Popularność Grabińskiego, zrodzona świetnym "Demonem Ruchu", tak, jak szybko urosła, tak szybko zaczęła spadać. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że główną odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosił sam Wielki Stef. Zamiast bowiem kolejnych zbiorów rewelacyjnych opowiadań zaczął on pisać "powieści fantastyczne", a z ich oceną już nie jest tak różowo. Koronnym przykładem jest tutaj "Salamandra". Historia opowiedziana w "Salamandrze" jest stara jak świat. Bohater powieści tak bardzo szanuje i podziwia swą piękną narzeczoną, że nie śmie ani myśleć o niej w kontekście erotycznym. A że młoda krew nie woda, upust swym fizycznym żądzom daje w płomiennym romansie z poznaną na balu rudowłosą nieznajomą. Ta okazuje się regularną czarownicą; zabiera go na diabelski sabat - rodem zupełnie z mokrych snów Micińskiego czy Kostrzewskiego, a na narzeczoną rzuca klątwy, od których ta zaczyna paskudnie chorować. Przerażony narastającym złem bohater wraz z przyj...