Walter de la Mare zmarł w 1956, z czego wynika, że potrzeba jeszcze 3 lat by jego teksty weszły w domenę publiczną. Tylko ten fakt tłumaczy zatem, dlaczego wydawnictwo C&T do tej pory w ramach swej serii Biblioteka Grozy nie przypomniało polskiemu czytelnikowi tego znakomitego autora. Nic, uzbrójmy się w cierpliwość , bowiem tak, jak jest teraz, to zostać nie może, bo wygląda to, jakby szeroki, hollywoodzki uśmiech bez górnej dwójki. De La Mare’a poznać po prostu trzeba!
Wystarczyłoby jedno opowiadanie - “Samotnik” (ostatnio w zbiorze PIWu “Opowieści Niesamowite (4) Z Języka Angielskiego”), żeby unieśmiertelnić twórczość angielskiego pisarza - jego konstrukcją fabularną zainspirował się (do granic plagiatu!) sam H.P. Lovecaft, tworząc swego “Szepczącego W Ciemności”. Zbiór “Quincunx”, który ukazał się dobre pół wieku temu, w PRLu, w szanowanej kolekcji tzw. “gotyckiej” Wydawnictwa Literackiego akurat nie zawiera “Samotnika”, ale znajdziemy tam równie sławne, równie niepokojące opowieści.
Twórczość De La Mare’a to taki etap pośredni pomiędzy typowymi ghost stories przełomu XIX i XX wieku a nowoczesnym horrorem psychologicznym (istnieje pewne podobieństwo do stylu, powiedzmy, Roberta Aickmana, którego jakiś czas temu przedstawiło polskim fanom grozy Wydawnictwo IX). Duszne, szare wnętrza angielskich posiadłości skrywają rozliczne mroczne tajemnice, a niesamowici, niepokojący mieszkańcy tych wnętrz budzą dreszcz grozy. Co charakterystyczne, prawie nigdy u De La Mare’a nie ma jednoznacznej odpowiedzi - czy mamy do czynienia z autentycznym zjawiskiem nadprzyrodzonym czy odpowiedzialność za grozę ponosi zaburzona psyche narratora.
+
Z siedmiu długich tekstów zamieszczonych najważniejsza jest genialna, chwalona przez samego Lovecrafta “Ciotka Seatona” (9/10).
Narrator odwiedza dom swego szkolnego kolegi, Seatona, sieroty wychowywanego przez tytułową ciotkę. Pozornie jowialna, ciesząca się jedynie znakomitym apetytem pani budzi w swym podopiecznym niewysłowioną grozę. Utrzymuje on, że ciotka jest potworem “będącym w zmowie z diabłem”, że “wysysa każdego do dna”, że zamordowała jego rodziców, że nastaje również na jego życie. W grę wchodzi podobno duży majątek, który ma przejść na chłopca po osiągnięciu pełnoletniości….
Mijają lata i narrator napotyka na londyńskiej ulicy dorosłego już, planującego ożenek, Seatona, wygląda więc, że jego dziecinne lęki nie miały żadnej racjonalnej podstawy.
Kiedy jednak po kolejnym upływie czasu mężczyzna decyduje się odwiedzić młodą parę - w opustoszałym domu wita go samotna ,wciąż ciesząca się “gargantuicznym” apetytem ciotka, Seatona nie ma - czyżby wyjechał z żoną?
Uaaaaa! Ależ to jest perfekcyjne, mrożące krew w żyłach, kanoniczne opowiadanie. Atmosfera gęsta, nożem można kroić, autentyczne dreszcze grozy, przy czym nic zasadniczo niezwykłego się nie dzieje. De La Mare “sugeruje”, “niedopowiada” i “budzi podejrzenia”. Bezwzględny sztos - to TRZEBA ZNAĆ.
+
W niczym “Ciotce Seatona” nie ustępuje w wywoływaniu złowrogiej, dusznej atmosfery następne opowiadanie, “Crewe” (8/10), mistrzowsko wykorzystujące motyw “niewiarygodnego narratora”.
Były służący opowiada w dworcowej poczekalni historię tragicznego splotu wydarzeń, jaki miał miejsce na plebanii, gdzie służył, splotu, który doprowadził do podwójnej śmierci, samobójstwa ogrodnika zwolnionego ze służby za pobicie młodego chłopaka i, następnie, śmierć samego chłopaka, który, przekonany, że jest nawiedzany przez ducha wisielca, umiera ze strachu.
Głównym źródłem niesamowitości w opowieści nie jest jednak “duch ogrodnika” (ponownie, bardzo wątpliwe, czy w ogóle doszło do jakiegoś zjawiska nadprzyrodzonego) a rozziew pomiędzy samymi ponurymi wydarzeniami a ich przedstawieniem przez odrażającego, niemoralnego służącego, który, licząc na zwiększenie swej odprawy (jest dzielona pomiędzy wszystkich służących) nie waha się doprowadzić innych “konkurentów” do śmierci.
+
“Katedra Wszystkich Świętych” (8/10) trochę przypomina statyczne, pozbawione fabuły poematy grozą Thomasa Ligottiego (np. “Czerwona Wieża”). Opowiadanie De La Mare’a również jest bardzo skromne, jeśli chodzi o akcję - ot, przygodny wędrowiec odwiedza tajemniczą, położoną w nadmorskim odosobnieniu katedrę, a podczas rozmowy z napotkanym lokalnym mnichem słyszy niepokojącą historię o mających tu miejsce, przerażających “diabelskich sprawach”. Pod wpływem opowieści podróżny zaczyna widzieć różne niepokojące rzeczy, dziwne rzeźby, zmienną architekturę (!). Ale czy naprawdę? Czy to nie rozbuchana wyobraźnia, rozgrzana niezwykłymi opowieściami?
+
I jeszcze nastrojowa “Trąbka” (7/10), opisująca wizytę grupy małych chłopców w nocnym kościele, niesamowicie wyglądające w świetle księżyca figury aniołów i świętych i jednego z dzieciaków, który podejmie wyzwanie i w karkołomnej sztuczce postanowi dotrzeć wysoko do trzymanej przez anioła trąbki.
Mniejsze wrażenie wywołuje tytułowy Quincunx”, dość klasyczne ghost story w którym duch zmarłej kobiety usiłuje przeszkodzić nielubianemu spadkobiercy w odnalezieniu ukrytego skarbu rodzinnego i realistyczna “Księżniczka”, gdzie bohater przeżywa szok poznawczy kiedy zrozumie, że piękna dama ze starego portretu, w którym się podkochiwał, wraz z upływem jat zmieniła się w znaną mu, budzącą jego przerażenie, staruchę
Chociażby dla “Ciotki Seatona” koniecznie trzeba ten zbiór odnaleźć. To arcydzieło, zupełnie przy tym zapomniane. A “Crewe”, “Katedra Wszystkich Świętych” czy “Trąbka” niewiele ustępują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz