Niestety, zbiór opowiadań Aleksandry Zielińskiej "Kijanki I Kretowiska" nie przypadł mi do gustu. Rzecz nie w tym, że to są słabe opowiadania, przeciwnie, odnoszę wrażenie, że to naprawdę dobra literatura, kłopot polega na tym, że liczyłem na coś innego. Pisząc w skrócie uważałem (znając wcześniej jeden z publikowanych tekstów - "Igła W Oku Wielbłąda"), że będę miał do czynienia z "regularnym" tomem opowieści niesamowitych. Tymczasem lwiej części "Kijanek I Kretowisk" znacznie bliżej do - tak niegdyś określanej - literatury kobiecej, niż do horroru. Owszem, opowiadania z reguły mają posmak "literatury niepokoju", budowane są na granicy pomiędzy realnym a niesamowitym, zdecydowanie jednak zbyt mało w nich grozy, suspensu, konkretu, a zbyt dużo takiego "kobieto-pisania". Wiem, wiem, że używanie terminu "literatura kobieca" to seksizm i anachronizm, cóż jednak począć, jeżeli spora grupa opowiadań w zbiorze to podręczni...