Saga trwa, nadal równie rewelacyjna, jak na początku. Myślę, że bez zbędnych obaw o "spojlerowanie" mogę zgrubnie zrekapitulować, w ktorym miejscu kto się znajduje. Z jednej strony światowa popularność serialu spowodowała, że losy bohaterów są powszechnie znane, z drugiej zaś, gdyby ktoś spod jakiegoś kamienia wychynął akurat, taka relacja nic mu nie powie, bez znajomości przebiegu wydarzeń.
+
- przede wszystkim, Krwawe Gody. Plan zabaw opuszczają Robb i Catelyn (o tyle o ile),
- po drugie, Czerwone Wesele. Plac zabaw opuszcza otruty Joffrey, Sansa ucieka wraz z Littlefingerem, Tyrion zostaje oskarżony o morderstwo,
- po trzecie, pojedynek Oberyna z Górą
- po czwarte, uciekający Tyrion "dziękuje za wsparcie" tatusiowi i swej Shae,
dodatkowo :
- Bran, przechodzi na północ Muru, by w asyście stryja zombie-Benjena (zmiana wobec serialu) podążać ku Trójokiej Wronie,
- Jon wraz z braćmi z Nocnej Straży odpiera szturmy Dzikich i następnie, na skutek zręcznej intrygi Sama (zmiana wobec serialu) zostaje wybrany Lordem Dowódcą,
- Sansa ostatecznie trafia do Orlego Gniazda, gdzie Petyr morduje jej ciotkę Lysę,
- Arya wędruje wraz z Ogarem. Po tym, jak zostaje on ciężko ranny w starciu w gospodzie z ludźmi Lannisterów (zmiana wobec serialu), zostawia go, konającego i wsiada na statek do Braavos.
- Jamie wraz z Brienne dociera do Królewskiej Przystani, obejmuje funkcję Dowódcy Straży Królewskiej i wysyła Brienne w poszukiwaniu Sansy,
- Daenerys zdobywa Meereen, traci jednak wpływy w Astaporze i Yunkai, decyduje się zatem póki co pozostać w Meereen jako lokalna królowa. Wypędza Joraha Mormonta, dowiedziawszy się o jego szpiegowaniu dla Varysa.
+
Nic się nie zmienia. W trzecim tomie Pieśń Lodu I Ognia to nadal jedna z najwspanialszych, najbardziej porywających i zachwycających opowieści fantasy kiedykolwiek napisanych. Dziesiątki żywych, intrygujących bohaterów, setki wręcz przygód i zapierających dech w piersiach wydarzeń, każda strona trzyma w napięciu i zmusza, by czytać dalej.
Na tym etapie Martin wciąż trzyma całość ogromnego obrazu mocno w garści, fabuła się nie rozłazi, nadmiar postaci nie męczy - absolutna petarda czytelnicza.
Nadal należy podziwiać wierność (tak, wierność!), z jaką twórcy serialu oddali bogactwo sagi. Pomijając drugorzędne, drobne różnice, wynikające głównie z faktu pewnej "komasacji" postaci w produkcji filmowej - pewne przygody i wydarzenia osób, które z fabuły zniknęły, należało "dopisać" tym istniejącym. Mało, wcale nie jest powiedziane, że wybory serialowe są gorsze od oryginalnych Martina. Czasami wydaje się wręcz, że duet D&D (filmowcy) potrafi okiełznać co bardziej szarżujące pomysły autora. Dotyczy to dwu głównych różnic - wątku "fałszywej" Aryi (more to come) oraz wątku "zombie-Catelyn".
Generalna zasada jest taka, że serial częściej stawia na prostą emocję, podczas gdy Martin przedkłada nad to chłód intrygi. Najłatwiej to można zaobserwować przy wyborze Jona Snow na Lorda Dowódcę. Coś, co na ekranie wynika z emocjonalnej, drżącej od wzruszenie przemowy Sama w książce jest efektem jego przebiegłej intrygi. Najbardziej zaś widać to w wątku żony Robba Starka. Lodowaty plan i pułapka uknute przez Tywina Lannistera i ród Westerlingów zostały zastąpione romantyczno-makabrycznymi uniesieniami filmowymi.
Reasumując - do końca 2 części trzeciego tomu Pieśń Lodu I Ognia nie traci nic a nic na swej kosmicznej jakości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz