Swego czasu, jeszcze w XIX wieku, termin "opowieści hoffmanowskie" stanowił wręcz synonim prozy niesamowitej. Nazwa ta wzięła się od nazwiska Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna, niemieckiego pisarza ery romantyzmu, prekursora literatury grozy. Lektura zbioru "Opowieści Fantastyczne" pozwala prześledzić wpływ, jaki wywarł Hoffmann na - dopiero wybijający się na samodzielność , gatunek.
+
W "Opowieściach Fantastycznych" zebrane zostały teksty z trzech różnych tomów opowiadań Hoffmanna. Pierwszy z nich to "Opowieści Fantastyczne W Stylu Callota". Uwagę w nim przyciąga przede wszystkim tekst "Przygody W Noc Sylwestrową". Historia początkowo rozwija się chaotycznie, trochę jakby w pijanym sylwestrowym widzie, i dopiero w połowie krzepnie w udany, dobrze wymyślony i całkiem nieźle straszący (tout proportions gardees oczywiście) horror - mroczną historię paktu z Siłami Zła, przypieczętowanego sprzedażą...odbicia w lustrze.
Drugi proto-horror z tego zbioru to "Magnetyzer". Opowieść o demonicznym tytułowym magnetyzerze, który używa swych mocy do zdobycia ręki córki pewnego barona jest archetypiczna i całkowicie przewidywalna, chciałem to nawet skrytykować, kiedy zdałem sobie sprawę z faktu, że to właśnie tacy autorzy, jak Hoffmann, uczynili tego rodzaju historie klasycznymi.
Dwa inne teksty - "Kawaler Gluck" oraz "Don Juan" bardziej oddają uwielbienie, jakim Hoffman darzył muzykę Christopha Willibalda Glucka oraz Mozarta, niż straszą (w obu narrator rozprawia o sztuce operowej z duchami).
Na koniec zaś pierwszego zestawu "Złoty Garnek" - coś na kształt ówczesnego "urban fantasy", raczej pozbawione elementów grozy, za to bogate w przygody, fantazję i przewrotny, skłonny do groteski, humor. "Złoty Garnek" jest opowieścią o zderzeniu świata fantastyki z rzeczywistym życiem (w wielkomiejskich realiach Drezna przełomu XVIII i XIX wieku). Magiczny ród Wielkiego Księcia Salamandra ukrywa się wśród ludzi (sam Salamander to średniej klasy urzędnik - "archiwariusz"), usiłując powrócić do świata Magii i Fantazji. Pomaga im w tym student Anzelmus, zakochany w córce księcia - pięknej Serpentynie (występującej pod postacią ślicznej zielonej żmijki). Moce Zła symbolizowane są przez upiorną czarownicę, czyhającą na Anzelmusa. Trudno nazwać to horrorem, ale czyta się bardzo dobrze, z uznaniem dla wyobraźni i kunsztu literackiego autora.
Crème de la crème niesamowitej twórczości Hoffmana stanowi jego drugi tom opowiadań - "Opowieści Nocne" (Nachtstucke), .
To właśnie dla zawartego w tym tomie "Piaskuna" (Der Sandmann) warto w ogóle zawracać sobie głowę Hoffmannem. "Sandmann" jest absolutnym arcydziełem proto-horroru, pomimo dwustu lat wciąż zachwyca, przeraża i manipuluje czytelnikiem. Bohater, Nataniel, uciekając przed nadmiernym realizmem otaczającego go świata (symbolizowanym przez "przyziemną" narzeczoną Klarę) zakochuje się bez pamięci w córce swego sąsiada, Olivii Spalanzani. Dziewczyna jest małomówna, powściągliwa i całymi dniami nieruchomo wysłuchuje miłosnych zwierzeń młodzieńca. Ten nie słucha dziwnych plotek ani ostrzeżeń, co doprowadzi w końcu do makabrycznego (ale i upiornie groteskowego)finału, w którym powróci prześladujący go od dziecka koszmar o tytułowym "Sandmannie" (w PRL dzieci znały go pod imieniem "dziadka piaskowego"), demonie wyrywającym swym ofiarom oczy. A do tego jeszcze dochodzi przewrotna, zupełnie w swej twistowości współczesna coda. "Piaskun" to jest lektura obowiązkowa dla każdego fana horroru - absolutny klasyk i KANON grozy.
Pozostałe dwa opowiadania nie mają już takiej siły rażenia. "Ordynacja" to solidny horror "prawniczy" (taki trochę a'la Piotr Borowiec). Jest w opowiadaniu upiorne zamczysko, jest straszący w nim duch, odtwarzający swą zbrodnię sprzed lat, ale tak naprawdę więcej uwagi i miejsca zajmują w opowiadaniu opisy podchodów i kruczków prawnych zmierzających do przejęcia dużego spadku oraz historia miłosna młodego aplikanta i pięknej baronowej.
Najbardziej pociesznym opowiadaniem jest zaś "Slub" - ciekawy dla polskiego czytelnika poprzez swą tematykę. Polska szlachcianka Hermeneglilda (naprawdę tak ją Hoffmann nazwał, typowe polskie imię :-D) w patriotycznym uniesieniu odmawia swej ręki narzeczonemu aż do czasu odzyskanie niepodległości przez umęczoną ojczyznę (mam wrażenie że Hoffmann trochę tutaj Polaków strollował). Poniewczasie serce szlachcianki zmięknie - wystarczająco, po tym, jak nieszczęsny narzeczony wyjedzie dalej walczyć, nader życzliwie przyjąć jego kuzyna z wiadomościami z frontu. Swą życzliwość nasza dama posunie do tego stopnia, że po 9 miesiącach na świat przyjdzie małe hrabiątko...
Trzeci tom stanowią wydane po śmierci Hoffmanna "Opowiadania Ostatnie". Z tego zbioru załączone zostały "Hajmatochara" - zgrabna nowelka opisująca zaciekłą rywalizację dwu przyrodników w egzotycznej podróży i "Narożne Okno" - tekst pozbawiony w zasadzie fabuły, ukazujący mistrzostwo, z jakim jak literat obserwujący tłum kłębiący się na berlińskim rynku, tworzy charaktery ludzkie do swych opowieści.
+
Czytanie dziś wczesnoromantycznej procy jest pewnym wyzwaniem. Przez dwieście lat zmieniły się motywacje bohaterów, kultura czy warunki społeczne. Zmieniły się, i to bardzo sposoby narracji, techniki literackie. Czytając "Opowieści Fantastyczne" można prześledzić, jak Hoffman, "tymi ręcami" niejako tworzył nowy gatunek - nowelę niesamowitą (Poe pisał dobre ćwierć wieku później). Przyznać trzeba, że niektóre teksty są, z dzisiejszej perspektywy, przegadane i dziwacznie konstruowane. Zwłaszcza dotyczy to "Opowieści w Stylu Callota"), właściwa akcja rozpoczyna się w nich po długich stronach meandrowania i fabularnego kluczenia. Niemniej, generalnie, zbiór napisany jest ze sporą werwą i niewątpliwym wielkim talentem. Rzadko nudzi czy męczy, częściej bawi i budzi szczere uznanie. Zaś "Piaskun" - sam jeden w pełni uzasadnia hoffmanowską sławę i wszelkie zachwyty. Ten tekst wyhaczcie koniecznie, gdziekolwiek go znajdziecie, ASAP.
Koneserom tzw. klasycznej grozy serdecznie polecam całość zbioru.
Tak wyglądały formative years grozy jako samodzielnego gatunku literackiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz