Solidny zombie stomp, początkowo klasycznie, wręcz generycznie ogrywający schematy zombie-kalipsy, w drugiej części skręcający w nietypowe, dość zaskakujące rozwiązania fabularne, wprawdzie niezbyt przekonujące ale za to odświeżające znane formuły i patenty.
+
Po mocno zakrapianej, zakończonej urwaniem filmu, imprezie bohater budzi się w gdańskim hotelu. Jak się okazuje, w trakcie jego pijackiego snu świat jaki znał się skończył - nastała apokalipsa zombie. Po opustoszałych ulicach snują się nieruchawe żywe trupy, stoją puste samochody, wszędzie widać krew i zwłoki pomordowanych ofiar (pamiętacie "28 Dni Później”? Bo autorzy wyraźnie, do granic cytatu, pamiętali).
Zaczyna się rasowy, dobrze napisany zombie stomp. Nasz skacowany bohater dołącza do grupki ocalałych zabarykadowanych w jednym z gdańskich kościołów. Próba przebicia się do śródmieścia w poszukiwaniu lepszej broni kończy się, na skutek zdrady wewnątrz drużyny, pojmaniem przez grasującą na pomartwisku bandę. Bohaterowie koniec końców uwalniają się i dochodzi do walki, z której wychodzą zwycięsko, jednak nie bez strat własnych, bo to i z gangusami i z zombiakami była sprawa.
Ostatecznie Karol, nasz bohater, wraz z towarzyszącą mu striptizerką Samantą wydostaje się z Gdańska opancerzonym autobusem, z zamiarem dotarcia do Poznania, gdzie zostali jego żona i kilkuletni synek.
W podróży czekają ich walki z kolejnymi watahami zombie, objazdy i zatkane autostrady, które na koniec zmuszą ich do objazdu wiodącego do Malborka (nieźle ich zniosło, tak btw…)
A tam powieść mocno zmienia tonacje, z zombie stompu robi się lekko odjechane post-apo. Oto w malborskim zamku siedzi grupa pogańskich Słowian, planująca Nowy Początek Pogańskiej Cywilizacji, w sąsiadującym kościele zabarykadowani katolicy złorzeczący rodzimowiercom a wszędzie włóczą się coraz liczniejsze i agresywniejsze zombiaki. Tymczasem do miasta zbliża się wojskowa kolumna pancerna, niekoniecznie z pokojowymi wobec innych ludzi planami…
+
Zacznijmy od najlepszego. Cichowlas i Radecki to doświadczeni, bardzo sprawni warsztatowo autorzy, “Zombie.pl” czyta się zatem dobrze, przyjemnie i z zaciekawieniem. Narracja jest precyzyjna, akcja szybko mknie przed siebie, bohaterowie są naszkicowani grubą kreską, ale wystarczająco interesująco, żeby przyciągać uwagę czytelnika.
Od strony fabularnej najpierw mamy kompetentny, nawet jeśli bardzo “by the numbers” zombie stomp, dużo przygód, ciekawe zwroty akcji i sporo efektownego gore.
W Malborku opowieść zmienia swój klimat (byłby w tym miejscu “szew” narracyjny, połączenie między dwoma autorami?), zamiast rasowego zombie horroru wchodzi, powiedzmy, społeczne sf. Fabularnie jest nieco inaczej, z jednej strony gorzej, bo sprawna, prosto zmierzająca przed siebie akcja grzęźnie w serii dość dziwnych, nieprzekonujących rozwiązań, z drugiej lepiej, bo generyczne, typowe dla gatunku patenty zastępują świeże, zaskakujące pomysły.
Dodatkowe kudosy dla autorów, że nie próbują na siłę dodawać do fabuły czarnego humoru - nieumiejętnie stosowane, nieśmieszne żarciochy to częsta wada polskiej młodej grozy, doświadczony tandem Cichowlas - Radecki uniknął tej pułapki.
Są też w powieści wady. Przede wszystkim - ani słowa autorzy nie poświęcają przyczynie zombie-kalipsy! Ona po prostu “następuje”. Niby wszyscy fani doskonale znają zombiakową formułę i żaden “macguffin” nie jest tu potrzebny, nie ale jednak… no coś, cokolwiek (!) by wypadało napisać…
Tak jak nie ma żadnego wyjaśnienia, skąd wziął się zombiaki, tak nie ma też żadnego końca! Powieść urywa się, dosłownie, w pół zdania, niczego nie zamykając ani nie klamrując. Finału nie można nawet nazwać “cliffhangerem”, bo finału po prostu nie ma! To spory, trochę rozczarowujący zonk.
Ale też prawda, że jest część druga historii, “Zombie.pl 2”. Miejmy nadzieję, że tam domkną się wątki fabularne, że tam się znajdzie jakieś wyjaśnienie przyczyn kataklizmu.
Podsumowując, na fanów zombie czeka dobra zabawa i sporo udanych mocnych scen. Porządna robota.
Komentarze
Prześlij komentarz