Rozsławione filmem Polańskiego genialne połączenie klimatu prozy Franza Kafki, paranoicznego horroru spod znaku “Dziecka Rosemary” i czarnej groteski. Modern (no, nie taki znowu modern, książka powstała w 1964 roku…) weird fiction at it’s best.
+
Młody człowiek, niejaki Trelkovski (bez imienia) wynajmuje mieszkanie w paryskiej kamienicy. Jak się dowiedział, poprzednia lokatorka rzuciła się z okna w próbie samobójczej; w tej chwili leży w jednym ze szpitali - jeżeli umrze, będzie mógł bez przeszkód wejść na jej miejsce.
Podczas parapetówki w nowym lokum głośne rozmowy i śmiechy powodują skargi i interwencje sąsiadów. Mimo, że znajomych Trelkovskiego te upomnienia śmieszą i wręcz prowokują do dalszych ekscesów, sam lokator jest przerażony i zdenerwowany; obawia się wypowiedzenia umowy.
Po tej pierwszej imprezie nigdy już nikogo nie zaprasza, zachowuje się z uprzedzającą uprzejmością i zachowuje pełną ciszę - nawet nosi po domu ciche kapcie, by nie było słychać jego kroków.
Wkrótce Trelkovski staje się świadkiem różnych dziwnych i tajemniczych sytuacji. W toalecie, której okno jest naprzeciw jego, obserwuje nieznane, tajemnicze osoby, które nic nie robią, tylko wpatrują się przez długi czas w jego apartament.
Trelkovski poznaje towarzystwo znajomych poprzedniej lokatorki, Simone, nawiązuje przelotny romans z jej przyjaciółką Stellą. Zaczyna też przejmować jej zwyczaje. Zaczyna się od tych papuci, potem dochodzi lektura książek historycznych Simone a nawet jej zwyczaje śniadaniowe - czekolada, dwie kanapki i gitanesy bez filtra (uuuu, ostro!).
Kiedy pewnego dnia mężczyzna łapie się na tym, że zaczyna się przebierać w kobiecy strój - nagle przenika go zrozumienie Złowrogiego Spisku - wszyscy mieszkańcy kamienicy chcą do wcielić w zmarłą Simone i tak samo ja ją, doprowadzić do samobójstwa! Decyduje się na ucieczkę - jedyną jej możliwość oferuje mu mieszkanie Stelli.
Ale paranoja to silny przeciwnik - kto zagwarantuje, że kochanka nie działa w zmowie ze złowrogimi Sąsiadami?…
+
GENIALNE! Po prostu genialne!
“Chimeryczny Lokator” to taki “Kafka na sterydach”. Rodowód kafkowski jest oczywisty - Trelkovski to wypisz wymaluj bohater prozy Kafki, neurotyczny, wycofany, przerażony otaczającym go światem, gotów przed każdym zagrożeniem kryć się w dowolnej mysiej dziurze. Ale Topor nie poprzestaje na kreacji zahukanej ofiary, on osadza tę postać w koszmarnym otoczeniu rodem z literatury grozy. Zdumiewające (zważywszy na rok powstania) jak bardzo podobny jest “Lokator” do “Dziecka Rosemary”.
Pomijając wątek satanistyczny - ramy fabularne obu powieści są praktycznie takie same. Samotna ofiara w ponurym budynku wypełnionym tajemniczymi sąsiadami, narastające w niej przekonanie o wszechobecnym Spisku, o śmiertelnym zagrożeniu. Nawet całe sytuacje się powtarzają! Tak, jak uciekała Rosemary, tak i ucieka Trelkovski, tak, jak została ona pojmana a potem oszołomiona i przewieziona z powrotem do domu, tak samo jest przewożony i on. Jak ona ostatnim wysiłkiem się wyrwała, tak wyrywa się i on. Do tego jeszcze Państwo Zy wyraźna zapowiedź, odpowiednik małżeństwa Castavetów. No nie wiem, czy Levin przypadkiem nie przeczytał małej francuskiej książeczki…:-). W sumie nic dziwnego, że Polański sięgnął po obie powieści i zamienił je na filmowe arcydzieła.
“Lokator” musiał jednak szukać (z przyczyn oczywistych) innego niż “Rosemary” zakończenia - i znalazł go! Kończące powieść “zwidy” Trelkovskiego, jego koszmarne wizje na podwórzu, zapierają dech w piersiach swym surrealistycznym rozmachem, a finałowa pętla fabularna to najlepszej próby weird.
Jeśli chodzi styl narracji, to także w tym elemencie Topor jest bardzo bliski Levinowi, a odległy od, powiedzmy, Kinga czy Simmonsa. Pisze minimalistycznie, oszczędnie, każde zdanie jest przemyślane, ma swe zadanie do wypełnienia, nie ma żadnej waty ani zbędnych słów. Hemingway byłby pochwalił for sure.
“Lokator” to powieść jednej postaci - w jej centrum jest neurotyczny, wciąż przerażony Trelkovski. Cała reszta akcji to jakby transmisja jego wyobrażeń, do tego stopnia, że nie możemy być pewni nawet istnienia innych osób - one istnieją tyko w świecie emocji i strachów samego Trelkovskiego.
Powieść Topora to surrealistyczny horror, ale jest on podszyty dużą dawką czarnej groteski, bywa, że czytelnik, mimo narastającego niepokoju czy strachu parsknie śmiechem (Trelkovski rozrzucający stolec przed własnymi drzwiami by odsunąć od siebie podejrzenia).
“Chimeryczny lokator” czasami jest pomijany w zestawieniach “best horrors of all time”, ale to wyłącznie przez panujący tam dyktat anglosaski), bo to jest obłędnie dobra historia, jednocześnie artystyczny weird i gatunkowy horror z jego najbardziej dusznej, paranoicznej gałęzi. Absolutny must read dla fanów horroru.
PS.
Zważywszy na fabułę nic w tym dziwnego, że Roman Polański sięgnął po “Chimerycznego Lokatora” - to jest prawie jak remake “Dziecka Rosemary”.. Przy czym jedna uwaga - jego dzieło jest, jak to u niego, wybitne, to wspaniały kinowy horror, ale jednak nieco spłycone wobec literackiego oryginału. To spłycenie dotyczy postacie samego Trelkovskiego. Polański autobiograficznie uwypuklił jego emigranckie pochodzenie (jest przybyszem z Polski), co jeszcze bardziej uwypukla fakt, że Reżyser sam siebie obsadził w roli Trelkovskiego. W powieści pochodzenie bohatera nie miało większego znaczenia fabularnego (a sam Trelkovski policjantowi tłumaczy, że to nazwisko rosyjskie).
Stąd też narastająca paranoja jest paranoją przybysza wobec obcego mu “zagranicznego” świata - to nieco inny wektor niż uniwersalna w znaczenia powieść Topora. W ogóle można podejrzewać, że kręcąc ”Lokatora” chciał Polański dodać sobie nieco animuszu po skandalu z Samanthą Geimer i ucieczce z USA (na zasadzie, “czego ode mnie chcesz, straszny Świecie Zachodu, jak ja jestem biedny miś Jogibabu ze wschodniej Europy”). Niemniej dzisiaj to właśnie jego film jest głównym przyczynkiem dla którego pamiętana jest świetna powieść Topora.
PPS.
Fani “Lokatora” powinni sięgnąć po zbiór Szymona Majcherowicza “Otwieram Oczy”, w którym zamieszczone jest opowiadanie “Sąsiadka” (w sumie niewiele krótsze on niewielkiej książeczki Topora) - to oczywiście inna historia, ale klimat upiornego bloku/kamienicy, potworne relacje międzysąsiedzkie i narastająca paranoja czynią te dwa teksty nieco pokrewnymi. No i książka Majcherowicza jest równie dobrze, lekko, napisana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz