niedziela, 15 maja 2022

Szymon Majcherowicz Otwieram Oczy 8/10

Strach. Obrzydzenie. Niepokój. Debiutancki zbiór Szymona Majcherowicza „Otwieram Oczy”wywołuje wszystkie te, bliskie fanom grozy, (a znane z nazwy pewnego krakowskiego festiwalu literackiego), emocje. Znakomicie napisana, czarniejsza od black metalu proza; wielbicieli artystycznego weird fiction zachwyci jej poważna tematyka i wyrafinowana forma, zwolenników „konkretnego” horroru duża intensywność fabuł i kondensacja strachu, wszystkich zaś niezwykła świeżość pomysłów i znakomite twisty fabularne.


„Otwieram Oczy” to zbiór opowiadań, ale zbiór „koncepcyjny”, spójny artystycznie. Wszystkie zawarte w nim teksty łączy wspólny temat - trauma. Czy będzie to rozpad rodziny w oczach dziecka, śmierć najbliższej osoby, koszmar pedofilii czy  upokorzenie - urazy te pozostawią otwartą ranę w psychice bohaterów, zmienią, zniszczą ich życie. 


Na początek „Zaćmienie”. Młody chłopiec, jeszcze dziecko, postawiony jest wobec zasadniczej zmiany w jego życiu. Ojciec znika - chłopiec dowiaduje się, że umarł - a w jego miejsce zaczyna pojawiać się w domu inny mężczyzna. Silny, wesoły, cierpliwy, otwarty - imponuje  chłopcu, przyciąga jego uwagę, budzi sympatię. Jest, wstyd przyznać, znacznie lepszym kompanem i opiekunem, niż prawdziwy ojciec. 

Pewnego wieczoru dzieciak dowiaduje się jednak ze zgrozą, że mężczyzna „przyjaźni się” nie tylko z nim, że w domu jest jeszcze mama; nakrywa dorosłych pogrążonych w dzikim akcie seksualnym. Przeżycie stanowi dla niego szok…

+

„Zaćmienie” napisane jest bardzo dobrze, energicznie, sceny grozy (ataki „tytułowej” ćmy) mają odpowiednią energię, ale od strony zamysłu artystycznego przekonuje chyba najmniej (aczkolwiek spotkałem się z głosami, że to najlepsze, najbardziej „poetyckie” opowiadanie z całego zbioru). Dość trudno zrozumieć głębię traumy bohatera (w końcu sytuacja w nim opisana nie należy do wyjątkowo rzadkich, raczej można się spodziewać westchnięcia „ech, życie” niż trwale dewastujący psychikę uraz), a i symbolika agresywnej ćmy wydaje się niezbyt przekonująca.


Ale dobra - pierwsze śliwki robaczywki. Prawdziwa black metalowa nawałnica zaczyna się od drugiego opowiadania - „Sąsiadka”!

+

Młoda, szczęśliwa, zakochana para wprowadza się do mieszkania w bloku. Pewnego dnia w windzie poznają staruszkę mieszkającą w sąsiednim mieszkaniu. Kobieta wydaje się bardzo przyjazna, ale młodzi wyczuwają jakiś fałsz ukryty za uprzejmym uśmiechem.

Wkrótce zaczynają im dokuczać drobne, ale z upływem czasu coraz bardziej męczące zdarzenia; ktoś smaruje ich klamkę tłuszczem, ktoś rozpuszcza złośliwe plotki na ich temat, ktoś wulgarnym napisem na ścianie obraża dziewczynę. 

Kiedy ta, pewnego dnia, wykończona kolejnym wrogim wydarzeniem spędza weekend u swej przyjaciółki, sąsiadka odwiedza samotnego mężczyznę. Kobieta czyni mu niesmaczne awanse usiłuje wprosić się na noc do mieszkania a jego odmowa wywołuje wrogość i nieokreślone groźby.

Wkrótce na parę spada tragedia - dziewczyna umiera, po krótkiej walce z chorobą, na nowotwór mózgu.  Oszołomiony tragedią mężczyzna pozostaje w mieszkaniu sam. Pewnego dnia, w windzie, spotyka starą sąsiadkę, która demonicznie szepcze mu prosto w twarz „to ją zavbiłam!”…

+

Brrrrr!!! Koszmar! Cóż za przerażające opowiadanie! Straszy rzeczywistym zagrożeniem (kto się nie boi, że umrze na Jakąś Straszliwą Chorobę?), straszy sąsiedzką paranoją rodem z filmów Polańskiego („Dziecko Rosemary”, „Lokator”), budzi lęk przed czarami, śmiertelną magią, budzi obrzydzenie - na granicy wymiotów - przy opisach szamańskich rytuałów. Zachwycające świeże spojrzenie na literacką grozę, na motyw czarownicy (o ileż dojrzalsze i ciekawsze niż popularny „Inkub”!), z  dalekim echem ewersowskiego „Pająka” w finale.

PS.

Czujny koneser horroru doceni scenę  seksu -  rodem z „Czadu” Stefana Grabińskiego! 


Wydawałoby się, że po takim daniu ciężko o coś równie mocnego, ale tytułowe opowiadanie zbioru - „Otwieram Oczy” - dorównuje „Sąsiadce” zarówno mroczą tematyką jak i kondensacją grozy.

+

Bohater przybywa do Świdnicy, miasta swego dzieciństwa, w poszukiwaniu źródła traumy dręczącej jego psychikę. Jako dziecko był tutaj poddawany przez swych opiekunów aktom brutalnej pedofilii. Uraz wyparł z jego pamięci większość koszmarnych wspomnień, chce jednak do nich dotrzeć podczas magicznych rytuałów, którym poddaje się w ruinie domostwa, w którym onegdaj mieszkał. 

Na ulicach Świdnicy spotka samego Szatana (pod postacią lokalnego złotnika), spotka też dojrzałą, ale wciąż jeszcze atrakcyjną czarownicę (tak, znowu będzie seks). Każde z nich pomoże mu na drodze do prawdy, do finałowego koszmarnego odkrycia… 

+

Kapitalny setting - zacichła Świdnica, „nawiedzony” dom, atmosfera gęstniejące tajemnicy, świetna konstrukcja wiodąca do ligottiańskiego „zapętlonego” finału w upiornej piwnicy, ponura, depresyjna tematyka - „Otwieram Oczy” to nie tylko znakomity horror, to kawał świetnej literatury „mainstreamowej”. Do tego rewelacyjnie napisana! Zresztą oddajmy głos samemu autorowi - oto opis świdnickiej inkarnacji Szatana : „Taki tam człeczyna, przeżuwacz schaboszczaków, szary niczym papier do pakowania przesyłek kurierskich. Jedyne przeżycie, do którego powraca bez obrzydzenia, to autograf od Niemena w siedemdziesiątym czwartym”. 


Weird rzadko kreuje ciekawe postaci (sprawdzić, czy nie „Ćma” Jakuba Bielawskiego”) - nie to jest głównym zadaniem tego nurtu literatury -  ale Ewa, bohaterka „Kuli”, ostatniego opowiadania z „Otwieram Oczy” to właśnie postać niczym z powieści Stephena Kinga - pełnokrwista, ciekawa, przyciągająca uwagę czytelnika-  taka, którą można polubić, której losy są przejmujące

Kobieta wyprowadza się wraz mężem na wieś, by tutaj oddawać się w spokoju pielęgnacji ulubionego ogrodu. Pewnego dnia podczas prac zauważa koło siebie tajemniczą pomarańczową kulę. Ewa jest bardzo podatna na wszelkiego rodzaju teorie spiskowe, rzuca się zatem w otchłań internetu, by tutaj już po chwili guglowania dotrzeć do Strasznej Prawdy. Tak - widok Pomarańczowej Kuli zwiastuje, dokładnie po upływie 18 dni, samobójczą śmierć osoby, która ją ujrzała (bardzo efektowne nawiązanie do motywu fabularnego znanego z „Ringu”). 

Ewa nawiązuje kontakt z podobnie „oświeconym” weteranem teorii spiskowych prawnikiem z Sosnowca (uchacha). Mężczyzna omawia namiętnie w sieci różne aspekty zagadnienia - sam  również  widział kulę, więc zagrożenie dotyczy go osobiście. Niemniej żartuje on z sytuacji - stanowczo ogłasza, że nie zamierza popełniać samobójstwa.

Niestety, dzień po upływie terminu w sieci pojawia się informacja o tragicznej śmierci prawnika….przerażona Ewa chce o wszystkim poinformować męża, chce, by ten feralnego dnia został z nią w domu….Ten całą sytuację uznaje za wymysł znerwicowanej żony. Co przerażające, z sieci znikają wszelkie informacje dotyczące Pomarańczowej Kuli czy samobójczej śmierci mężczyzny …. czy Ewa jest uwięzona w klatce swych urojeń ? Czy narastające w niej  podejrzenie, ze mąż zdradza ją z inną kobieta, też jest tylko urojeniem???

+

„Kula” jest trochę nierówna. Po świetnej, paranoicznej części „spiskowej” fabuła się nieco załamuje, pojawia się znacznie mniej przekonujący wątek „traumy upokorzenia” - wątek nieco jakby sztucznie połączony z tematem „pomarańczowej kuli”, ale znakomity, przerażający finał opowiadania (ponownie kłania się Ligotti) rozwieje wszelkie zastrzeżenia.



Jeszcze jedna uwaga. Weird fiction to literatura raczej elitarna, niż egalitarna, to literatura artystyczna, a nie rozrywkowa. Dotyczy to nie tylko tematyki ale i samego stylu. Próg wejścia ustawiony jest wysoko - czytelników wita wyrafinowana, misterna, wymagająca  czasem maksymalnego skupienia, wręcz mozołu, fraza. Co jednak zaskakujące, Majcherowicz, wciąż pisząc pięknie,  bardzo lekko i bardzo „reader friendly”. To się znakomicie czyta!


PS.

Kiedy kilkanaście lat temu wylewałem krwawe łzy nad lekturą „Plamy Na Suficie” Piotra Zaremby myślałem, że to już tak być musi, że widocznie Polska nie jest krjem stworzonym do tego, żeby tu powstawały dobre horrory. Dziś sytuacja uległa zmianie - dziś, jako fan grozy jestem człowiekiem spełnionym. Polska groza dojrzała, co rusz pojawiają się nowe, świeże, ciekawe tytuły, nowe, świeże nazwiska. Szczególne ożywienie przeżywa zaś nurt weird fiction. Jest zjawiskowa proza Wojciecha Guni, jest Jakub Bielawskiego, są  Anna Maria Wybraniec, i Paweł Mateja. Teraz do grona dołącza - na pełnej petardzie Szymon Majcherowicz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graham Masterton - "Czarny Anioł" 5/10

Zaczyna się zgodnie z recepturą hitchcockowską, od trzęsienia ziemi. Scena brutalnego zamordowania całej rodziny jest jedną z mocniejszych j...