Zacznę osobiście - lektura E.T.A. Hoffmanna jest jak powrót do dzieciństwa, kiedy to rozczytywałem się w różnego rodzaju XIX wiecznych ramotach w poszukiwaniu choć odrobiny dreszczyku grozy. No a Hoffmann, jeden z pierwszych “gatunkowych” twórców literackiej niesamowitości, był jednym z ulubionych autorów. I oto po latach znowu odczuwam tę przyjemność, cofam się o 200 lat i poznaję świat początków XIX wieku, ówczesne obyczaje, motywacje i zachowania. Hoffman pisał mniej więcej równolegle z Mary Shelley, wśród współczesnych miał nawet bardziej jednoznaczną gatunkową renomę, w końcu termin “opowieści hoffmanowskie” w XIX wieku bywał wręcz synonimem opowieści niesamowitych, ale z perspektywy czasu chyba nieco popadł w zapomnienie. Pewnie z uwagi na fakt, że pamięć Shelley wciąż ożywia nieśmiertelny “Frankenstein” a główna powieść grozy Hoffmanna, “Diable Eliksiry” to dziś raczej gotycka ramota, czytana dzisiaj głównie przez aficionados staroci, a nie żywe i rezonujące ze wspó...