niedziela, 15 listopada 2020

Stefan Darda Czarny Wygon : Słoneczna Dolina 6/10

„Słoneczna Dolina” to pierwszy tom popularnego (całkiem zasłużenie) cyklu powieściowego „Czarny Wygon”, modelowy przykład tzw. folk-horroru, łączącego elementy powieści grozy z klimatem i realiami polskiej wsi

+

Dziennikarz warszawskiej bulwarówki specjalizujący się w tematach „nadprzyrodzonych” udaje się na Roztocze, by zbadać opisany w jednym z maili do redakcji przypadek Starzyzny, wsi która, dosłownie, zniknęła z map i pamięci ludzkiej. Na miejscu otrzymuje od autora maila dziwaczny brulion, w którym opisana życie przebywających poza czasem i przestrzenią mieszkańców Starzyzny. 


Wieś, jak wynika z notatek, została przeklęta za jakieś niewyjaśnione przewiny z przeszłości. Od tego czasu nikt z niej nie może wyjechać, nikt się nie starzeje, nikt też nie umiera. Nawet osoby zamordowane wracają do swego życia. Jedyną możliwą odmianą losu jest samobójstwo. Samobójcy również wracają do życia, ale jako Upiory z Czarnego Wygonu, uroczyska położonego niedaleko wioski.

Pewnego dnia do Starzyzny przybywa jednak mężczyzna ze współczesności. Część miejscowych widzi w nim szansę na wyrwanie się z pozawymiarowej przeklętej egzystencji, część uważa za niebezpiecznego wroga. Szczególną nienawiścią obdarza go okoliczny bandzior i osiłek, niejaki Kowalczyk, motywowany również zazdrością o zakochaną w przybyszu córkę wójta. Posuwa się on wręcz do morderstwa, no ale w Starzyźnie przecież nikt nie umiera…

Zakochani planują ucieczkę z wioski w realny czas. Ma im w tym pomóc schowany na Czarnym Wygonie samochód chłopaka….


W tym samym czasie niepokojące zdarzenia mają miejsce w realnym świecie. Dziennikarz w pobliskim lesie znajduje miejsce przypominające Czarny Wygon, a na nim tajemniczą, przerażającą dziewczynkę. W okolicy  z kolei grasuje obłąkany osiłek, z opisu przypominający upiornego Kowalczyka. Początkowo wydaje się niegroźny, wkrótce jednak giną ludzie…

+

Lektura pierwszego tomu Czarnego Wygonu pozwala zrozumieć, dlaczego Darda zdobył serca polskich fanów literackiej grozy. 

Bardzo zgrabny jest już sam  główny pomysł, wywodząca się z legend ludowych opowieść o „przeklętej, zaginionej wiosce” (ten motyw występował również w opowiadaniach „Germelshausen” Friedricha Gerstackera czy w mało znanej, znakomitej „Czarnej Wólce” Stefana Grabińskiego). 

Ten rustykalny folk horror wypada całkiem udanie, akcja jest żywa, ciekawie rozgrywana, sporo się dzieje. Jest też w powieści sporo momentów grozy, zombiaki, straszne dzieci, ponure uroczyska. Jest nawet upiorny powieszony ksiądz, prawie jak cytat z filmu „Miasto Żywych Trupów” Lucio Fulciego”. No ale tutal wychodzi też pierwsza, niestety, dość istotna wada twórczości Dardy. Otóż nie ma on nic a nic pióra do grozy. Jego horror, mimo niezłęgo potencjału wyjściowego, nie bardzo straszy, jump scare’ów jak na lekarstwo. 


Styl Dardy jest lekki, przyjemny w lekturze,  rytm opowieści dobry, a fabuła generalnie zgrabnie podąża przed siebie. Wprawdzie w pewnym momencie wkrada się do niej pewien chaos - bohaterowie przejeżdzają z wioski do miasteczka i z powrotem chyba z pięć razy bez szczególnego celu, ale ogólnego dobrego wrażenia to nie psuje. Gorzej, że niektóre motywacje i zachowania tych bohaterów czasami szwankują, wydają się nie bardzo logiczne czy racjonalne (w kulminacyjnym momencie powieści udają się na Czarny Wygon polować na Kowalika, by natychmiast po spotkaniu z nim rzucić się z krzykiem do ucieczki).

Ci bohaterowie też są nierówni. Niektórzy nieco zbyt papierowi, służocy tylko do przenoszenia akcji z miejsca na miejsce, ale niektórzy całkiem udani. Wyróżnia się tutaj zwłaszcza główny bohater, starzejący się, zgorzkniały dotknięty osobistą tragedią dziennikarz (Darda zgrabnie wplata w jego życiorys elementy ówczesnej polskiej rzeczywistości - dziennikarz znalazł się na tzw. Liście Wildsteina i, jako „kapuś SB” doświadcza w pracy różnych nieprzyjemności).


Okładkowy blurb wprost sugeruje podobieństwo prozy Dardy do twórczości Stephena Kinga. To gruba przesada, koło Kinga to Czarny Wygon nawet nie stał, ale naprawdę dobrze się to czyta (dziś w podobnym, rozlewnym stylu pisze swe folk-horrory Artur Urbanowicz). Ceniącym sobie dobrą opowieść, elegancję stylu, bogate tło obyczajowe i koloryt lokalny czytelnikom szczerze polecam. 


PS.

Pamiętać należy, że to właśnie Darda dziesięć lat temu rozpalał przygasłą wówczas żagiew polskiej literatury grozy, to jego popularność pozwoliła całe lata Videografowi wydawać polską grozę. Dodatkowy szacunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andrzej Zahorski - Stanisław August Polityk 6/10

Zgrabnie napisana biografia ostatniego króla Polski. Dowiadujemy się o jego młodzieńczych latach, o romansie z (przyszłą) carycą Katarzyną (...