Debiut Joe Abercrombiego - prawdziwy, zapierający dech, wybuch supernowej w uniwersum literackiej fantasy - coś pięknego. Oszałamiające tempo akcji, filmowy montaż, niespodziewane twisty fabularne, kapitalni bohaterowie - dosłownie “move over, George R.R. Martin”!
+
Jest sobie wielkie królestwo Midderlandu (jak nazwa wskazuje, tak w środku świata leżące), inaczej “Unia” (hehe). Król to śliniący się półgłówek, dwaj synowie też niespecjalnie tęgie głowy, zatem w okolicach rządowych (tzw. Zamknięta Rada) odchodzą ostre koteryjne walki buldogów pod dywanem. Jednym z głównych graczy jest Arcylektor Sult - szef Inkwizycji (kto się boi hiszpańskiej inkwizycji? No właśnie…) a jego narzędziem - Inkwizytor Glokta, wyjątkowo sprawny w łamaniu więźniów i wydobywaniu zeznań oprawca.
W takiej sytuacji dziwnym nie jest, że zeznania kolejnych torturowanych ofiar wskazują na przeciwników Sulta…
Intensywność walki o władzę gęstnieje - do stolicy przybywa dziwna, tajemnicza postać - rzekomy “Pierwszy Mag Bayaz”. Utrzymuje on, że jest tym samym “Bayazem”, co mityczny heros, który kilkaset lat temu uczestniczył w półboskich zmaganiach magicznych potęg, tworzących wówczas Unię i powołuje się na swe prawa (podobno w kręgu Zamkniętej Rady od zawsze czeka krzesło “Wielkiego Maga”).
No, tylko że w świecie Pierwszego Prawa nikt w takie dyrdymały, jak “magia” dawno już nie wierzy i nawet pozornie autentyczne dokumenty przedstawione przez “Bayaza” nie bardzo przekonują Arcylektora Sulta. Zleca on zatem Glokcie przeprowadzenie śledztwa (w nadziei uwalenia bezczelnego uzurpatora).
Podczas wizyty w magicznym, tajemniczym Domu Stwórcy (mrocznej budowli stojącej w samym środku stolicy i pamiętającej jeszcze zmagania magicznych potęg, które stworzyły ten świat) Bayaz odnajduje Tajemniczy Artefakt, z którym trzeba się udać w Wielką Podróż Na Skraj Świata (w końcu jest rasowe fantasy, czy nie?).
Mag gromadzi zatem wokół siebie drużynę ( w końcu jest rasowe fantasy czy nie?), w skład której wchodzą : “wiking” Logen, otoczony krwawą legendą zakapior z dalekiej, “wikińskiej” Północy, Jezal dan Luthar, oficer gwardii królewskiej, który został zwycięzcą prestiżowego turnieju szermierczego, zbiegła z południowego imperium gurkhulskiego niewolnica, “assasynka” Ferro, cherlawy uczeń maga i przybyły z dalekiego wschodu Brat Nawigator.
Poszukiwacze wyruszają w podróż…
Tymczasem wybucha wojna. Plemienny “wikiński” watażka Bethod, dawny wódz Logena, obecnie jego śmiertelny wróg, obwołuje się “King In The North” i potęgą zjednoczonych klanów atakuje Angland - północną dzielnicę Imperium. Między armią Bethoda a Anglandem próbuje przetrwać grupa zbirów - kamraci Logena, kryjący się przed mściwymi ludźmi wrogiego Bethoda, a na wszystkie skłócone ludzkie plemiona napaść przygotowują dzicy szankowi (orki?)… (tak, vibe Gry O Tron bywa chwilami mocny).
+
Whooah!!! Ależ to się czyta! Energia, żywiołowość, sprawność narracyjna a na koniec mnóstwo ciętego dowcipu sprawiają, że Abercrombie w kategorii “czytalność” pozostawia w pobitym polu najlepszych storytellerów, z Kingiem czy Martinem na czele. Naprawdę, być może saga Jednego Prawa (której “Ostrze” jest pierwszym tomem) nie jest najlepszym, co na nowoczesne fantasy do zaoferowania (choć to na pewno czołówka czołówek) ale na pewno najlepiej się czytającym.
Są (słowami samego George R.R. Martina) - pisarze ogrodnicy i pisarze architekci. Ci pierwsi “sieją ziarno” i tylko patrzą, jak historia się rozrasta. Drudzy misternie wszystko planują na początku, by potem wypełnić zaplanowany schemat treścią. Nieco tu wyprzedzę opowieść (bo wiem jak się ta saga skończy) - Abercrombie to pełną gębą “architekt”. Niezwykle misterna, totalnie twistowa historia Pierwszego Prawa w pierwszym tomie dopiero się rozpędza, figury głównych bohaterów zostają dopiero rozstawione na tej planszy.
A ci bohaterowie! Co to za ekipa! Postaci wykreowane przez Abercrombiego są po prostu wspaniałe - Glokta, Logen, Bayaz, Jezal, Ardee - każdy bohater ma swoją osobowość, swój wyraz, każdy budzi uwagę. Przy czym żaden, ale to żaden nie jest bohaterem “jednoznacznym”.
“Szlachetny młodzieniec” Jezal - to buc, próżniak i arogant, “doświadczony wojownik” Logen, to pierwszej wody zbir, wojenny zbrodniarz i morderca gotów by wpaść w zabójczy berserkerski szał (na podobę Williama Munny z genialnego “Unforgiven” Clinta Eastwooda),, “dobry czarodziej” Bayaz jest cynicznym grubym łysolem knującym chytre i mroczne plany, a Glokta za maską “sadystycznego oprawcy” skrywa błyskotliwą inteligencję, uczciwość i - paradne! - prawość.
To jest esensja stylu “grimdark fantasy” - tutaj nie ma “dobrych i złych”, tutaj są różnorakie , wielowymiarowe postaci z różnorakimi motywacjami. Zaiste, na polu “poszarzania” Abercrombie przekracza nawet Grę O Tron!
No i ten styl! Wau, ależ to jest radość dla oczu i umysłu czytelnika. Dynamiczna, ani na chwilę nie zwalniająca akcja, lekki, potoczysty styl, cięte dialogi, mnóstwo, ale to mnóstwo takiego inteligentnego dowcipu (z angielska się mówi “wit”). Prawda, że w tym tyglu nieco traci na znaczeniu to, co pomaga w wielu innych sagach fantasy - Mrok. Książka jest, mimo krwawych scen i brutalności “jasna” i przygodowa, tak daleka od horroru, jak to tylko możliwe - taki bardziej Dumas niż Tolkien. Choć to żaden zarzut - naprawdę, zbyt wspaniała jest zabawa podczas czytania, by można na cokolwiek jakkolwiek narzekać.
A skoro już padło nazwisko Tolkien, którego “Władca Pierścieni” ustanowił kanoniczne zasady fantasy - już w pierwszym tomie “Pierwszego Prawa” widać, że Abercrombie będzie tańczył z tymi gatunkowymi archetypami tańczył kujawiaka. Jak bardzo zakpił z “bohaterskiej drużyny” to już opisałem, a ile jeszcze gięcia i de-formowania tych schematów przed nami, no to się okaże w kolejnych tomach (ale, ponownie wyprzedzę, nic z nich nietkniętego nie zostanie).
Jazda absolutnie obowiązkowa - nie tylko dla fanów fantasy! Dla każdego czytelnika kochającego adrenalinową, energetyczną prozę przygodową. Nie sposób się oderwać!
PS.
Powstał komiks (choć nie wiem, czy objął całość sagi). NA PEWNO powinien powstać serial! Byłby hit nad hity!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz