Wahałem się, czy zbiór „Loteria” w ogóle kwalifikuje się na naszą grupę, zwłaszcza że wydany był dawno, dawno temu jako „literatura współczesna” ale jako że Replika zapowiada lada chwila wznowienie, i to back to back z grozowymi „Domem” i „Zamkiem”, uznałem, że warto fanom grozy nieco opowiadania Jackson przybliżyć.
Shirley Jackson znana jest dziś przede wszystkim za sprawą swych świetnych, subtelnych powieści grozy - „Nawiedzony Dom Na Wzgórzu”, „Zawsze Mieszkałyśmy W Zamku”. Zbiór „Loteria” to jednak nieco inna para kaloszy. O ile tytułowe opowiadanie - szokujący w swojej intensywności, przerażający wiejski horror, sam jeden wystarczyłby, by uczynić Jackson ikoną gatunku, o tyle pozostałe teksty - mozaika ludzkich postaci i zachowań, ledwie czasami delikatnie przyprawiona szczyptą niepokoju czy dziwności (weird!) balansuje na granicy pomiędzy obyczajowym mainstreamem z zacięciem obserwacji socjologicznej a najbardziej dyskretną z możliwych niesamowitością.
No ale najpierw sama „Loteria”:
W niewielkiej wsi raz w roku, u progu lata, odbywa się tytułowa Loteria. Mieszkańcy gromadzą się na placu centralnym, dzieci bawią się układając górki z kamieni, mężczyźni rozmawiają o pracach polowych, kobiety przekomarzają się między sobą, dobiegają zdyszani spóźnialscy. Gdy wszyscy są już obecni, rozpoczyna się losowanie. Głowa każdej rodziny wyciąga z umieszczonej na podniesieniu czarnej skrzynki los. W ten sposób określona zostanie wybrana rodzina, potem zaczyna się druga tura, w której biorą udział tylko jej członkowie. Na końcu zostaje już tylko jedna osoba…
+
Perfekcja. Wszystko w „Loterii” jest doskonałe - sam pomysł, rozpięta od wiejskiej sielanki do finałowego koszmaru konstrukcja fabularna, chłodny i elegancki styl, z jakim opowiedziana jest ta mrożąca krew w żyłach historia. To jedno z najsłynniejszych opowiadań grozy w całej historii literackiego horroru, w pełni zasługujące na otaczającą je sławę. Przy okazji - to i fabularnie i stylistycznie blueprint, tak dla kanonicznego „Pana Żniw” Thomasa Tryona, jak i dla Stephena Kinga, który wielokrotnie korzystał będzie z klimatu i fabularnych tropów zawartych w Loterii („Dzieci Kukurydzy” a nawwet „Wielki Marsz” to pierwsze z brzegu przykłady).
+
A co z resztą opowiadań ? Są one równie wyborne stylistycznie, świetnie napisane, z ogromnym darem obserwacji, ze świetnie zbudowanymi postaciami i zachowaniami, niemniej jednak, przynajmniej w pierwszym odbiorze, jest to proza na wskroś realistyczna - socjologieczno/obyczajowa. Dopiero chwila zastanowienia nad przeczytanymi historiami pozwala wydobyć na powierzchnię ich niepokojące, momentami „weirdowe” elementy.
Najbliżej gatunkowej „grozy” będzie w kilku opowiadaniach, których tematem jest skrywane okrucieństwo dzieci. Mały chłopiec zaśmiewa się przy makabrycznych fantazjach dotyczących śmierci swej matki i siostry („Czarownica”) a spotkana na imprezie nastolatka roztacza przed podpitym gościem apokaliptyczne wizje upadku świata („Pod Małym Gazem”). Szczególnie przeraża finał opowiadania „Renegat”; kiedy po przeprowadzce pewnej rodziny na wieś okoliczni sąsiedzi oskarżają psa o mordowanie kur, dzieci przy śniadaniu planują sadystyczne metody karania ich, wydawałoby się, ukochanego zwierzaka.
„Demonicznego Kochanka” można odczytać jako przejmującą opowieść o samotności, ale można znaleźć w niej też interpretację „weirdową”. Młoda kobieta rozpaczliwie poszukuje na ulicach miasta swego narzeczonego, który nie pojawia się o umówionej godzinie, by zabrać ją na ślub. Kierując się wskazówkami od napotkanych ludzi trafia ona pod obce drzwi, za którymi mężczyzna przebywa z inną kobietą. Czy wszystko to jest tylko efektem jej imaginacji?
Bohaterem sporej części opowiadań jest Nowy Jork - w „Słupie Soli” przeistoczony w Molocha, dosłownie paraliżującego swym ogromem i wszechobecnym ruchem przybyłą z prowincji bohaterkę, w innych opowiadaniach występujący jako efektowne tło opowiadanych historii obyczajowych („Mieszkanka Greenwich Village”, „Elżbieta”). Również do nowojorskiego dentysty przybywa pacjentka w opowiadaniu „Ząb” - w tym wypadku wizyta w metropolii da początek niezwykłej podróży wgłąb samej siebie w nierealny, typowy dla weird fiction klimat.
Wreszcie w pamięć zapadnie zabawna groteska „Jak Pracowałam W Firmie R.H.Macy” opisująca dzień pracy bohaterki zatrudnionej w nowojorskim domu towarowym.
Czasami bohaterki opuszczają metropolię, by na wsi szukać spokoju ducha, zamiast tego spotykając się często z nieprzychylnym przyjęciem(„Renegat”, „Ogród Pani MacLane”).
Inne opowiadania ukazywać będą różnice między światem dzieci a dorosłych („Karol”, „Lniane Popołudnie”), skrywany rasizm („Wejdź Pierwszy, Mój Drogi Alfonsie”, „Ogród Pani MacLane”), uprzedzenia klasowe („Pójdź Ze Mną Zatańczyć W Irlandii”), społeczne („Mężczyźni I Te Ich Ciężkie Buciory”) , ludzi splątanych zakłamaniem i konwenansami („Próba Sił”, „Ależ Oczywiście”).
W niektórych tekstach występuje postać Jakuba (Jamesa) Harrisa (to on np. Jest „demonicznym kochankiem”) - ale tak naprawdę autorka wykorzystuje tylko imię i nazwisko jako swego rodzaju łącznik między tekstami - z opisu wynika, że często będzie tu mowa o różnych osobach.
Podsumowując, lektura „Loterii” to bardzo ciekawe przeżycie literackie, dobra, efektowna proza, z tym, że fani horroru powinni być ostrzeżeni - ilość horroru w horrorze jest naprawdę śladowa. No, pomijając przerażające opowiadanie tytułowe.
PS.
Nie wie, jak będzie wyglądało nowe tłumaczenie, w moim zbiorze irytujące jest przekładanie imion bohaterów. Taka maniera kojarzy się raczej z początkiem XX wieku, a nie z rokiem 1976, natomiast dziś mocno zgrzyta w trakcie lektury. Wyobraźcie sobie, że do hotelu „Panorama” przybywają Jacek, Wanda i Danek Torrance’owie, a prezydentem USA jest Józek Biden. No właśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz