Dziedzina) wysoce oryginalne, klimatem nieco przypominające prozę Wojciecha Guni. Bardzo mocne, jedne z głównych hitów tomu.
6. Krzysztof Matkowski - Między 5/10
Matkowski publikował już w SU 2018. Wówczas opowiadanie (zbyt surrealistyczne, zadłużone też chyba zanadto u Ligottiego) nie bardzo przypadło mi do gustu - ciekaw byłem, jak autor wypadnie tym razem.
Mężczyzna u progu małżeństwa zaczyna z niepokojem obserwować, jak materia świata, dosłownie, zaczyna się tu i ówdzie przecierać (jak dziura w dżinsach). Jego postępujące szaleństwo (?) oddala go od nie rozumiejącej jego stanów żony.
Pierwsza część, oparta na oryginalnym pomyśle, jest zdecydowanie bardziej udana, niż druga, gdzie początkowy niepokojący impet zatraca się w coraz bardziej meandrującej fabule. Zupełnie niezadowalające zakończenie.
7. Paweł Mateja - Mało Rymów 6/10
I kolejne opowiadanie, które, wiele obiecując, zawodzi na końcu, nie spełnia tej obietnicy. Niezwykła, mroczna historia, połączenie fantazmatów rodem z Kafki i klimatu filmów Lyncha.
Bohater, usiłujący zrozumieć otaczającą go rzeczywistość, siostra-demon, przemieniająca się za ścianą w pająka, kupa weirdowej grozy z najwyższej półki, i nagle dziwaczne, hermetyczne, zamknięte dla oczu profanów, zakończenie, rodem raczej z masońskich wizji kabalistycznych a’la „Czarodziejski Flet”, niż z rozrywkowej literatury grozy.
Plusy za fascynację, jaką rodzi „główna” część opowiadania, ale za niezrozumiałe metafory finału ostateczna ocena czytelniczej frajdy się obniżyła.
8. Marcin Miętus - Prototyp Nr 6 6/10
Porzucony w chwili narodzin wychowanek domu dziecka w poszukiwaniu początku swego istnienia odwiedza zapomniany, niszczejący na uboczu szpital porodowy…bardzo dobry weirdowy, niesamowity klimat niczym z japońskich horrorów, ale ponownie zakończenie nie dojechało (pomijam ewidentnie spojlerujący tytuł).
9. Witold Orłowski - Głębia Snuff 6/10
Prosta przypowieść o ludziach (bytach) zmuszonych w Czyśćcu do oglądania i przeżywania swych własnych śmierci (stąd tytułowe „snuff”). Zgrabny, świeży pomysł, kawałek porządnej literatury, i 6/10 takie krzepkie.
10. Sylwester Gdela - Dziewiątka 1/10
No ups, no downs, myślałem, czytając kolejne zgrabne, choć niewiele mnie poruszające opowiadania. No ale jak nie jak tak - w końcu nadszedł czas „Dziewiątki”…
Totalnie nie lubię tego rodzaju literatury, przypomina mi się od razu określenie Micka Jaggera o, pardon my french, „pierdzeniu do księżyca” (na zbyt ambitną sztukę). Poszukiwanie materii, z której stworzony jest wszechświat, rozpięte na tle opisu towarzyskiej imprezy, ućkane przemądrzałymi słowami o „dysrupcji”, „iteracjach” i „konsekutywności”. Normalnie ihaaaa, aż pomyślałem o ataku Wielkich Krabów i ich „klikety-klak”. No, cóż tu ściemniać - 1/10. Totalnie nie dla mnie takie pisanie.
11. Krzysztof Rewiuk - Świerszcze I Gwiazdy 8/10 !!
NO ! Wreszcie ! Jak już straciłem nadzieję na rasowy horror, to w końcu wjechało rasowe opowiadanie niesamowite, stopniowo tężejąca w narastającym mroku opowieść o zakładzie dla głucho niewidomych dziewczynek, gdzie trafia nowa podopieczna. Przybyłą otaczać zaczyna coś w rodzaju kultu, który z niepokojem obserwuje narrator, bardzo, jak się w toku opowiadania okaże, niewiarygodny. Delicje, uwielbiam taką klasyczną grozę, nie wiem, czy to jeszcze „weird” ale takiej chcę jak najwięcej.(dalekie skojarzenie z barkerowskim arcydziełem „Blues Świńskiej Krwi”). Zdanie z biogramu „autor nie pisze książki” jest jedynym, które mnie zmartwiło, bo zbiór opowiadań jak najchętniej bym przytulił.
12. Marek Trusiewicz - Machina Pana Abla 7/10 !
Mieszkający w zrujnowanej latarni morskiej stary, samotny człowiek, któremu tragedie życiowe odebrały całą rodzinę wypełnia ostatnie lata swego życia nienawiścią do całej ludzkości. Napawa się wiadomościami o tragediach, raduje z nieszczęść. Co gorsza, sam stara się, jak może, zaszkodzić przybywającym nad morze turystom - zakłada niebezpieczne pułapki na plaży, zakopuje gnijące mięso. Rozpamiętuje swe życie, śmierć dzieci, żony, czeka na koniec i to, co się z nim wiąże. Ale w tej, na pozór tylko smutnej historii ukryte jest drugio dno…
Opowiadanie napisane jest wybornie, mimo że jest długie, czyta się je znakomicie. Tyle, że nieco szkodzi mu brak proporcji. Po bardzo długiej historii obyczajowej, okraszanej tylko duchem córki, końcowy, jakże efektowny, twist fabularny (przynoszący na myśl mroki gry fabularnej KULT) jest jakby nieco z innej bajki, jakby nieco niedopasowany. Historia zyskałby na znacznym skróceniu i kondensacji w kierunku grozy.
13. Michał Gralak - Perła Berlavee 4/10
Nie ma zbioru weird fiction bez ukłonu we kierunku H.P. Lovecrafta. Jednak napisać dobry pastisz Old Genta to spore wyzwanie, tym razem autorowi się nie udało. Tytułowa „perła Berlavee” to zwłoki ogromnego stworzenia, wyrzuconego na brzeg jeziora/morza (tutaj chyba jakiś błąd rzeczowy się zakradł, bo raz tak, raz tak jest w tekście opisane), żmudnie (również dla czytelnika) badanego przez generycznego lovecraftowskiego naukowca. Niestety, brak w opowiadaniu jakiegoś większego twistu grodowego, ono jest, dosłownie, raportem z autopsji gigantycznego mięczaka (czy jakkolwiek tytułowe monstrum określić), stąd chłodna ocena.
14. Kurt Favwer - Bogowie Na Swych Miejscach, Bez Mrugnięcia 7/10
Na zakończenie gość zagraniczny i weirdowa jednoaktówka (tak, mamy do czynienia z dramatem). Świetnie, bardzo prosto a bardzo efektywnie wymyślona (aktorzy zwracają się bezpośrednio do widzów, jako tytułowych „bogów” obserwujących spektakl życia), ale, któryś raz z kolei w zbiorze, brak odpowiednio udanej konkluzji, finału wieńczącego punkt wyjścia opowiadanej historii.
Po lekturze SU 2020 miałem pewne wątpliwości, czy mam tym razem publikować swój „raport czytelniczy”. Dla wszystkich osób zaangażowanych w jej powstanie mam bowiem wyłącznie największą życzliwość i ogromne wyrazy uznania - począwszy od Wydawcy i jego drużyny, przez redaktorów aż po autorów, zarówno tych, których miałem przyjemność poznać osobiście, jak i tych, których „poznałem" dopiero w trakcie lektury. A słowa krytyki czy jakieś narzekania zawsze mogą sprawić przykrość.
Z drugiej jednak strony - szczera relacja pozwoli wszystkim poznać mój punkt widzenia, może się literacko posprzeczać, podyskutować o łączącej nas pasji. No a przeze wszystkim - Sny Umarłych 2020 cz. 1 mi się, koniec końców, całkiem podobał, miał parę wyjątkowo udanych perełek.
Generalnie mam dwie uwagi, powiedzmy, że zastrzeżenia.
Pierwsze ma charakter subiektywnego odczucia, zatem na pewno będzie sporo czytelników chwalących właśnie to, co mnie się mniej podobało. W zbiorze jest dużo (IMO, za dużo) dobrych tekstów reprezentujących jawnie anty-grozowe, najbardziej „artystyczne” oblicze weird fiction. A ja czuję się w takim momencie nieco „oszukany”. Może nie oszukany, ale zawiedziony w swych oczekiwaniach. Bo też to nie jest tak, że ja chciałem „tylko horror”. Może być jakakolwiek opowieść, ale żeby trafiła, musi jakoś rezonować z czytelnikiem. Część opowiadań ze zbioru pozostawiła mnie jednak obojętnym.
Druga uwaga jest już bardziej rzeczowa, wielekroć pisałem o niej przy poszczególnych opowiadaniach. Często tekst ciekawie się zaczynał, zapowiadał intrygującą przygodę literacką, by finalnie nieco rozczarować mętnym, niezrozumiałym lub mało efektownym zakończeniem. Te poczucie „niespełnienia” czy też zawodu powtarzało się na tyle często, by wpłynąć na odbiór całej antologii.
Co roku w połowie lektury kolejnej edycji Snów Umarłych dostaję grozowego szczękościsku. Że „za bardzo wykoncypowane”, „za bardzo przemądrzałe”, „za mało horroru, za mało dobrej literatury”, „lepsza świetna rozrywka, niż pretensjonalna „sztuka”” itd. A potem, w miarę czytania, odbiór się wyraźnie poprawia, i to tyle na zasadzie, że kolejne teksty są „lepsze”, ale poprzez urozmaicenie poszczególnych opowiadań, które pozwala doceniać zalety wcześniejszych. Podobnie jest i z SU 2020. Wprawdzie na koniec jest to IMO najmniej ciekawa odsłona serii, „tylko” 6/10, ale z drugiej strony - 6/10 oznacza, że naprawdę warto sięgnąć i przeczytać ! Rewiuk, Trusiewicz, Kopacz - bardzo na tak, Mateja, Graczykowski - też sprawdzone nazwiska. Tylko bardzo wysoki poziom poprzedników spowodował, że oczekiwałem być może jeszcze więcej.