Zbiór opowiadań Macieja Szymczaka "Sinobrody" to nie tylko rozrywkowy horror, zbiór "opowieści okrutnych", ale również całkiem poważny manifest światopoglądowy i ideowy autora. Mimo pewnych wad, głównie konstrukcyjnych, to pozycja całkiem udana i warta uwagi fanów grozy.
Wszystkie teksty w zbiorze pisane są "na poważnie", raczej z myślą o przekazaniu czytelnikowi opinii i poglądów Autora na określone tematy, niż z intencją zabawienia czytelnika komercyjnie rozumianym horrorem. W opowiadaniach jest obecna mitologia słowiańska, krytyka kleru katolickiego i agresywnego, obłudnego chrześcijaństwa (czasami udaje się to bardziej, czasami mniej).
Zacznę od zdania krytyki - w książce jest nieco błędów, a to korekta się zdrzemnęła, a to redakcja tekstów była czasami zbyt łaskawa - w wielu miejscach frazę można było podrasować, zbędne akapity wyrzucić lub poprawić. Tak, że od strony technicznej, warsztatowej, jest jeszcze sporo przestrzeni do poprawy.
Od strony merytorycznej wyodrębnić można w zbiorze dwa typy opowiadań - jedne łączą opowieść historyczną z elementami fantastyki i grozy, drugie osadzone są we współczesności. W swej treści wszystkie one zawierają bardziej lub mniej zawoalowane ataki na instytucjonalny kościół katolicki, zachowując ciepłe uczucia dla czasów przedchrześcijańskich i prasłowiańskich bóstw.
+
Tytułowy "Sinobrody" (7/10) opowiada o postaci historycznej, Gillesie de Rais, przybocznym Joanny d' Arc. Był on, obok Erzsebeth Bathory czy Vlada Tepesa jednym z bardziej nie/sławnych i malowniczych monstrów w historii, sadystą pedofilem, i prawdopodobnie, wyznawcą Szatana. Szymczak bawiąc się historią przeklętego hrabiego w zakończeniu pozwala sobie na szyderstwo i drwinę z naiwności chrześcijańskiego przebaczenia.
"Biblia Diabła" (7/10) jest kolejnym historycznym horrorem, przedstawiającym autorską wersję losów powstania niesławnego średniowiecznego rękopisu Codex Gigas, znanego m.in. z uwagi na umieszczony w niej słynny obraz diabła. Opowiadanie przypomina troszkę miniaturowy danbrownowski thriller, z efektownym (i, naturalnie, kapkę bluźnierczym) twistem końcowym.
"Vaticanus" (7/10) toczy się współcześnie, ale to chyba najciekawsze opowiadanie w całym zbiorze, nieco przywołujące wspomnienie filmu "Książę Ciemności" Johna Carpentera - jeszcze jeden szyderczy atak Szymczaka na instytucjonalny kościół, w którym w efektownej scenie zwiedzania archiwów watykańskich narrator odkrywa mroczną prawdę ukrytą za oficjalną fasadą
Po trzech dłuższych tekstach napięcie (a i, przyznam, jakość literacka) nieco siada. W opowiadaniu "Pajęczyna"(5/10) pojawia się słowiańskie bóstwo Chors, które, występując pod postacią demonicznego pająka, żywi się snami zmarłych. Pewnego mężczyznę dręczą koszmary ukazujące śmierć żony i dwójki dzieci. Pomysł pajęczego boga snów jest wybitnie rokendrolowy, ale pogubiłem się nieco w przenośniach opowieści i mimo paru dobrych momentów nie bardzo mi się, koniec końców, spodobała.
Również "Hotel Nawia" (5/10) to nieco mniej udane opowiadanie. Tym razem mamy do czynienia z kierowcą, który postanawia spędzić noc w przydrożnym hotelu Nawia (nazwa hotelu to oczywisty ukłon wobec danych wierzeń słowiańskich - to miejsce, do którego trafiają ludzie po swej śmierci). No i tyle w temacie... Niestety sama akcja, mimo że budząca momentami dalekie skojarzenia z samym "Widmem Nad Innsmouth" Lovecrafta (podobny nocno-hotelowy anturaż) nieco zawodzi, a wykorzystanie w niej prześladujących bohatera "nawek" raczej, niezamierzenie, śmieszy, niż straszy.
W niewielkim opowiadaniu "Piramida" (6/10) pojawiają się środkowoamerykańska piramida, kryształowa czaszka, kosmici porywający ludzi i zaraza grożąca całemu gatunkowi ludzkiemu. Pomysł był tu lepszy niż wykonanie, to raczej treatment czegoś większego, czegoś, co mogłoby przypominać dobry odcinek Archiwum X.
"Przymierze", flirtujące z biblijną przypowieścią o Abrahamie gotowym, w imię zawarcia paktu z Bogiem złożyć życie swego syna w ofierze, skręca w mocno bluźnierczym i niepoprawnym politycznie kierunku (osoby religijnie wrażliwsze niech się czują ostrzeżone). Tekst jednak jest raczej złośliwą wprawką niż pełnoprawnym opowiadaniem - zamiast grozy jest tylko próba profanacji mitu.
"Dłużnik" opisuje desperację człowieka, który przygnieciony zobowiązaniami postanawia wybuchnąć i wyrównać rachunki, niczym w Michael Douglas filmie "Upadek".
Ostatnie teksty, "Walkiria" czy "Słoneczny Wojownik" nie mają już w ogóle charakteru opowieści niesamowitych - oba oddają fascynację autora czasami przeszłymi, kulturą i wierzeniami pogańskimi.+
Generalnie, mimo pewnych słabości narracyjnych, lektura zbioru była zajmująca i satysfakcjonująca. Przyznam, że te "historyczne" wypadają w mojej ocenie sporo lepiej. Są nieco dłuższe lepiej budują napięcie, ciekawiej też wypada ich konstrukcja. Ciekawy jestem, w którym kierunku podąży pisarstwo Szymczaka - czy bardziej w kierunku prozy rozrywkowej, czy bardziej w kierunku quasi-religijnych utworów w rodzaju "Słonecznego Wojownika". Osobiście na rodzimowiercę się nie przestawię, więc memu sercu bliższe jest proste, pulpowe straszenie - ale nic, jak mawiają piłkarze, time will tell.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz