Zbiór opowiadań Mariusza Wojteczka “Dreszcze” to tzw. casus mixtus, przypadek mieszany; obok opowiadań znakomitych, ujmujących ciekawym pomysłem i umiejętnie prowadzoną fabułą są również teksty znacznie mniej udane, nieprzekonujące, przegadane czy gorzej wymyślone. Ach, jaka szkoda, że nie wszystkie one są tak wspaniałe jak tytułowe “Dreszcze” !!!
No właśnie…
“Dreszcze”, rewelacyjne wykorzystanie motywu “wampira” w realiach skutej mrozem Moskwy to jedno z najlepszych opowiadań polskiej grozy XXI wieku, plain&simple. To thriller-horror - wampir nie jest tutaj rumuńskim hrabią z długimi kłami, a seryjnym mordercą rozkrwawiającym swe kolejne ofiary i wypijającym ich krew, niczym w “Martinie” George A. Romero, niczym w “Złym Miejscu” Deana R. Koontza.
Ale największą siłą “Dreszczy” nie jest, nb. znakomicie oddana, warstwa fabularna, tylko rewelacyjna kreacja głównych postaci. Ten szczególny trójkąt miłosny - oni dwaj, przyjaciele, moskiewscy milicjanci na tropie mordercy i ona jedna, żona pierwszego a kochanka drugiego… rzadko człowiek czuje aż tyle empatii do postaci z niedługiego przecież opowiadania, tymczasem Wojteczkowi wystarczyło kilka akapitów na wykreowanie wiarygodnych, przejmujących bohaterów.
Perfekcyjna robota, powtórzę jeszcze raz, to absolutny top nowego polskiego horroru, gdyby robić antologię debest polskiej grozy ever, to obok oczywistego Grabińskiego byłby tam na pewno również Mariusz Wojteczek z “Dreszczami”.
Z pozostałych opowiadań najbardziej udane są dwa “słowiańskie horrory” : “Gdybym tylko Mogła Latać”, inspirowana obrazem Jakuba Różalskiego historia nadprzyrodzonego romansu wiejskiej dziewczyny z leśną demonicą i “Schronisko”, wzmocniona efektami gore opowieść o trwającej w ukryciu do dziś, składającej ludzi w ofierze, przedwiecznej rasie. Przyzwoita jest również “Bestia”, rzetelne, porządnie napisane opowiadanie, zanurzone w refleksji i smuteczku, opisujące jak indiańska zmiennokształtna (pumołaczka) morduje myśliwych wynajętych przez “korporację” chcącą wyciąć lasy Indian.
Niestety, pozostałe opowiadania wypadły słabiej.
“Droga” - Po wybitnych “Dreszczach” “Droga” aż boli. Jest jakaś nastoletnia impreza nastoletnia w wyniku której znika trójka przyjaciół. Po latach (pięciu??? sic?) pozostali wracają do niewyjaśnionej sprawy - pojawia się morderca psychopata, pojawia widmowa Droga, zmianie ulega przeszłość…ale no nie! Żadnego wyjaśnienia fabuły nie ma - jest tylko luźno rzucona wizja czarnej wołgi a zamiast sprawnej opowieści grozy mamy wannabe-kingowe użalanie za minioną młodością. Nadto niezbyt przekonujące, bo mgiełką nostalgii bohater otacza on wydarzenia sprzed raptem 5 lat! 25 bym zrozumiał, ale 5? Rozczarowujące na poziomie konstrukcji, rozczarowując na poziomie emocji, tylko sprawny język pozostał. Jasne, jest dobry, refleksyjny styl a smutek jest dominującym uczuciem w tekście, ale reszta????
Opowiadanie “Ludzie Jak Psy” jest proste jak drut, wręcz za proste, Ofiary byłego UBeka jako spsiałe monstra wyją pod jego oknami i w końcu w zimową noc go zagryzają. Z pozytywów - doskonale oddany cyniczny stary oprawca, znacznie gorzej wypada jego jojcząca była ofiara.
Jeżeli chodzi o “Stróża” - to jest jest pewien problem z tym tekstem. Po pierwsze, logika logika mordercy-Stróża nie do końca przekonuje, oto, by uratować duszę swej podopiecznej, zabija ją, zanim ona będzie mogła zgrzeszyć ? Wciórności… A po drugie trzeba pamiętać, że problem przerwania ciąży w Polsce to nie jest, póki co, kwestia sumienia a przedmiot zainteresowania prawa karnego. Nikt w obecnym stanie prawnym nie napisze “zrób skrobankę” ani nie zapisze w kalendarzu “lekarz od skrobanek”.
“Golem” - jest taki problem z prozą Wojteczka, że on, pisze naprawdę nieźle, ale tak bardzo lubi sam proces pisania, że koniec końców często przechodzi to w pustosłowie o niczym. Takie właśnie ględulenie szkodzi Golemowi. Oto pewien nawiedzony religijnie ziomek postanawia zabić krakowską kurewkę i zamienić ją w Golema (??? - nie bardzo wiadomo, po co, przydałoby się motywacji dodać). Sam proces łowienia ofiary, morderstwa i rytuału opisany jest wspaniale, ale opowiadanie (w tym opis rytuału) przegadany jest niemożebnie a sensu w fabule zbyt mało. Jaki ma związek drugie morderstwo z pierwszym???
“Liczba Początku I Końca” - nie wiem, dokąd miało zmierzać to opowiadanie. Pewien młody wdowiec dowiaduje się, że jego zmarła żona była wiedźmą i że za 10 dni zmartwychwstanie (sic?). Faktycznie kobieta wraca do domu wraz z koleżanką, a pogrążony w rozpaczy mąż zabija ją ponownie butelką po piwie? (sic!sic!)
W “Poemacie Martwego Chłopca” odtrącona dziewczyna wraca do chłopaka, morduje go w afekcie i popełnia samobójstwo…no sorry, ale nic w tym tekście ze sobą się nie spina! Żadnego wytłumaczenia zachowania bohaterów - dlaczego on jej nie kocha, dlaczego ona ma mu to za złe (poświęciłam się), dlaczego on po śmierci przeżywa wciąż i wciąż ten sam moment, dlaczego na strychu? Jeremiady przeciw Bogu fajne, ale trochę nie pasjące do treści. Nie podobało mi się, nie ma co ukrywać
I jeszcze dwa teksty. “Piątka Z St. Ives” - druga wojna światowa, klimat jak ze “Złota Dla Zuchwałych” tylko bez humoru. Pięciu gości we francuskim miasteczku odnajduje UFO, od którego zaraża się chorobą popromienną. Końcówka rodem z X-Files. Niestety, połączenie tematów jest nieudane, pierwsza część jest niespójna z drugą nadto opowiadanie jest stanowczo za długie. A nia sam koniec okropnie przegadana “Ballada Jeremiaha Westa”, zombiaka z wojny secesyjnej.
Zasadniczą cechą opowiadań z “Dreszczy” jest ich nierówność. Obok tekstów udanych i ciekawych (z błyszczącymi niczym brylant w koronie tytułowymi “Dreszczami”) są historie mniej przekonujące. Owszem, język jest piękny, za serce może chwycić melancholia w wszechobecny, dominujący smutek, ale problemy z motywacją bohaterów/logiką i przegadanie szkodzą. Warto poznać, ale wierzę, że najlepsze, co Mariusz napisze jest jeszcze przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz