Weź „Trędowatą” Heleny Mniszkówny, osadź akcję w gotyckiej posiadłości i dorzuć sporo „Ligei” E.A. Poego - a w rezultacie wyjdzie „Rebeka”, mieszanka romansu z gotycką powieścią grozy. + Będąca w służbie u amerykańskiej milionerki dziewczyna (taka osoba do towarzystwa, można by złośliwie nazwać ją „pokojówka na poziomie”) poznaje na wczasach w Monte Carlo dwukrotnie od siebie starszego angielskiego wdowca, słynnego właściciela legendarnej posiadłości Manderley. Poznaje na tyle skutecznie, że wkrótce państwo się pobierają i, po upojnym miesiącu miodowym, wracają do Anglii. Po przybyciu do Manderley młodą żonę opadają tysięczne wątpliwości. Czuje wyraźnie dystans społeczny, jaki dzieli ją od „sfery” męża, od angielskiej arystokracji. Wciąż boi się, że popełni jakąś gafę, że się wygłupi, że nie da sobie rady. Nie pomaga jej w oswojeniu się z nową sytuacją surowa, ponura pani Danvers, zarządzająca Manderley. Dziewczynę z zewsząd otacza wspomnienie pierwszej żony Maxima de Winter, Rebe...