Ambrose Bierce to bodaj czy nie najbardziej zaniedbany w Polsce klasyk literatury niesamowitej. Zbiory jego opowiadań wychodzą rzadko (już bardzo dawno żadnego nie było), z reguły dość przypadkowo, a co gorsza niekoniecznie zawierają te najważniejsze teksty (tak, mam na myśli “Nadprzyrodzone” od wydawnictwa C&T z 2016 r.). A to wielki brak - Bierce bowiem ma znaczący wkład w rozwój literackiego horroru, to postać do tego stopnia pomnikowa, że Ray Bradbury w “Kronikach Marsjańskich” (w rozdziale Usher XIV) umieścił go w jednym szeregu obok Nathaniela Hawthorne’a, Edgara Allana Poe i H.P. Lovecrafta!
Tymczasem wydany blisko pół wieku temu (ostatnio wznowiony w 2005 roku przez Wyd. Dolnośląskie, ale chyba w okrojonej wersji) zbiór “Jeździec Na Niebie” jest właśnie takim bierce’owskim creme de la creme, kilka z opowiadań w w nim zawartych to absolutna klasyka opowieści niesamowitej i byłoby znakomicie, gdyby jakieś wydawnictwo się koło Bierce’a zakręciło (wrócimy do tematu pod koniec).
+
Teksty z “Jeźdźca Na Niebie” można podzielić z grubsza na trzy grupy. Pierwsza z nich obejmuje opowieści wojenne z czasów wojny secesyjnej. Bierce walczył w czasie wojny w szeregach wojsk Unii i jego traumatyczne doświadczenia z tego czasu stanowiły paliwo dla szeregu opowiadań. Pierwiastek niesamowity jest w nich na dalszym planie (często w ogóle nie występuje) - raczej mamy do czynienia z niezwykłymi spięciami emocjonalnymi i moralnymi dylematami wynikającymi ze stanu wojny. Takie są np. ”Przełęcz Coultera”, w której tytułowy oficer otrzymuje rozkaz ostrzelać dolinę, w której stoi jego rodzinny dom, podobny w wydźwięku tytułowy “Jeździec Na Niebie” - opisujący dylematy moralne syna, który strzegąc obozu Południowców musi zastrzelić zwiadowcę Północy, w którym rozpoznaje własnego ojca czy “Kwestia Sumienia”, gdzie oficer zmuszony jest skazać na karę śmierci za szpiegostwo człowieka, który uratował mu niegdyś życie).
Uwagę przyciąga również “Chickamauga” - infernalny, ocierający się o horror opis bitewnego koszmaru oczyma głuchego dziecka (troszkę przypominający klimatem znany film “Idź I Patrz”) najważniejszym jednak opowiadaniem z tej grupy jest kanoniczne “Przy Moście Nad Sowim Potokiem” - skazany na śmierć żołnierz w ostatniej chwili ucieka swym katom by wrócić do rodzinnego domu… Schemat fabularny “Mostu” znany jest dzisiaj z szeregu opowieści, od filmowej “Drabiny Jakubowej” począwszy - jej dalekie echa dźwięczą nawet w “Grzeszniku” Artura Urbanowicza. To trzeba znać!
Drugi set stanowią rasowe opowieści niesamowite, co ciekawe, rzadko oparte o schemat typowej, schematycznej ghost story (tego było aż w nadmiarze w “Nadprzyrodzonym”, przeciwnie, imponujące różnorodnością i świeżością pomysłów, pełne suspensu, badające głębię ludzkiej psychiki.
Na początek kapitalny “Człowiek I Wąż” (9/10) - w domu znanego hodowcy węży gość znajduje pod swym łóżkiem wielkiego, złowrogiego gada. Wąż, znieruchomiały, czai się do ataku swymi oczyma usiłując sparaliżować mężczyznę niczym atakowaną ofiarę. Nawiązuje się śmiertelny pojedynek woli… - naprawdę, znakomity pomysł i świetne wykonanie, i to bez żadnych elementów nadprzyrodzonych.
Dalej “Oczy Pantery” (9/10) - pewna dziewczyna odmawia ręki ukochanemu argumentując to chorobą psychiczną, wywołaną faktem, że w młodości pantera zaatakowała jej matkę. Nocą mężczyzna widzi świecące oczy w oknie… naprawdę wspaniałe. Jak ktoś widział film “Ludzie Koty” (zwłaszcza jego oryginalną wersję, jeszcze z 1943 roku) poczuje się jak w domu (a fani klasycznej grozy przypomną sobie losy hrabiny Szemiot z “Lokisa” Prospera Merimee).
“Droga W Świetle Księżyca” (7/10) eksploruje częsty u Bierce’a motyw mściwego sumienia (ducha?). To historia ukaranego mordercy, opowiedziana w stylu filmu “Rashomon” - mamy tu relację syna (jak się skończyło), ojca (co się stało) i zamordowanej matki (jak ona, nieświadomie, pomściła swe morderstwo). Opowiadanie to zostało w PRL zekranizowane jako godzinny film telewizyjny (ale raczej dla komplecistów tematu, bo film dość średni).
Dwa najważniejsze opowiadania z tej grupy (a w sumie z całej twórczości Bierce’a) to “Draństwo”i “Śmierć Halpina Fraysera”.
“Draństwo” (10/10) to proto-lovecraft w czystej postaci. Pewien wędrowiec trafia na farmę, której gospodarza prześladuje buszujący w okolicznych krzakorach niewidzialny potwór. Jasne, niewidzialne monstrum występuje i w “Co To Było” O’Briena i w “Horli” de Maupassanta, ale tam to były stwory mniej więcej ludzkiej wielkości, tymczasem u Bierce’a opisy kładącego się szeroką falą zboża i chaszczy przypominają, wypisz wymaluj, sceny z “Koszmaru W Dunwich”.
No i “Śmierć Halpina Fraysera” (10/10)…prawdziwy ”pinnacle” niesamowitej twórczości Bierce’a, dla tego jednego opowiadania warto się z nią zapoznać.
Młody Halpin Frayser, chcąc uciec od chorobliwego, ocierającego się o kazirodztwo, uczucia, które łączy go z matką, wyjeżdża do Kalifornii. Tam zostaje siłą wcielony w skład załogi statku handlowego, wraca po latach do kraju i nocą podróżuje koło pewnego cmentarza.
Na tymże cmentarzu zostaje on zaatakowany przez upiora (a tam, “upiora”, piszmy po imieniu, przez zombie)…własnej matki (!) żądnej śmierci syna jako kary za jego “zbrodnię” (!!!). W okolicy zaś trwają poszukiwania zbiegłego szaleńca, który poderżnął nożem gardło swojej żonie…
Gęsty, weirdowy, rodem z filmów Lyncha klimat, syn, połączony kazirodczym uczuciem (związkiem?) z matką, ociekający krwią las, mordercze zombie (!) - fabuła jest tak gęsta i zaplątana, że o to, co się w jej trakcie wydarzyło, jak należy ją rozumieć, toczą się do dziś spory wśród badaczy tematu (choć mnie się wydaje wszystko całkiem zrozumiałe…) Absolutny MUST READ.
I w końcu trzecia grupa opowiadań - podszyte tonami czarnego humoru makabreski. Są tutaj m.in. komiczna “Czesana Krowa” 7/10 - komiczne opowiadanie, o pewnej wyjątkowo wrednej krowie, wyjątkowo wrednej ciotce i wyjątkowo sprytnym pastorze, “Moje Ulubione Morderstwo” 7/10 łączące gore’owe okrucieństwo z komedią i zabójcze “Oleum Canis’ (9/10) - historia demonicznej rodzinki, której źródłem utrzymania był tytułowy “psi olej” wysmażany z ciał porywanych okolicznych kundli i sprzedawany jako cudowny lek. Okaże się jednak, że z olej pozyskiwany z innych ciał jest jeszcze lepszy…. Koniecznie!
Styl Bierce’a, który po wojnie secesyjnej zamieszkał w SF i tam był redaktorem w kilku pismach jest chłodny, rzeczowy, taki “dziennikarski”, pozbawiony romantycznych uniesień. W “Jeźdzcu Na Głowie” jest nieco mniej tu atmosfery “nawiedzonego westernu”(obecnej w jego zbiorze “Czy To Się Mogło Zdarzyć” - nb. też wartym poznania,) częściej opowiadania mają uniwersalne przesłanie, ale te najlepsze, najbardziej udane to jest po prostu debest. “Przy Moście Nad Sowim Potokiem”, “Śmierć Halpina Fraysera, “Oczy Pantery”, “Człowiek I Wąż” i “Draństwo”, nie zapominając o makabresce “Oleum Canis” unieśmiertelniają ten zbiór. Jazda obowiązkowa!
PS.
Drogie C&T - wasza genialna Biblioteka Grozy bez kompetentnie zestawionego zbioru opowiadań Ambrose Bierce’a wygląda jak szeroki uśmiech amanta filmowego z wybitą górną dwójką. Ten brak warto wypełnić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz