“Zjawa” - kolejny udany, bardzo dobrze napisany horror Grahama Mastertona, efektownie wykorzystujący motywy mrocznej baśni Hansa Christiana Andersena “Królowa Śniegu”. Trzeba przyznać, że również kolejny horror, który jest przeciętnie zakończony (to już się robi taki trochę trademark Mastiego, kiepskie finały, a ludzie się Kinga czepiają…), ale nie ma co narzekać, bo wcześniej jest kupa dobrej, trzymającej w napięciu lektury.
+
Trzy siostry, małe dziewczynki, zimowa posiadłość w Connecticut. Jedna z nich, Peggy, podczas zabawy na śniegu topi się w basenie, gdy nagle załamuje się pod nią lód. Tragedia wstrząsa rodziną; matka wpada w chorobę psychiczną, a starsza siostra, Elisabeth, czuje się winna; często czytała Peggy do snu “Królową Śniegu” Andersena; dziewczynka uwielbiała baśń i prawdopodobnie odgrywając ją wpadła pod lód.
Mija parę lat, dziewczyny stały się nastolatkami, obie ładne, choć różne pod względem charakteru - Elisabeth lubi czytać książki, Laura interesuje się już mężczyznami, przyjaźni się np. z młodym, przystojnym pastorem… Pewnego dnia Elisabeth, szukając Laury wpada na plebanię, gdzie znajduje pastora…konającego od ekstremalnego odmrożenia. W środku lata! Nikt nie potrafi wyjaśnić tej sytuacji.
Od tego czasu w otoczeniu obu dziewczyn zaczynają się mnożyć przypadki tajemniczej śmierci od mrozu i zimna. Dotyka ona osób, które w jakiś sposób skrzywdziły (lub chciały skrzywdzić) siostry. W tych sytuacjach obie siostry co jakiś czas widują zjawę - ducha ubranej na biało dziewczynki. Z jednej strony nie jest ona podobna do zmarłej Peggy, z drugiej obie podświadomie wiedzą, że to właśnie ich siostra, powtarzająca słowa Gerdy, bohaterki “Królowej Śniegu”. Elisabeth robiąc kwerendę wśród źródeł mitologicznych natrafia na teorię, w myśl której czasem po śmierci zmarły może stać się osobą ze swej…wyobraźni. Wygląda na to, że Peggy zamieniła się w Gerdę i wraz z wyimaginowaną Królową Śniegu realnie zamraża żyjących ludzi.
Niestety, mściwy upiór nie konsultuje swych akcji odwetowych z dziewczynami, sam osądza kogo należy ukarać - w ten sposób obok paskudników śmierć spotyka również niewinnych…
Na dłuższą metę tak się nie da żyć, zagrożenie ze strony Peggy i jej “opiekunki” rozciąga się na wszystkie bliskie siostrom osoby, tymczasem Lizzie myśli o małżeństwie ze swym chłopakiem…
Trzeba będzie jakoś zmierzyć się z sytuacją; jedyną metodą walki okazuje się wejście w świat wyobraźni i pokonanie złych sił…
+
“Zjawę” rozpoczyna przepiękny, świetnie napisany, smutny początek, trochę jak “Nie Oglądaj Się Teraz” Daphne du Maurier. Szczęśliwa rodzina, rodzice, trzy córeczki i nagle tragedia, rozbijająca w pył tę idyllę.
Potem mamy do czynienia z dobrze prowadzoną opowieścią - śledzimy koleje losów dwu sióstr, poznajemy ich życiowe wybory i postawy. I tylko gdzieś na marginesie pojawia się dziewczynka w bieli, która jednocześnie jest i nie jest ich zmarłą siostrzyczką. No i pojawiające się co jakiś czas, pełne body horroru opisy kolejnych ofiar ataków niewytłumaczalnego mrozu…
Świetnie zostały wykreowane postaci w powieści, i to nie tylko główne bohaterki, ale i osoby z drugiego planu, ciotka z Hollywoodu czy starszy pisarz-przyjaciel. Jest sporo przejmujących momentów obyczajowych, mamy krytykę kościelnej pedofilii, mamy też koszmarny opis “weinsteinowskich” hollywoodzkich standardów (z którymi walkę podejmie dopiero #metoo), uwagę przyciąga też fajny subplot z pisarzem, a wszystko osadzone w doskonale oddanym settingu fiftiesowym.
Również dobrze jest od strony gatunkowej - powieść mimo spokojnego tempa i klimatu zawiera sporo jump scarów, sporo mocnego gore i całkiem intrygujący pomysł walki z upiorem, generalnie widać że się Masterton tym dobrze bawi.
No i niestety, tradycyjnie (dla Mastertona) wątły finał. Nie przekonuje przypadkowa nieprzekonująca scena, gdzie na siłę Marti usiłuje uzasadnić, dlaczego narzeczony ma paść ofiarą Królowej Śniegu. Sama konfrontacja w krainie wyobraźni jest zdawkowa i nadto pospieszna. No i kto do jasnej ciasnej dziś zna Dickensa? I to jakąś “Samotnię”? Orężem do walki z demonem powinien być jakiś powszechnie znany hicior, najlepiej inna baśń Andersena albo braci Grimm (tam się co jakiś czas kogoś żywcem paliło…) a nie zapomniany XIXwieczny angielski klasyk w mało znanej powieści.
Ale na koniec znowu wychodzi słońce i ocenę końcową poprawia doskonała, przejmująca w sumie smutna, coda. “Zjawa” to jedna z poważniejszych powieści Grahama, mimo elementów gore elegancka, “w dobrym tonie”, oszczędna też w tak dla niego typowy dosłowny seks, przy tym zwracająca uwagę na poważny problem wykorzystywania kobiet (druga po “Walhalli” zajmująca się tą tematyką - dobry był 1995 roku dla Grahama).
Naprawdę warto poznać, dobra lektura.