W końcu! Po tylu latach!
Kanon literackiej grozy wydanej w Polsce był bez Złego Nasiona drastycznie niekompletny. Książka Williama Marcha to jeden z naprawdę kanonicznych tytułów, które każde poważne źródło wiedzy o horrorze wymienia w zestawieniach "the best of all time", a jednak przez dekady nie doczekaliśmy się jej polskiego wydania.
Ale oto jest. I było warto.
+
Na szkolnej wycieczce dochodzi do tragedii – w niewyjaśnionych okolicznościach tonie ośmioletni chłopiec. Jedną z ostatnich osób, które go widziały, była jego koleżanka z klasy – dziewczynka rozżalona, że to nie ona, lecz właśnie Claude Daigle otrzymał upragniony medal za kaligrafię. Choć nikt nie oskarża jej wprost, atmosfera w klasie staje się napięta. Dziewczynka nie cieszy się sympatią rówieśników – jest zbyt chłodna, zbyt kontrolująca, zbyt… inna. Szkoła decyduje się nie przyjąć jej w kolejnym roku.
Jej matka, Christine Penmark, początkowo reaguje oburzeniem. Ale coś w tej historii nie daje jej spokoju. Sposób, w jaki Rhoda mówi o wypadku… brak w jej głosie dziecięcej emocji, brak smutku. Kiedy wśród rzeczy córki odnajduje medal – ten sam, który miał być zaginiony podczas tragedii, niepokój przechodzi w strach. Wprwdzie Rhoda ma gotowe wyjaśnienie: Claude pożyczył jej medal, ale, no szczerze, nie brzmi ono najbardziej przekonująco.
W pamięci Christine odżywają inne, niepokojące zdarzenia. Rok wcześniej zginął pies – przypadkiem wypadł z okna, gdy Rhoda miała się nim opiekować. W ich poprzednim miejscu zamieszkania zginęła starsza sąsiadka, która obiecała dziewczynce w testamencie cenną broszkę. Jasne, wypadek, staruszka ześlizgnęła się ze schodów, ale to Rhoda była ostatnią osobą, która ją widziała żywą.
Przecież dzieci nie są zdolne do zbrodni. Prawda?
Kiedy Christine zaczyna drążyć własną przeszłość, z narastającą zgrozą przypomina sobie rodzinne sekrety, historię o kobiecie - seryjnej morderczyni, która zostawiła po sobie ślad śmierci i przerażenia. Zadaje sobie pytania, których żadna matka nie chce zadawać. Czy zło może być dziedziczne? Czy może kiełkować jak ziarno, cicho, niewidzialnie, aż rozkwitnie w pełni?
+
Choć Złe Nasiono jest fabularnie oszczędne, bez epatowania przemocą czy krwawymi scenami, trzyma za gardło nie mniej niż najbardziej bezlitosne thrillery. Jego siłą jest nieustanne napięcie psychiczne – rosnące podejrzenie, wewnętrzna walka, powolne łamanie psychiki Christine. To mistrzowski dramat psychologiczny ubrany w kostium grozy.
March stworzył jeden z najbardziej ikonicznych portretów „złego dziecka” w historii literatury. Rhoda jest zimna, precyzyjna, przerażająco dojrzała w swoim braku empatii. Wystarczy spojrzeć, jak reaguje na wieść o śmierci… albo na szantaż obleśnego ogrodnika. Lodowata perfekcja. Bez drgnięcia brwi.
Wokół niej March buduje świat pełen kapitalnych postaci – od bezradnej, rozsadzanej przez strach Christine, przez groteskowego, upiornego dozorcę Leroya, aż po sąsiadkę Monikę Breedlove – niby zabawną, niby uroczą, a jednak… jakby ślepą na to, co rośnie tuż obok.
Struktura powieści jest wybitnie przemyślana – powolne odkrywanie przeszłości, stopniowe zagęszczanie atmosfery, a finał – choć oszczędny – wbija w fotel (pamiętacie "Omena"?).
Bezwględny klasyk, jak dobrze, że już jest w Polsce. Gorąco polecam każdemu.
PS.
Złe Nasiono to nie tylko klasyk, to prawzór całej linii horrorów o złych dzieciach. Wspomnijcie chociażby "Musimy Porozmawiać O Kevinie" Lionel Shriver czy "Złą Krew" Zoje Stage.
PPS. Już w 1956 roku powstała niezła ekranizacja, wierna duchowi powieści. Potem były kolejne wersje telewizyjne, ale żadna z nich nie oddaje w pełni dusznej, psychicznej grozy oryginału.
PPPS. William March nie doczekał prawdziwego triumfu swojej książki – zmarł zaledwie kilka miesięcy po jej publikacji. Złe Nasiono pozostało jego najgłośniejszym dziełem – i jednym z filarów literatury grozy XX wieku.
Komentarze
Prześlij komentarz