poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Stephen King Worek Kości 7/10

Udana, dojrzała powieść, powrót Stephena Kinga do horroru po paru latach gatunkowego meandrowania. Czasami dojrzałość i wszechobecny w powieści smutek przygniata element grozy, który obecny jest nie tyle w nielicznych jump-scare'ach, co w warstwie fabularnej i odzwierciedla strachy i koszmary samego autora.
+
Po nagłej śmierci żony pisarz Mike Noonan popada w twórczy i życiowy marazm. Przez parę lat udaje mu się zwodzić wydawcę i opinię publiczną swymi niepublikowanymi, pisanymi ongiś "na zapas", powieściami, w końcu jednak, w poszukiwaniu inspiracji twórczej (a tak naprawdę ukojenia bólu po stracie żony), wyjeżdża do swego domku letniskowego.
Na miejscu angażuje się przypadkowo w spór dotyczący praw do opieki nad dzieckiem, toczący się pomiędzy jej mamą,ubogą owdowiałą bibliotekarką a dziadkiem dziewczynki, multimilionerem. Pisarz staje po stronie matki i finansuje profesjonalną pomoc prawną. Z kolei większość okolicznych mieszkańców, uzależniona finansowo, staje po stronie magnata, staje po jego stronie
Milioner nie zamierza ustępować nawet w obliczu nieuchronnej porażki sądowej; gotów jest do podjęcia najbardziej ekstremalnych kroków dla realizacji swej woli. 
Jednocześnie pisarz prowadzi śledztwo w sprawie tajemnicy otaczającej ostatni okres życia żony, kiedy to często była ona obecna w domku. W trakcie badania przeszłości wychodzą na jaw mroczne tajemnice wiążące się z mieszkającą niegdyś w okolicy murzyńską pieśniarką i jej zaginionym dzieckiem....
+
W "Worku Kości" King mierzy się z trzema swymi wielkimi lękami. Dwa są oczywiste. To przede wszystkim obawa przed twórczym wypaleniem, utratą umiejętności pisania kolejnych powieści, po drugie zaś lęk przed śmiercią ukochanej żony. Ten trzeci strach jest nieco schowany - to lęk przed uciekającym życiem, stopniową utratą możliwości, starzeniem się. Obrazuje go postać Mike Noonana - trochę jakby alter ego samego Kinga, ale (znamienne!) o 10 lat młodszego od samego pisarza. 
Ta mieszanina lęków, lęków człowieka dojrzałego powoduje, że "Worek Kości" smakuje inaczej niż wcześniejsze horrory Króla. Więcej w nim nostalgii i smutku niż scen grozy, choć King jest Kingiem i odpowiednią dawkę horroru naturalnie w powieści zapewnia.
Postaci wykreowane są z charakterystyczną dla Kinga maestrią szczególniej zwracam uwagę na Dobrego - hehe - Prawnika, o tym bohaterze pisze sam King we wstępie), świetne są też letniskowo-małomiasteczkowe realia i opis relacji pomiędzy zamożnym przybyszem z Wielkiego Świata a "proto-Trumpowymi" lokalesami. Pochwalić trzeba też wciąż nienaganny, rewelacyjny warsztat Mistrza. Gruba powieść podczas lektury znika w oczach.
Co do zakończenia (wiadomo, że tutaj czasami King zawodzi) - finał z duchami szalejącymi w domku pisarza jest przyzwoity, ale dość "letni". Odpowiednią temperaturę - szalony końcowy Grand Guignol - ma rozwiązanie wątku obyczajowego. Ale tak naprawdę najmocniej w pamięć zapadnie brutalna, gwałtowna scena z grilla. No i smutek - przejmujący i pozostawiający czytelnikowi dość gorzki posmak. To już nie jest anarchia i trochę pulpowe szaleństwo wczesnego Kinga, to nawet nie cukierkowanie Kinga późniejszego, to jest poważny Pan Pisarz i Poważna powieść.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graham Masterton - "Czarny Anioł" 5/10

Zaczyna się zgodnie z recepturą hitchcockowską, od trzęsienia ziemi. Scena brutalnego zamordowania całej rodziny jest jedną z mocniejszych j...