Anne Rice postanowiła napisać własną wersję Raju Utraconego, ale że do talentu Miltona jej daleko, to wyszło jak wyszło. Eech….
+
Znany już doskonale czytelnikom wampir Lestat oddaje się kolejnej przygodzie. Obserwuje on przystojnego bandziora, drug dealera i mordercę, z zamiarem uroczystego, quasi-ofiarnego pozbawienia go życia (don’t ask, it’s a Rice novel) - jak pamiętamy, Lestat usprawiedliwia swe wampiryczne mordy faktem eliminowania w ten sposób przestępców, bandytów, morderców i wszelkiego rodzaju ludzkiego śmiecia.
Sam gangus to ciekawa postać, w młodości studiował dzieła pewnego mistyka erotomana, planował założenie wyzwolonej sekty (w tle pojawiają się charakterystyczne dla Rice homoseksualno-młodzieńcze klimaty między młodym adeptem a mistrzem opiekunem), potem wdał się w romans z poznaną przypadkowo pielęgniarką, zrobił jej dziecko, a złapawszy na zdradzie zabił niewierną i jej kochanka. W ten sposób bandzior poznał rozkosz zło-czynienia (i mordowania), która w ostateczności ściągnęła go na złą ścieżkę. Jego jedyną słabością jest piękna córka, realizująca się jako teleewangelistka (sic! Rice odkręca schizo-śrubę mocno).
Ostatecznie Lestat dopada gangusa w jego prywatnym mieszkaniu, gdzie ten ma nagromadzone tony artefaktów sztuki sakralnej, w tym demoniczną rzeźbę Szatana, wysysa do cna, a poćwiartowane zwłoki rozrzuca po mieście.
Kiedy wpadłszy do baru się ogrzać (niby że na drina, ale wiemy że wampiry “nigdy nie piją…wina”) spotyka tam…ducha swej ofiary, który prosi Lestata o…. opiekę nad osieroconą ewangelistką! No ihaaaaa…
Niestety, z zadania Lestata niewiele wychodzi, wkrótce potem bowiem zostaje on, niczym ofiara cenobitów (ze znacznie lepszej powieści…) porwany w zaświaty niczym ofiara cenobitów. No, porwany, powiedzmy że “zaproszony”. Porywacz bowiem przedstawia się jako Memnoch Diabeł, Adwersarz Boga i zaprasza Lestata do współprzygodowania u jego boku (kolejny mężczyzna zakochany w pięknym wampirze…), a na czas wstępny proponuje wampirowi podróż do Nieba i Piekła.
W niebie Lestat spotyka PamBuka prawdziwego, pada na kolana, szlocha i płacze, Szatan postanawia zatem “otworzyć mu oczy na małość Boga” i opowiedzieć mu własną wersję Dnia Upadku. W tym momencie akcja powieści się praktycznie kończy a otrzymujemy w zamian od autorki twistową bieda-wersję “Raju Utraconego” - ze złym demiurgiem Jahwe i dobrym, prawym, prometejskim Memnochem, starającym się sprzeciwiać różnym boskim nieprawościom, co ostatecznie doprowadza do buntu odtrącenia, wojny i upadku w wysokości Nieba……
+
“Pierdu, pierdu” - saga wampiryczna Anne Rice traciła na formie z tomu na tom, ale przez pierwsze tytuły spadek jakości nie był zbyt bolesny. Owszem, z jednej strony fabuły stawały się coraz bardziej absurdalne a styl pisania coraz gorszy, ale z drugiej cały czas potrafiły zaintrygować i przykuć uwagę, wciąż człowiek śledził losy nieumarłych bohaterów.
Ale w “Memnochu Diable” wszystko koncertowo gruchnęło na glebę…. Podczas lektury piętego tomu “kronik wampirów” każdy może poczuć się jak Lestat, bowiem popadające w grafomaństwo niekończące się ględzenie i biadolenie bohatera powoduje krwawy płacz u czytelnika, jest nieznośnie wręcz nudne!
Kolejny tom przygód Lestata, zdecydowanie najciekawszego z wampirów Anne Rice, zaczyna się podobnie do poprzedniego “Złodzieja Ciał” - tajemniczy “ktoś” obserwuje w oddaleniu naszego bohatera. Byłbyż to sam Szatan Miltonowski? Jakoś sytuacja brnie, z plusami i minusami dotychczasowych tomów serii, do momentu, kiedy Memnoch Diabeł wiedzie Lestata w pozaczasowe/pozawymiarowe zaświaty. Od tego momentu Rice przestaje w ogóle opowiadać swoją własną historię a próbuje, przeraźliwie nudno, retellingu Raju Utraconego - Lestat staje się jedynie obserwatorem doskonale znanej opowieści o sporze Boga ze swym Pierwszym Aniołem, Gwiazdą Zaranną, Lucyferem.
Oczy bolą od lektury, dziesiątkami stron nic się nie dzieje, a sztywny, nabzdyczony, nużący styl usypia najbardziej wytrwałych czytelników. Nie warto w ogóle zajmować się postaciami - Lestat zupełnie nic nie robi, zmieniony w widza biblijnych zmagań, zaś Memnoch Diabeł to bohater totalnie nijaki, banalny i przewidywalny, jeśli nie “drewniany”, to na pewno “kamienny” (pun intended).
Kolejna część Kronik Wampirów będzie zajmować się losami wampira Armanda i chyba dobrze; Lestat wyraźnie wyczerpał dotychczasową formułę a próba wkręcenia do opowieści Szatana zakończyła się popisową porażką artystyczną. Absolutnie nie warto, szkoda czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz