piątek, 1 października 2021

Franz Kafka Proces 8/10

Budzące prawdziwe dreszcze grozy arcydzieło literatury, często w ogóle nie utożsamiane z literaturą gatunkową, straszące jednak znacznie bardziej niż jakiekolwiek wymyślone potwory, straszące grozą czającą się w zakamarkach „normalnego życia”; dzieło, które stało się symbolem, powiedzeniem („Józef K.”), jeden z najważniejszych utworów weird fiction, jego wręcz ucieleśnienie.


+


Młody manager bankowy Józef K. pewnego dnia zostaje obudzony przez grupę mężczyzn, przedstawiających się jako śledczy, informujących go, że został „aresztowany” i że rozpoczął się jego „proces”. Wkrótce okazuje się, że „aresztowanie” jest swoistą przenośnią, że, generalnie, życie Józefa wraca do codziennej normy, a  jego „proces” toczy się poza jego granicami swoim własnym rytmem.

Z uwagi na brak realnych obostrzeń początkowo mężczyzna drwi z całej sytuacji i uważa wszystko za nieporozumienie, które zostanie wyjaśnione przy pierwszej okazji. Wezwany na przesłuchanie, przybywa do dziwacznej sali sądowej (zlokalizowanej na poddaszu zwykłej  kamienicy, z przejściem przez prywatne mieszkanie!) i przekonany o braku jakiejkolwiek swej winy  zachowuje się buńczucznie i arogancko.

Stopniowo jednak jego nastawienie ulega zmianie - zaczyna coraz bardziej przejmować się  swoją sprawą. Nie wszystko jest tak umowne i zabawne, jak się początkowo wydawało  - i np. urzędnicy, na których zachowanie się poskarżył, zostają brutalnie wychłostani.

Przybyły z prowincji krewny Józefa K. uświadamia powagę sytuacji i niebezpieczeństwa wynikające z ewentualnego przegrania procesu; w konsekwencji  rekomenduje on mężczyźnie wynajęcie adwokata (yes! jak macie tematy prawne, nie wahajcie się ZAPŁACIĆ prawnikowi! To dobra rada :-) ).

Józef K. zgodnie z poradą zatrudnia znanego mecenasa, jednak, jak się wydaje, w żadnej mierze nie pomaga to jego procesowi. Z tygodnia na tydzień sytuacja wydaje się coraz poważniejsza i groźniejsza. K. Traci pomału optymizm i wiarę w sukces. W końcu rozgoryczony brakiem postępów zwalnia nieskutecznego adwokata (i to był błąd, młodzieńcze!). 

Ponury finał czai się na horyzoncie…


+


Niektórzy literaturoznawcy pewnie zawyją z oburzenia - „Proces” ma niby być „horrorem”? Arcydzieło literaturą gatunkową o czytania w przysłowiowym pociągu? Ale jakby się nie jeżyć i  nie stroszyć „Proces” to mrożące krew w żyłach weird fiction, książka dotykająca lęków  drzemiących w każdym, strachu przed Instytucją, Prawem, zdehumanizowanymi procedurami, toczącymi się gdzieś w Wysokich Urzędach, a mogącymi doszczętnie zniszczyć życie człowieka.  


W centrum „Procesu” jest Józef K. - samotny człowiek postawiony wobec złowrogiej mocy, bezsilny, pozbawiony wszelkich szans na przeciwstawienie się władczemu Systemowi (to już dziś jest weirdowy archetyp). Nie potrafi on zrozumieć, co się tak naprawdę dzieje, miota się od poczucia siły do przeczucia klęski, szuka pomocy u znajomych, kochanek,  poleconych fachowców,  w końcu w religii (wstrząsająca finałowa wizyta w kościele) - bez jakiegokolwiek rezultatu.  Przy tym trudno Józefa K. nazwać „bohaterem”, on jest nie tyle podmiotem, co przedmiotem tej potwornej opowieści, im bardziej się stara coś osiągnąć, coś zdziałać, tym bardziej przegrywa. Jest jak mucha szamocząca się w sieci demonicznego pająka. Charakterystyczna jest zmiana jego nastawienia, kozak na początku, zrezygnowany przegryw na koniec. 

Józef K. to jedyna prawdziwie ludzka postać w calej powieści - to jakby metafora Człowieka stojącego  wobec Systemu. Reszta osób to  przerażające cienie, sylwetki na ścianie, groteskowo powykręcane koszmary senne niczym z opowiadań Thomasa Ligottiego.


„Proces” przeraża nie grozą nadprzyrodzoną, co tą realną, codzienną (przez to jest jeszcze straszniejszy!) ale powieść nie unika momentów fantastycznych, momentami wręcz groteskowych. Dziwaczne biura sądowe na strychach cywilnych kamienic, przejścia pomiędzy lokalami, mieszkanie adwokata, mroczny kościół, wszystko jest tutaj dziwne i niesamowite.


No i ten wstrząsające  zakończenie - jedyny pełnowymiarowy „jump scare” w powieści, ale za to jaki!  To brutalne „Wie ein Hund!”!  - cóż za przerażająca, depresyjna, nihilistyczna coda! Ciarki po plecach przebiegają. Metafora nie tylko bezsilności człowieka wobec Prawa, Systemu, Organizacji, ale szerzej, wobec całego życia, wobec majestatu Boga, wobec jego niezbadanych wyroków. A odpowiedź Kafki jest z tych najbardziej dobijających. Wspaniałe, prawdziwy „spisek przeciw ludzkiej rasie” - fani Ligottiego będą w siódmym piekle. 


Brrrrr ! Jak ktoś chcę czytać grozę, a nie chce się wstydzić przed „normalsami” Wielkich Krabów,  Złych Klaunów czy co tam jeszcze dziecinnego oferuje standardowy horror - niech łapie zaraz za „Proces”. Mainstream goes weird goes horror. Must read -  KANON.


PS.

Przyznam, że mimo achów czyta się dość  niewdzięcznie, trochę jak pismo urzędowe stąd nieco niższa ocena czytelniczego „funu”, ale pls - „Proces” jest w zasadzie poza skalą ocen. V.S.O.P.


PPS.

Dla prawników lektura obowiązkowa, Obok weirdu jest tutaj sporo o naszym zawodzie i sposobie jego wykonywania. Trochę jak instrukcja działania. No i reklama usług prawniczych - korzystajcie z pomocy fachowca, póki nie jest za późno!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graham Masterton - "Czarny Anioł" 5/10

Zaczyna się zgodnie z recepturą hitchcockowską, od trzęsienia ziemi. Scena brutalnego zamordowania całej rodziny jest jedną z mocniejszych j...