Z zasady staram się nie narzekać na czytane książki. Cieszę się zawsze na nowe światy, nowe przygody, doceniam pracę Autorów włożoną w pisanie - jest nie całkiem fair bluzgać jadem na efekt czyjegoś wysiłku. Zwłaszcza staram się oględnie podchodzić do Autorów debiutujących lub mniej znanych - autorom już znanym i popularnym krytyczne wyrzekanie w necie w niczym nie zaszkodzi.
Jacek Komuda jest pisarzem bardzo znanym, popularnym, o ugruntowanej pozycji i wiernej grupie fanów -więc mój zawód jego książką "Imię Bestii" i wiążąca się z tym krytyka
Kupiłem i czytałem "Imię Bestii" jako typową lekturę wakacyjną - trzon akcji toczy się w uroczym francuskim Carcassonne, w którym spędziłem tego roku część wakacji, stąd też zaopatrzyłem się w tę książkę, by móc ją, trochę jak fani Dana Browna przeczytać a miejscu.
W ogóle chwilę zastanawiałem się, czy "Imię Bestii" mieści się w kategorii literatury grozy. Blurb reklamuje ją, z nieznośną tromtadracją, jako polskie "Imię Róży" (sic!), treść dwu głównych opowiadań (bo książka to zbiór trzech krótszych historii) oscyluje pomiędzy historycznym thrillerem a fantastyką, no ale jednak fantastyka ma zdecydowanie wymiar niesamowity, stąd też ostatecznie uznałem, że jest na nią miejsce w naszej grupie.
Bohaterem "Imienia Bestii" jest postać rzeczywista, Francois Villon, żyjący w późnym średniowieczu poeta i awanturnik. W pierwszym opowiadaniu - "Diabeł Z Kamienia" prowadzi on śledztwo dotyczące serii morderstw odtwarzających szczegółowo wydarzenia na zaginionej w paryskiej Katedrze Notre Dame płaskorzeźbie. Sprawa ma podłoże mistyczno - wolnomularskie, z pomysłem mocno zaciągniętym z Alana Moore i jego wspaniałego "From Hell" - zgrubnie rzecz biorąc chodzi o stworzenie ciągu magiczno-mistycznego mającej na celu powstrzymanie upadku Średniowiecza i nadejścia Renesansu (wiem, brzmi lekkopółśrednio, ale tyle zrozumiałem z wakacyjnego czytania). 5/10
Trzon książki stanowi tytułowa minipowieść. Villon, tym razem w Carcassonne, ponownie zaangażowany jest w prowadzenie śledztwa, tym razem mającego wyjaśnić szereg tajemniczych i pełnych grozy wypadków (wybuch pożaru w zakładzie ludwisarskim, zerwanie wielkiego dzwonu, eksplozja baszty prochowej itp.), w których ginie szereg mieszkańców miasta. Przed każdą katastrofą na murach miasta pojawia się rzymska cyfra, a w okolicy kręci się tajemniczy garbus. Ponownie w tle jest Wielki Spisek w który zamieszani są neo-katarzy ( w końcu jesteśmy w Langwedocji), satanista-pedofil z bandą rzezimieszków, znana Villonowi prostytutka i zamknięty od półwieku w odciętej od świata celi mnich. Jego celem jest życie wieczne, zemsta neo-katarów i osłabienie ducha wiary chrześcijańskiej (wiem, brzmi lekkopółśrednio....a, to już było). 6/10
Trzecie opowiadanie jest tak nędzne, że aż się pisać nie chce.. niektórzy ludzie po samobójstwie przemieniają się w anioły (sic!), jedną anielicę Villon pozbawia skrzydeł (obcinając je siekierą...) i obwozi w klatce jako jarmarczną atrakcję. 2/10
Przyznaję, mocno się zawiodłem na "Imieniu Bestii". Pomijam katastrofalne końcowe opowiadanie - jakąś wątłą, potężnie irytującą czytelnika metaforę, ale dwie zasadnicze historie też są srodze przeciętne. Najbardziej mnie raził odczuwalny brak zaangażowania Autora w opowiadaną historię - tj. w fabułę, narrację. Mnóstwo energii poświęcone jest scenografii, ze szczególnym uwzględnieniem wyjątkowo odrażająco opisywanego Średniowiecza - smród, brud, umysłowa i fizyczna ohyda - takie turbo-Imię Róży w wersji filmowej. Komuda napawa się wręcz tymi opisami, co parę stron starannie opisując kolejne obrzydliwości.
Za to główna oś opowiadanych historii kuleje. Owszem, pisze Komuda sprawnie i lekko. Jedna zbrodnia goni drugą, Villon energiczne odkrywa kolejne elementy Złowrogich Spisków - a czyta się to po wakacyjnemu - szybko i bezboleśnie, ale odnosiłem wrażenie pewnej pretekstowości - jakby sam Autor niezbyt poważnie traktował wymyślane przez siebie historie. Ot, taka typowo wakacyjna rozrywka, do szybkiego zapomnienia.
Zasadniczo niestety nie polecam. 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz