„Dom Wszystkich Snów” to wspaniały „powrót króla” polskiego weird fiction, przemyślane, kompleksowe dzieło, zbiór wzajemnie się uzupełniających (na poziomie filozoficznym nie fabularnym) opowiadań, „spowijających” niejako swą tematyką umieszczoną centralnie w książce, pełnowymiarową powieść „Dom Motta”.
+
Do tytułowego domu Motta przybywa rodzina uchodźców, mąż, żona i dwu braci bliźniaków. Na miejscu spodziewają się przyjaznych warunków bytowania, to co na nich czeka przypomina jednak raczej więzienie lub obóz koncentracyjny. Zostają ograbieni przez sadystycznych strażników ze wszystkich wartościowych rzeczy, i zamknięci w małym, niewygodnym pokoju, z którego nie wolno im prawie nigdzie wychodzić. Ojciec usiłuje skontaktować się z panem Mottem, by złożyć skargę na niegodziwe traktowanie, jeden z synów zaś, Jakub, nielegalnie patroluje całe skrzydło domu, w którym są uwięzieni.
Gdy ich działania wychodzą na jaw, cała rodzina zostaje przeniesiona do jeszcze mniej wygodnego pomieszczenia, na koniec zaś do ciasnej piwnicy. Do tego obaj „buntownicy” zostają dotkliwie pobici.
Ojciec w zamknięciu podejmuje próby „duchowego kontaktu” z Mottem, zbuntowany syn dochodzi jednak do przekonania, że w ogóle nie ma żadnego „pana Motta”. Przy pomocy skradzionego klucza planuje wraz z bratem ucieczkę, zamierza również udowodnić swą tezę…
To dopiero zarys fabuły tej przerażającej powieści - jej konstrukcja rozwija się w coraz to nowym, zaskakującym czytelnika kierunku, a niezwykły finał udanie koresponduje w całością zbioru.
•
„Dom Motta” jest wspaniały nawet w tej najbardziej bezpośredniej warstwie przygodowej - akcja jest wartka, pełna wydarzeń, momentów grozy i przyspieszeń fabularnych. Ale to tylko dodatek, bonus - powieść bowiem oddziaływuje przede wszystkim na poziomie humanistycznym - przejmującym, porażającym czytelnika opisem losów uchodźców. Początkowo można mieć dalekie skojarzenia z „Procesem” Kafki - podobnie jak Józef K. Wpadają oni w tryby niezrozumiałej, wrogiej im procedury.
Ale to tylko początek, im dalej w powieść, tym gęściej od znaczeń i tropów, zmieniać się będą perspektywy, zmieniać będzie narrator opowieści, na koniec do głosu dojdzie trzeci poziom przekazu - filozoficzny, stanowiący swoisty szkielet konstrukcyjny, na którym zbudowany jest cały zbiór.
Naprawdę, podziwiam autora za „hojność” - „Dom Motta” jest pełnowymiarową powieścią, która wybornie poradziłaby sobie wydana samodzielnie. Ale jest też prawdą, że w umieszczenie jej w „Domu Wszystkich Snów” ma uzasadnienie artystyczne, podnosi zbiór na jeszcze wyższy poziom.
•
Czytając dalej - w „Domu Wszystkich Snów” powracają trzy w wcześniej opublikowane teksty Guni. Z Okolicy Strachu wywodzą się „Droga Bez Nazwy” i „I Kiedy Płomienie”. Oba opowiadania jeszcze raz szukają odpowiedzi, czy raczej sposobu opisu kontaktu człowieka z Bogiem. W „Drodze” narrator odkrywa złudę rzeczywistości (skojarzenia z „Truman Show” w pełni uzasadnione), mechanizmy stojące za nią i, w przeraźliwym momencie finałowym, puste pomieszczenie kontrolujące tę rzeczywistość (przypomina się też Marilyn Manson z utworu „Reflecting God” - I went to God Just to see, but all I saw it was me).
Ten sam temat porusza z innej perspektywy drugi OLSowy tekst „I Kiedy Płomienie”. W klimacie słonecznego, gorącego południa Europy (to może być np. Prowansja) wierny majordomus oczekuje przybycia dawno (nigdy?) nie widzianego właściciela. Okazuje się, że pan nie przybył, natomiast jakiś tajemniczy sprawca podpalił posiadłość. Służący nakładem sił i środków odbudowuje budynek - historia się powtarza, dom ponownie szykuje się na przybycie właściciela…
Oba opowiadania są naprawdę znakomite, ale przyznam, że „Płomienie” napisane są lżej, wdzięczniej w czytaniu.
Trzecie wcześniej publikowane opowiadanie to „Raport Dotyczący Wydarzeń z Ulicy Szeptów”, znany z pierwszej edycji Snów Umarłych (2018). Zmierzły staruszek kaleka obserwuje ze swego balkonu, jak w opuszczonym domu naprzeciw rodzi się tajemniczy kult „świętych”. Pewnego dnia jego opiekunka znika bez śladu, narrator będzie musiał sam podjąć próbę rozwiązania zagadki…
Wiem, że trudno sobie wyobrazić połączenie humoru i depresyjnego weirdu, ale w „Szeptach” Guni udało się to doskonale. Pierwsza część opowiadania, koncentrująca się na turpiźmie kalectwa i starości pełna jest zjadliwego, czarnego humoru (ogłoszenie matrymonialne !), by płynnie w drugiej części przejść w wysokooktanowy weird horror przywołujący dalekie wspomnienia „Madonny” Clive Barkera.
•
Z pozostałych opowiadań gęstą atmosferą grozy wyróżniają się kolejne trzy weird horrory :
- słoneczny, utrzymany w nastroju letnich wakacji na wsi „Pokój Anny”, w którym tajemnica wiąże się z kuzynką narratora i jej przez nikogo nie widzianym, zamkniętym w tytułowym pokoju koszmarnym dzieckiem,
- „Raport Z Likwidacji Placówki” to horror sci fi (warto sobie odświeżyć „Matrixa”). Położona na dalekiej północy, quasi syberyjska w opisie kopalnia „sennych kryształów” (wykorzystywanych przez ludzkość do generacji snów), buntownicy skażający kryształy swymi koszmarami, narrator bez przeszłości przybyły, by przeprowadzić likwidację placówki i wysłana w ślad za nim, kolejna, kontrolująca go, osoba.
- I na koniec „Ocalenie”. Jeszcze raz wstrząsająca groza codzienności (w tym wypadku koszmar dzieci z przemocowych rodzin ) połączona jest z efektownym horrorem fabularnym, pełnym napięcia i jump scare’ów, zmierzającym do efektownego (choć przewidywalnego) twista.
•
Znajdziemy jeszcze w domu wszystkich snów przejmujący obraz starości, i próbę poradzenia sobie z tragedią śmierci („Nieśmiertelność” z archetypicznymi dla gatunku manekinami) oraz „Raport Z Placu Budowy”, opowiadanie mniej straszące a bardziej poszukujące odpowiedzi na pytanie o sens istnienia człowieka.
Wszystkie „większe” opowiadania w zbiorze przedzielone są, niczym kawałki sushi płatkami marynowanego imbiru, mniejszymi zgrabnymi utworami literackimi. Będzie to np. utrzymane scenerii post-apo „W Oczekiwaniu Na Powrót Morza” opisujące względność postrzegania rzeczywistości w zależności od perspektywy patrzącego; jeszcze raz wracająca do motywu Demiurga „Kiedy Pszczoły Patrzą W Gwiazdy”, czy też swoisty wstęp do „Domu Motta" - „Bajka O Pewnym Królestwie”, w którym wszyscy poddani zostali osadzeni przez władcę w więzieniu, które sami musieli wybudować.
+
Naczelnym tematem „Domu Wszystkich Snów” jest konfrontacja człowieka ze Stwórcą, z Absolutem, z tajemnicą i sensem istnienia. Jest ona ubrana w efektowne, ponure i przejmujące fabuły - weird horror w stanie czystym, wystarczająco „straszny” by fani grozy mieli swą satysfakcję, a tak głęboki i artystyczny, by nawet najbardziej ambitni i wymagający czytelnicy się zachwycili.
Wszystko to jest przepięknie napisane, wspaniałą, wyrafinowaną polszczyzną, choć bez nadmiernej kokieterii wobec czytelników, - czasami wręcz narażając wytrzymałość mniej ambitnych na próbę, próbę, dodam, wartą podjęcia, bo czeka na wytrwałych wspaniała uczta literacka. Nieodmiennie przygnębiająca (niczym Kłapouchego Kącik Ponury I Smutny), wrażliwym pozwoli być może nieco oswoić się z koszmarem istnienia.
Nie ukrywam że jestem fanem Wojciecha Guni. I to pomimo tego że na codzień w literaturze niesamowitej poszukuję prostszych, bardziej jarmarcznych emocji i wrażeń. Niemniej konfrontacja z naprawdę wysoką sztuką (a za taką uważam twórczość Guni) jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju. Przyznam, że straszony tu i ówdzie opiniami, że „teraz to już Gunia zdecydowanie rezygnuje z horroru” siadałem do lektury z duszą na ramieniu, ale z radością spieszę donieść, że pogłoski te okazały się zdecydowanie przesadzone. Owszem nazywanie twórczości Guni „horrorem” jest dla nieco krzywdzące, spłyca głęboki przekaz, spłyca artystyczny zamysł w niej zawarty. Ale to jest nadal „horror weird fiction”, to jest taki Gunia jakiego pamiętamy z „Powrotu” czy „Nie Ma Wędrowca”. Tylko że jeszcze lepszy, dojrzalszy, efektowniejszy fabularnie. Jestem zachwycony - 10/10.
PS.
Ponownie, dzięki uprzejmości Autora miałem przyjemność i zaszczyt przedpremierowo zapoznać się ze zbiorem; serdecznie dziękuję za moc wrażeń. Ąsząte.