„Doktor Sen” z 2013 roku to dobra ilustracja powiedzenia „w starym piecu diabeł pali”! Energiczna, pełna przygodowej akcji kontynuacja legendarnego „Lśnienia” na pewno nie zawiedzie fanów horroru, a fanów samego Kinga wręcz wprawi w ekstazę. Oto bowiem Mistrz nic gatunkowo nie kręci, nie ściemnia i nie hamletyzuje, tylko wali rasowy horror z elementami fantasy. Przy czym, jak to u Kinga jednocześnie często bywa, obok warstwy „rozrywkowej” czytelnik dostanie w bonusie coś serio, coś poważniejszego. Tym razem będzie to poważny opis wychodzenia z choroby alkoholowej. Szkoda, że świetne wrażenie ogólne nieco psuje końcowy dywanowy zrzut cukru. No ale wcześniej…
+
Na świecie między ludźmi istnieją szczególnego rodzaju „wampiry”, żywiące się ludzką energią życiową (nazywają ją „parą”), opuszczającą ciało w momencie śmierci. Pozornie wyglądają jak zwykli ludzie, ale w rzeczywistości są nadnaturalnymi istotami. Para leczy ich choroby i odmładza ciała.
Tworzą oni organizacją pod nazwą Prawdziwy Węzeł. Przemieszczają się po Stanach w kolumnie kamperów; spotkane po drodze ofiary hipnotyzują, porywają i powoli, podczas tortur, mordują - wtedy jakość życiodajnej pary jest najlepsza. Najwięcej takiej pary mają ludzie, którzy „jaśnieją” (inaczej „lśnią” - tłumacz Tomasz Wilusz poszedł śladem przekładu „Lśnienia” autorstwa Zofii Zinserling, w efekcie czego „lśnienie” nazywane jest „jasnością”), to takie osoby najbardziej stara się upolować Prawdziwy Węzeł. Jedną z ich ofiar zostaje nastolatek z Iowa. Echo jego męczeńskiej śmierci dociera do świadomości innej „jaśniejącej” dziewczyny, Abry Stone.
Abra od lat utrzymuje umysłowy kontakt kolejnym „jaśniejącym”, znanym z „Lśnienia” Danem Torrancem. Dan usiłując przez lata zagłuszyć dręczące go pozazmysłowe moce został alkoholikiem.
Sięgnąwszy dna, pewnego dnia wylądował w niewielkim mieście Frazier. Tam opanował nałóg, wstąpił do AA i znalazł stabilną pracę w miejscowym hospicjum (jego lśnienie pomaga mu w ukojeniu strachu przed śmiercią umierających pacjentów - dlatego nazywany przez nich bywa Doktorem Snem). Abra wraz z Danem postanawiają rozprawić się z mordercami chłopca.
Prawdziwy Węzeł również wpada na trop Abry Stone. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie. Tu chodzi już nie tylko o siłę jej pary; członkowie Węzła zarazili się od zamęczonego chłopaka odrą, choroba okazuje się dla nich śmiertelna, a życiowa moc dziewczyny może ich wyleczyć…
+
Czytanie Kinga jest jak jedzenie świeżo upieczonego pączka - po prostu niebo w gębie. I to bez względu na to, czy czytamy arcydzieło czy (relatywnie oczywiście) kingowego gniota. Naprawdę, nikt (sprawdzić, czy nie G.R.R. Martin) nie ma takiego daru narracji, snucia wciągającej opowieści, jak King. Jasne, tysiące godzin pracy, codzienne pisanie, rzetelność itp., ale na koniec jest talent, a ten u Kinga jest wręcz oszałamiający. Radość, czytelniczą przyjemność płynącą z czytania jego książek naprawdę trudno z czymkolwiek porównać. A jak jeszcze do tego daru dojdzie zajmująca opowieść, dobra historia, no, to się dzieje…
„Doktor Sen” na poziomie fabularnym to bardzo dobra fantastyczna powieść przygodowa z elementami horroru. Doskonały pomysł życio-wampirów, żywe tempo, pasjonujące zwroty akcji. Sama radość dla fana. OK, akurat w tym wypadku groza ustępuje miejsca przygodzie przez co „Doktor Sen” przypomina bardziej dark fantasy niż horror, ale dla czytelniczej frajdy nie ma to większego znaczenia.
Najciekawsi jednak w powieści są jej bohaterowie, główna para protagonistów, która w finale stanie naprzeciw siebie w scenie rodem z klasycznego westernu.
Po czarnej stronie - szefowa Prawdziwego Węzła, czyli rewelacyjna Rose Kapelusz. Znakomita robota literacka, Kingowi wyszedł kapitalny villain. Piękna, seksowna i jednocześnie przerażająca (straszydło z „jednym zębem”), demoniczna, złowroga, ale przy tym zaskakująco wrażliwa, czuła i … ludzka wobec przyjaciół z Prawdziwego Węzła.
W ogóle ukazanie przez Kinga relacji wewnątrz kręgu wampirów to coś szczególnego. Prawdziwy Węzeł opisany jest z uczuciem, zaskakującym ciepłem i czymś na kształt zrozumienia. Członkowie Węzła są względem siebie są przyjaźni, lojalni, kochają się, rozpaczają po śmierci bliskich. Owszem, porywają dzieci, torturują je, mordują, ale robią to, by przeżyć, a nie dla „radości czynienia zła” (rechocząc głupkowato jak np. Randall Flagg w „Bastionie”). Są trochę jak żerujące, dzikie zwierzęta, a trochę jak … ludzie jedzący mięso! (Jeden z nich mówi „Wy zarzynacie świnie, krowy i owce. Czym to się różni od tego, co robimy my? Na naszym miejscu postępowalibyście tak samo”).
Jasne - kontrast i szok dla czytelnika, kiedy wampiry przystępują do mordowania jest spory, ale opisy żerujących tygrysów również potrafią budzić dreszcze.
No i jest jeszcze pożerająca jednego za drugim śmiertelna choroba, na którą jedynym lekarstwem ma być „para” Abry Stone. Rose Kapelusz i Prawdziwy Węzeł dosłownie walczą o życie.
Championem jasnej strony jest Dan Torrance. W przedstawieniu tej postaci „Doktor Sen” przestaje być przygodowym horrorem, a staje się powieścią o alkoholiźmie, o zwycięstwie alkoholika nad chorobą.
Dan Torrance jest, podobnie jak to miało miejsce z Jackiem w „Lśnieniu”, poniekąd alter ego samego Kinga. Z tym, że „Lśnienie” opisywało czynnego alkoholika, jego walkę z nałogiem, narastającą furię, gniew, wyparcie choroby. Ono pulsuje mrocznym życiem, King walczy tam ze swymi demonami, w postaci Jacka usiłuje usprawiedliwić samego siebie w swoich oczach (a przynajmniej się stara).
W „Doktorze Sen” Dan Torrance jest już alkoholikiem „suchym”, zwycięzcą w walce z nałogiem, do tego aktywistą, wręcz „kaznodzieją” ruchu AA. Co i rusz wali kawałki motywacyjne wywodzące się wprost ze spotkań AA. Tak, do dobre i przejmujące momenty, ale takiej żywej, pulsującej literatury w tym mniej, niż w otwartych ranach „Lśnienia”. Przez to dwa aspekty powieści - przygodowy i psychologiczny są w „Doktorze Sen” sklejone, owszem, zgrabnie, ale nieco sztucznie. Lśnienie było produktem „naturalnym”.
Entuzjastyczną ocenę powieści nieco obniżyło nadmiernie cukierkowe zakończenie. Wszystko dobrze się kończy, wszyscy żyją długo i szczęśliwie, zło zostało pokonane a bohaterowie trzymając się za ręce podążają ku zachodzącemu słońcu. Miłe, ale przesłodzone. Niemniej czytać, czytać i jeszcze raz czytać! „Doktor Sen” to wspaniały horror, godny pióra Króla.
PS.
Wszyscy fani horroru wiedzą, że Stephen King żywiołowo nie znosił filmu Kubricka („Lśnienie”). Cały czas o tym pisał i wszędzie gadał, mało, w próbie „wyprostowania” historii doprowadził do realizacji srodze przeciętnego remake’u.
Latami można było się dziwić, jak taki stylista, koneser grozy, może nie docenić wizji Kubricka, dlaczego nie widzi szczerego złota, upiera się przy swych, o tyle gorszych fabularnie, rozwiązaniach a nie widzi, jak bardzo Kubrick podrasował oryginalną fabułę.
Odpowiedzią okazał się „demon alcohol”. To nie chodziło o ego pisarza - to przemawiała gorycz alkoholika. To właśnie autobiograficzne wątki powodują przywiązanie Kinga do tandetnego, ale sentymentalnego powieściowego zakończenia „Lśnienia”, stąd tak święte oburzenie na wizję truchła Jacka, zamarzniętego w pogoni za synem. To był cios w „ukryty przekaz” powieści.
To dlatego w posłowiu do „Doktora Sen” swą wersję „Lśnienia” King nazywa Prawdziwą Historią Rodziny Torrance’ów - „Doktor” stanowi kontynuację książki nie filmu.
PPS.
A z kolei ekranizacja „Doktora Sen” z Ewanem McGregorem w roli Dana Torrance i zjawiskową Rebeccą Ferguson jako Rose Kapelusz kontynuuje opowieść znaną z ekranizacji Kubricka. I zakończenie ma, ponownie, lepsze niż powieść :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz